Jej prace to paradoksalne na pierwszy rzut oka połączenie magicznego świata Franza Roha i realizmu Edwarda Hoppera. Cechuje je przy tym niezwykła delikatność i spore pole do interpretacji. Próżno w nich szukać dosłownych zapożyczeń z baśniowego świata, czy odrealnionych wizji, ale jest w nich magia, o której decydują kompozycja, barwy i nastrój, które składają się w niezwykłe misterium.
Młodziutka łodzianka malować nauczyła się sama. Rzeczywistość zaś przedstawia, tak jak sama ją postrzega.
- Malowanie zaczęło się oczywiście w przedszkolu – mówi Moira Warabida. – Wystarczyło chwycić kredkę, długopis, ołówek i można było kreować zupełnie nowy świat na kartce. Z czasem pojawiało się coraz więcej inspiracji, co za tym idzie, malowałam coraz więcej.
Inspiracją dla Moiry jest niemal wszystko – widok z okna wieżowca, w którym mieszka, człowiek siedzący w fotelu, myśli, wyobrażenia. Jak sama mówi – wystarczy założyć słuchawki, włączyć ulubioną muzykę – ostatnio jest to Siouxsie and the Banshees i malować.
- Obrazy pojawiają się wtedy same, wystarczy przenieść je na płótno – mówi młoda malarka. – Nie jest to oczywiście dokładne odwzorowanie rzeczywistości, ale moja jej wizja.
Obrazy Moiry Warabidy można oglądać do 28 kwietnia w klubokawiarni Winni, przy ul. Piotrkowskiej 93.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.