Prowadzona przez parę architektów Lilę i Jędrzeja Lewandowskich „Zielona Górka” krótko po otwarciu stała się jednym z ulubionych miejsc mieszkańców i żelaznym punktem odwiedzin przyjeżdżających do Pabianic gości. Restauracja słynie z licencjonowanej neapolitańskiej pizzy, dzięki której znalazła się w Rankingu 50 Najlepszych Pizzerii w Europie - Top 50 Pizza Europe 2022.
Ozdobą i duszą lokalu jest prawdziwy neapolitański piec Acunto Angolare, w którym tradycyjnymi technikami opisanymi w dokmentacji listy Kulturowego Dziedzictwa UNESCO codziennie wypiekają pizzę. Do „Zielonej Górki” przyjeżdżają i wracają amatorzy pizzy z całej Polski, wśród nich znane osoby szukające w niej nie tylko smaku, ale też kameralnej, domowej atmosfery.
Po trudnym spotkaniu z Niemkami podczas organizowanych w Łodzi Mistrzostw Świata w Siatkówce Kobiet polskie reprezentantki odzyskiwały siły jedząc pizzę, która przyjechała do nich prosto z „Zielonej Górki”.
Agnieszka Szynk: Tworząc „Zieloną Górkę" na pewno dążyliście do tego, aby miejsce zasłynęło ze wspaniałej atmosfery i pysznej kuchni. Od początku stawialiście na pizzę?
Jędrzej Lewanowski: Zawsze wiedzieliśmy, że chcemy mieć u siebie pizzę. Robiliśmy ją znacznie wcześniej, jeszcze przed otwarciem restauracji – serwowałem ją bliskim i znajomym, co zmuszało mnie do poróżowania z całym sprzętem do robienia pizzy. Oczywiście otwieranie knajpy wiąże się z dużymi wydatkami, więc specjalistycznego sprzętu przybywało stopniowo.
Kiedy pomyślałeś, że chcesz profesjonalnie zająć się robieniem pizzy?
Wykładałem wtedy na Politechnice Łódzkiej – to był etap doktoratu. W pewnym momencie narosło we mnie zmęczenie związane z zajmowaniem się architekturą. Samodzielnie zacząłem projektować naprawdę wcześnie, w wieku 24 lat. I wszystko szło dobrze – zajmowaliśmy się fajnymi rzeczami. Po pewnym czasie zacząłem odczuwać coraz większe zniechęcenie związane z bieganiem po urzędach, staniem w kolejkach i zdobywaniem podpisów – to codzienność każdej osoby, która prowadzi swoją pracownię. Kiedy oświadczyłem mojemu uczelnianemu zespołowi, że rzucam architekturę dla pizzy, to nie pomyśleli o mnie zbyt poważnie.
Bardzo interesuje mnie cały wątek szkoleń i sięgania do źródeł – od początku zależało Ci na tym, żeby robić pizzę zgodnie z tradycją i zasadami sztuki?
Bardzo lubiliśmy jeździć do Włoch – odwiedzaliśmy najróżniejsze miejsca, w których jest serwowana. W końcu uznałem, że jeśli mam się naprawdę dobrze nauczyć, to od osób, które kiedyś ją wymyśliły. To było krótko po tym, jak pizza neapolitańska została wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Kiedy my zaczynaliśmy, to w Polsce nie było się od kogo uczyć. W całym kraju były może trzy takie knajpy. W Associazione Verace Pizza Napoletana w Neapolu uczyliśmy się od ludzi, których dziadkowie byli twórcami pizzy. Będąc tam, od razu powiedziałem im, że muszę nauczyć się robić pizzę najlepiej. Trochę nauczyłem się tam, w Neapolu, ale bardzo dużo ćwiczyłem po przyjeździe.
Ile trwał proces dochodzenia do perfekcji?
Przynajmniej rok. Ćwiczyłem po paręnaście godzin dziennie.
Słyniecie nie tylko z serwowanej pizzy, ale i z gości, którzy odwiedzają „Zieloną Górkę". Skąd dowiadują się o Was?
Wydaje mi się, że to wszystko jest zasługą ludzi i poczty pantoflowej. Nigdy nie korzystaliśmy z jakiś sponsorowanych zaproszeń. Wszystko dzieje się naprawdę i sądzę, że jest to splot różnych zbiegów okoliczności. Niedawno znów wpadł do nas Quebonafide – usiadł razem z kumplem w ogródku, zjedli pizzę, nikt ich nie rozpoznał, więc mieli spokój. Połapał się chyba tylko jeden stolik młodszych ludzi.
Niewiele knajp może wpisać sobie do CV, że jadł u nich Quebonafide i Donald Tusk.
Oni są zawsze bardzo mili i naprawdę chwalą to, co im podajemy. Często trochę pokazuję im, jak to wygląda „od kuchni”, robimy sobie zdjęcie. Te fotki przy piecu zaczęły się od odwiedzin Tomka Makowieckiego. Często w pierwszej chwili w ogóle nie rozpoznaję tych osób. To było zabawne, bo Quebonafide pierwszy raz przyszedł do nas w Halloween, więc kompletnie nie przyszło mi do głowy, że to jest on. Pamiętam, że wtedy leciała u nas muzyka z horrorów z lat 20, było dużo przebranych osób, więc wszystko się zgadzało.
Niedawno wpadł do nas Andrzej Smolik ze znajomymi. Przy okazji wizyty w Pabianicach ze swoim programem, była u nas też kilka razy Dorota Szelągowska. Odwiedziił nas Czesław Mozil, z którym zorganizowaliśmy koncert-niespodziankę. Myślę, że to wszystko bierze się z jakiś poleceń znajomym czy rodzinie i wielu fajnych zbiegów okoliczności, no i gdzieś na końcu ci ludzie do nas trafiają
Jedzenie jest ogromną częścią sukcesu restauracji, ale w nie mniejszym stopniu staracie się dbać o „miejsce”.
Budynek i przestrzeń zaprojektowaliśmy sami – o „Zielonej Górce” myślimy trochę jak o atrakcji turystycznej. W zapisach UNESCO wyraźnie znajdziemy informacje o tym, że w robieniu pizzy neapolitańskiej nie chodzi wyłącznie o odpowiednie składniki i pewien ściśle ustalony algorytm postępowania. Chodzi o sztukę robienia pizzy – to po części przedstawienie, w którym uczestniczą ludzie; wszystko powinno odbywać się na oczach gości.
CZYTAJ TAKŻE >>> Znów głośno o Zielonej Górce! Lokal wyróżniony w rankingu najlepszych pizzerii w Europie
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.