34-latek opowiedział swoją wersję przebiegu wypadku
W rozmowie przez wideoczat Sebastian M. mówi, że do tej pory nie zajmował stanowiska w tej sprawie z uwagi na groźby, których był adresatem.Mężczyzna opowiedział swoją wersję przebiegu wypadku. Twierdzi, że jechał swoim BMW autostradą A1 do Piotrkowa Trybunalskiego i tuż przed węzłem Piotrków samochód marki kia zajechał mu drogę - co nie zgadza się z ustaleniami policji, która uważa, że to BMW uderzyło w tył kii.
W samochodzie 34-latka wystrzeliły kurtyny powietrzne, w związku z czym miał nie widzieć, co się dokładnie stało. Razem z Sebastianem M. podróżowały dwie osoby, a jedna nie była przypięta pasami. Mężczyzna twierdzi, że poinformował służby o wypadku i udzielił pierwszej pomocy poszkodowanemu znajomemu.
Sebastian M. opowiada, że widział płonącą kię i podał komuś gaśnicę, a sam skupił się na pomocy przyjacielowi. Po chwili miały pojawić się służby ratunkowe. Mężczyzna twierdzi, że odmówił hospitalizacji, poddał się badaniom na obecność alkoholu i starał się współpracować z policjantami.
Wyjechał do Niemiec, a następnie do Dubaju
W rozmowie Sebastian M. podkreśla, że od początku był piętnowany z powodu tego, co się stało. W środku nocy został zwolniony z policji do domu, a następnego dnia wyjechał na zaplanowaną delegację na Węgry. Po trzech dniach wrócił do Łodzi.Wtedy miała zacząć się fala hejtu skierowana w 34-latka i jego rodzinę. W Internecie miały zostać opublikowane m.in. zdjęcia rejestracji jego samochodu oraz jego dane osobowe. Mężczyzna zaczął otrzymywać groźby.
Dalej mężczyzna opowiada, że 25 września pojechał do Niemiec, a następnie do Dubaju, gdzie również miał od dawna zaplanowane spotkania. W międzyczasie polskie służby zaczęły go szukać. Sebastian M. mówi, że chciał wyjaśnić całe zdarzenie, ale obawiał się, że nie zostanie potraktowany sprawiedliwie. Twierdzi, że nie dostał szansy obrony.
Jest zgoda na ekstradycję 34-latka, ale policja ZEA musi go zatrzymać
Zbigniew Stonoga dopytuje, z jaką prędkością jechał Sebastian M. Ten odpowiada, że 160-170 km/godz. (powołany na wniosek policji biegły ustalił, że było to ponad 250 km/godz. - przyp. red.). 34-latek mówi, że nie miał czasu na jakąkolwiek reakcję.
- Obwiniam siebie o to, że tam byłem, ale ja nie spowodowałem tego wypadku. Tam mógł być każdy z nas
- mówi na koniec.
Z najnowszych przekazów dotyczących tej sprawy wynika, że władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie cały czas przebywa Sebastian M., zgodziły się na jego ekstradycję do Polski. Tamtejsi policjanci muszą jednak ponownie go zatrzymać. Do tej pory polskie organy ścigania nie dostały informacji, że to się stało.
Przypomnijmy. Do wypadku, który poruszył całą Polskę, doszło we wrześniu 2023 roku na autostradzie A1 niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego. Według ustaleń śledczych, BMW, które jechało z prędkością 253 km/godz., uderzyło w samochód marki kia, którym podróżowała rodzina. Pojazd, którym jechał Patryk ze swoją żoną Martyną oraz 5-letnim synem Oliwierem, uderzył w bariery energochłonne, po czym stanął w płomieniach. Wszyscy pasażerowie zginęli.
Komentarze (0)