Nie ukrywam, że inspiracją do tego tekstu był ostatni mecz Widzewa przeciwko GKS-owi Katowice zakończony remisem 1:1. Łodzianie tym samym stracili szansę na zakończenie 14. serii gier na fotelu lidera, a samo spotkanie było chyba najgorszym w wykonaniu napastnika łodzian biegającego z numerem 9. Oczywiście, nie był to zły występ Robaka, choć nie zdobył on w tym meczu ani bramki, ani asysty i właśnie stąd bierze się moje pytanie. Ile punktów dotychczas „dostarczył” Marcin Robak swojemu zespołowi?
NAPASTNIK Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA
Dwa miesiące temu pisałem o tym, jakie do tej pory problemy miał Widzew ze znalezieniem napastników, którzy sprostali by odpowiedzialności i byli głównymi dostarczycielami goli dla swojego zespołu. Wtedy swoje pierwsze bramki zdobywali już Przemysław Kita oraz Marcin Robak i można było mieć nadzieje, że utrzymają oni swoją skuteczność. W przypadku młodszego z nich sprawę skomplikowała kontuzja, a po powrocie 26-letni napastnik wciąż nie zdołał podreperować swojego dorobku (3 gole z pierwszych 3 kolejek), lecz nadrabia w inny sposób, o czym jeszcze wspomnę.Skupmy się na Robaku, który wystąpił do tej pory we wszystkich meczach, rozgrywając pełne 90 minut. W tym czasie uzbierał 10 bramek i 2 asysty, a o takich liczbach napastnicy występujący w Widzewie po jego reaktywacji mogli tylko pomarzyć. Łódzka drużyna strzeliła dotychczas w II lidze 26 goli (tracąc aż 14, ale to całkiem inny temat), co oznacza że kapitan zespołu odpowiada za niespełna 40% zdobytych goli. Jeśli doliczyć jeszcze mecz Pucharu Polski przeciwko Śląskowi Wrocław (2 bramki Robaka) i dodamy jego 2 asysty, wyjdzie nam, że 36-letni napastnik miał swój udział przy równo 50% goli zdobytych przez swoją drużynę.
Wracając jednak do ligi, warto spojrzeć jak bramki doświadczonego zawodnika przekładają się na liczbę zdobytych przez drużynę punktów. Wiadomo, że takie przeliczanie nigdy nie będzie w pełni oddawało tego ile dany zawodnik daje drużynie, bo z jednej strony nieoceniona jest praca Robaka w całym spotkaniu, walka z obrońcami i tworzenie przestrzeni dla kolegów, z drugiej zaś ktoś przecież grałby w jego miejsce i też mógłby te bramki zdobywać.
Dla fanów liczb i statystyk jednak sprawdziłem, że gdyby całkowicie usunąć strzelone przez kapitana łodzian bramki, to Widzew miałby mniej o… całe 7 punktów. W pierwszej chwili ta liczba nie zrobiła na mnie wrażenia, jednak gdy odejmiemy ją od zdobyczy punktowej klubu w tym sezonie (28 oczek), okaże się, że łodzianie „bez Robaka” znajdowaliby się na 8. miejscu. Żeby dokończyć tę zabawę, należy również odjąć jego asysty, co ujmuje kolejne 2 punkty i „zrzuca” łodzian na 10. lokatę.
KARNY TO JESZCZE NIE BRAMKA
Złośliwym i/lub dociekliwym obserwatorom nietrudno dopatrzeć się faktu, że lwia część (7 na 10, lub 8 na 12 licząc PP) bramek Marcina Robaka w tym sezonie to strzały z rzutów karnych. Dorobek ligowych bramek z gry maleje wtedy do 3 goli, czyli tylu ile mają Gutowski czy Kita. Warto jednak zauważyć, że Robak wykorzystał dokładnie wszystkie rzuty karne, jakie zostały podyktowane w tej rundzie dla Widzewa. Jest to najwięcej w całej lidze na łącznie podyktowanych 55 „jedenastek”, z których strzelcy wykorzystali 45. Kolejne dwie drużyny, które miały najczęściej ustawioną na wapnie piłkę to Elana Toruń oraz Górnik Łęczna (obie po 5, z czego 4 wykorzystały). Ilość rzutów karnych podyktowanych dla łodzian pokazuje, że drużyny grające przeciwko Widzewowi mają problem z zatrzymaniem jego piłkarzy w polu karnym, a dzięki Robakowi zostaje to wykorzystane z zimną krwią i stuprocentową skutecznością.Mimo że statystyką bramek z gry Robak ustępuje wielu zawodnikom ligi, nie można w żaden sposób umniejszać znaczenia jego dorobku. Choć strzał z rzutu karnego wydaje się najłatwiejszą okazją do zdobycia bramki, to nawet najlepsi strzelcy świata w końcu się mylą, dlatego każdy kolejny gol z karnego wydłużający serię jest czymś wartym pochwały. Warto też zapytać się co o tym myślą Mateusz Michalski, Daniel Mąka lub Michael Ameyaw - ich przestrzelone jedenastki zaważyły na tym, że łodzianie na kolejny sezon pozostali w II lidze. Z pewnością nie wspomną tego z uśmiechem na ustach, choć jako zawodowi piłkarze pewnie już całkiem przestali o tym myśleć (zwłaszcza Michalski, który i tak trafił do Fortuna 1 Ligi).
POWIĘKSZAJĄCY SIĘ DYSTANS
Jeśli w klasyfikacji strzelców spojrzymy za plecy kapitana łodzian, to pierwsi zawodnicy nieprędko się pojawiają. Kolejni w są wymienieni już wcześniej Konrad Gutowski i Przemysław Kita, obaj po 3 trafienia. Dalej mamy dwóch skrzydłowych Mandiangu i Mąkę, którzy dwukrotnie trafiali do siatki, oraz grupę czterech graczy z jednym golem na koncie (Wolsztyński, Możdżeń, Zieleniecki, Poczobut). Można cieszyć się z faktu, że grupa zawodników która wpływa na wyniki swoimi bramkami jest całkiem duża, bo to oznacza, że nie wystarczy wyłączyć 1-2 piłkarzy, aby całkiem unieszkodliwić Widzew.Mniej natomiast cieszy to, że pozostali napastnicy odstają swoimi osiągnięciami od doświadczonego kapitana. Jak już wspomniałem, po 3 kolejkach Przemysław Kita miał 3 trafienia i jego licznik zatrzymał się. Od czasu powrotu po urazie 26-latek rozegrał 7 spotkań (w różnych wymiarach czasowych) i ani razu nie pokonał bramkarza rywali, choć było już bardzo blisko (czy to z Pogonią Siedlce czy z GKS-em Katowice). Znaczenie młodszego z napastników dla drużyny jednakże rośnie z meczu na mecz. W wygranym 1:0 meczu przeciwko Elanie Toruń wywalczył rzut karny (co notujemy jako asystę), a w meczu przeciwko Pogoni Siedlce trzykrotnie był ostatnim podającym (jak również po jego zagraniu Brodziński wpakował piłkę do własnej bramki).
Będę również upierał się, że w ostatnim meczu przeciwko GKS-owi Katowice jego zgranie do Poczobuta, choć minimalne i instynktowne, było równie ważne przy zdobyciu bramki jak klasyczne podanie, choć nie zostało mu to przypisane jako asysta. W ten sposób Kita potwierdza swoją przydatność dla drużyny, a myślę że już niedługo poprawi również tę najważniejszą dla napastnika statystykę.
Gorzej sprawa ma się z ostatnim z nominalnych napastników Widzewa. Rafał Wolsztyński przechodzi ostatnio trudny czas: pierwsze i jak dotąd ostatnie trafienie zanotował w 7. serii gier przeciwko Stali Rzeszów, a ostatnią asystę (łącznie ma ich dwie) tydzień później przeciwko Legionovii. Od 10. kolejki grał ogony, a w ostatnich dwóch spotkaniach nie podniósł się nawet z ławki. Odkąd Kita wrócił do pełni zdrowia nie daje powodów trenerowi Kaczmarkowi aby ten postawił na rok młodszego Wolsztyńskiego. Nie potrafił on wykorzystać czasu, gdy Kita leczył kontuzję, więc trudno dziwić się decyzji trenera. Wierzę, że Rafał nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tym sezonie, w którym Widzew rozegra jeszcze minimum 21 spotkań (tę listę wydłużyć może Puchar Polski lub ewentualne baraże o awans do I ligi). Jeśli szkoleniowiec Widzewa nie będzie chciał rezygnować z ustawienia z dwoma napastnikami, w którymś momencie będzie musiał sięgnąć po Wolsztyńskiego. Pytanie tylko, czy 24-latek będzie wtedy w odpowiedniej formie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.