Wszystko przemawia za Widzewem, tylko nie wyniki
Ten sezon miał być ziszczeniem pięknego snu fanów Widzewa Łódź. Po wielu perturbacjach związanych z nieudanym poprzednim sezonem, wydawało się, że w klubie w końcu zagościła stabilność. Nowa energiczna prezes była w stanie przekonać wszystkich (a przynajmniej wielu), że cel nadrzędny – awans do Fortuna 1 Ligi – zostanie osiągnięty. Nie bez wysiłku oczywiście, lecz szanse na to miały być zmaksymalizowane.Choć zaczęło się od rewolucji w pionie sportowym, to z każdym tygodniem sytuacja uspokajała się, a kolejne osoby zatrudniane przez klub mogły napawać serca kibiców optymizmem. Głównie były to: ściągnięcie na stanowisko trenera eksperta od awansów, Marcina Kaczmarka, oraz nieosiągalne dla innych klubów II ligi (a nawet niektórych klubów z I ligi) transfery piłkarzy: Robaka, Rudola czy Kosakiewicza.
Lecz mimo tych wszystkich ruchów nie nastąpiła oczekiwana poprawa osiągnięć czysto sportowych. W ciągu kilku miesięcy w klubie zmienił się prezes, trener oraz (częściowo) piłkarze, ale jak na złość wyniki pozostały te same.
Chciałbym w tym miejscu jednak zaznaczyć, że tym tekstem nie chcę w żaden sposób atakować zawodników i trenera, których nie posądzam o brak odpowiednich umiejętności czy celowe działanie na szkodę klubu, bo to byłoby po prostu niesprawiedliwe.
Przyczyna, której szukają wszyscy
Coś jednak w zespole kierowanym przez Marcina Kaczmarka nie działa. Drużyna wzmocniona zawodnikami o tak bogatej, jak na warunki II ligi, historii gry w najwyższej klasie rozgrywkowej nie potrafi nawet dorównać wynikom zespołu, który rok temu zaczynał bój o awans na zaplecze Ekstraklasy.W zeszłym sezonie po 6. kolejkach Widzew miał na swoim koncie 11 punktów i zajmował 4. pozycję w tabeli II ligi. Szału nie było, pierwsza (wysoka, bo 0:3) porażka była już za nim, jednak strata do ówczesnego lidera (a ostatecznie spadkowicza), Siarki Tarnobrzeg, była minimalna, bo wynosiła jedynie 2 punkty.
Spoglądając na obecną sytuację klubu z al. Piłsudskiego, można się złapać za głowę, bo choć różnica punktowa nie wydaje się wielka (8 punktów zdobytych w tym sezonie, do 11 w poprzednim) to już strata 7 punktów do aktualnego lidera, Stali Rzeszów, może niepokoić. Cały efekt słabych wyników Widzewa potęguje to, o czym już wspomniałem, czyli kadra zespołu, złożona z zawodników teoretycznie przewyższających poziom rozgrywkowy na jakim łodzianie się znajdują. Niebagatelną kwestią jest to, że wymienieni przeze mnie piłkarze nie grali w Ekstraklasie 2,3 czy 4 sezony temu, lecz w zasadzie dopiero co ją opuścili.
Gdzie więc leży problem? „Winnych” według mnie może być kilku: brak czasu na zgranie zespołu i adaptację przez zawodników taktyki zaproponowanej przez trenera, presja z każdej strony (władz, dziennikarzy, kibiców), oraz zbytnia pewność siebie.
Al. Piłsudskiego = presja
Argument dużej presji i ogólnie słabej odporności mentalnej wypływa nieustannie co jakiś czas w dyskusjach o wynikach Widzewa. Nie wierzę że piłkarze pokroju Robaka, czy Kosakiewcza nie potrafią poradzić sobie z presją z jasnych powodów (Sam Robak nie dał nawet powodu, by mu to zarzucić). Inna sprawa, że wielu zawodników pozostało z poprzedniego sezonu, którym także zarzucano, a jakże, nieodporność na presję związaną z wyznaczonym celem. I tu pojawia się problem, bo jeśli rzeczywiście tak było, to nie oszukujmy się, ale klub takich zawodników powinien się pozbyć i jeśli to zrobił, to przyczyna słabych wyników leży gdzie indziej. Jeżeli nie, to tacy zawodnicy nawet wsparci najlepszymi kolegami mogą wpływać niekorzystnie na wyniki całego zespołu.Czym jednak wytłumaczyć indywidualne błędy choćby Sebastiana Rudola. Na papierze ma wszystko: umiejętności (bez nich nie rozegrasz w Ekstraklasie 130 spotkań), doświadczenie oraz odpowiedni wiek (24 lata). Błędy zdarzają się każdemu, fakt, jednak takiemu zawodnikowi absolutnie nie powinny przydarzać się tak często, jak ma to miejsce właśnie teraz.
„Za mocni” na II ligę?
Tutaj przechodzimy do argumentu wymienionego przeze mnie jako ostatniego. Obawiam się, że zawodnicy którzy dołączyli do Widzewa z wyższych klas rozgrywkowych, mogą być zbyt pewni tego, że są bardzo mocni jak na tą ligę. Nie byłby to pierwszy ani ostatni przypadek, kiedy zespoły teoretycznie silniejsze miały problem, lub po prostu przegrywały ze słabszymi rywalami, oczekując łatwego meczu. Takie podejście, czasem świadome, czasem podświadome wpływa na koncentrację przed spotkaniem. Oczywiście, piłkarze temu zaprzeczą i zapewnią o najwyższym skupieniu przed każdym meczem, ale ja absolutnie nie oskarżam ich o kłamstwo. Bo rzeczywiście mogą koncentrować się i motywować przed spotkaniem, ale wciąż z tyłu głowy piłkarza może czaić się myśl, że przed chwilą broniłeś zespołu przed napastnikami Legii Warszawa czy Lecha Poznań, więc co może zrobić ci taka Skra Częstochowa lub Olimpia Elbląg. Niestety, ale tą sprawę możemy pozostawić jedynie strefie domysłów i liczyć na to, że każdy z zawodników Widzewa podchodzi rzetelnie do swoich obowiązków i potrafi zawsze dać z siebie 100%.
Czy czas pracuje na korzyść Widzewa?
Zostaje nam więc do rozpatrzenia jeden, ale bardzo szeroki temat i kolejna ewentualna przyczyna słabego startu Czerwono-Biało-Czerwonych w obecnych rozgrywkach. Piłkarze Widzewa w okresie przygotowawczym pracowali ze sobą i z trenerem Kaczmarkiem bardzo krótko. Nie oszukujmy się, bez odpowiedniego pre-sezonu, nawet najlepsze kluby łapią dołek w początkowych tygodniach rozgrywek. Być może potrzeba jeszcze czasu, aby Ameyaw rozumiał jak ma tworzyć przestrzenie dla Kosakiewicza, lub na to, aby Wolsztyński zaczął odpowiednio poruszać się po boisku i zapewnić wsparcie Robakowi. Brak zgrania (11 zawodników jak dotąd przyszło do Widzewa tego lata, a 15 odeszło) i bardzo krótki czas na przygotowanie taktyki przez trenera nie mogą pozostać bez wpływu na to, jak prezentuje się zespół.
Element(y) układanki, które mogą zmienić wszystko
W rzeczywistości każdy z wyżej wymienionych aspektów może w mniejszym lub większym stopniu mieć swój wpływ na postawę łodzian. Możliwe, że coś przed naszymi oczami się ukrywa i również po części wpływa na to jak grają zawodnicy Widzewa. Zbliżając się do końca tego podsumowania, chcę zwrócić uwagę na jedną, ciekawą rzecz. Porównajmy: 3 mecze – 2 zwycięstwa, 1 porażka oraz 3 mecze – 2 remisy, 1 porażka. Niektórzy pewnie już domyślają się co to za zestawienie. W pierwszych wymienionych spotkaniach Widzewa Łódź zagrał Przemysław Kita. Zdobył w nich 3 bramki i wywalczył rzut karny. Drugi „zestaw” meczów to spotkania bez kontuzjowanego aktualnie napastnika łodzian. Jest różnica, prawda? Intryguje mnie myśl, że z Kitą w składzie ostatnie trzy, bardzo słabe mecze Widzewa mogły potoczyć się inaczej. Nie trzeba być ekspertem, aby dostrzec, że jemu o wiele lepiej układała się współpraca z Robakiem niż Wolsztyńskiemu. Nie twierdzę, że nagle styl łodzian byłby wspaniały, ale piłkarz zdobywający bramki z taką łatwością mógłby wpłynąć na każdy z wyników ostatnich spotkań, które przecież ważyły się do ostatnich sekund.Niestety, nie potrafimy tego sprawdzić, nie wiemy także w jakiej formie Kita wróci po doznanym urazie, a jego wpływ na wyniki (oby coraz lepsze) może zostać zamazany przez pojawienie się w środku pola Mateusza Możdżenia, który, miejmy nadzieję, zapewni odpowiednią jakość w tej strefie boiska.
Liczymy na to, że piłkarze otrząsną się z ostatnich niepowodzeń, a na następny mecz, ze Stalą Rzeszów gotowi będą wspomniani Kita oraz Możdżeń i odmienią obraz gry swojej drużyny, która z meczu na mecz prezentuje się coraz gorzej. Choć to dopiero początek sezonu, już teraz Widzew musi zacząć pogoń za czołówką ligi.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.