reklama
reklama

Sekrety Łodzi II: Łódzki Harrods

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

TuLokalni Dla jednych symbol luksusu, dla innych szpetna architektura w centrum miasta. W latach świetności miejsce odwiedzane przez kilkanaście tysięcy osób dziennie. Cel pielgrzymek zakupowych z całej Polski. Dom handlowy Central. Kolejną fascynującą historię z serii "Sekrety Łodzi" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Księży Młyn Dom Wydawniczy.
reklama

Jego brunatna „barankowa” elewacja ma ponury odcień. Po neonie z rozbierającą się parą, który był znany w całej Polsce, zostało wspomnienie, a towarzyszący mu wieżowiec najlepiej wygląda, gdy spowijają go metry kwadratowe płótna

z reklamą wielkopowierzchniową. Tak wygląda zmierzch bogów... A pomyśleć, że niespełna pół wieku temu przyjeżdżali tu ludzie z całej Polski – po zakupy albo choćby po to, by przejechać się ruchomymi schodami i poczuć atmosferę luksusowego domu towarowego. Central, bo o nim mowa, ma niezwykłą historię.

W 2017 roku, dokładnie 29 sierpnia, dostojny jubilat Central obchodził 45-lecie istnienia. Już na etapie budowy ten popularny dom towarowy otaczała aura tajemniczości. Łodzianie podczas spotkań imieninowych lub brydżowych wieczorków plotkowali, że przy alei Mickiewicza, między aleją Kościuszki a ulicą Piotrkowską, władza ludowa buduje... schron na wypadek ataku jądrowego imperialistów. Opowiadano, że w razie ataku I sekretarz i jego otoczenie dostaną się do schronu podziemnym korytarzem prosto z „Białego Domu” (tak nazywano gmach KW PZPR przy al. Kościuszki, obecnie siedziba sądu rejonowego). Komitet znajdował się od placu budowy w odległości około 300 m w linii prostej.

Wkrótce jednak tajemnica budowy się wyjaśniła. 29 sierpnia 1972 roku uroczyście otwarto wielki betonowy gmach z niewielkimi, wąziutkimi oknami.

Spółdzielczy Dom Handlowy Central natychmiast stał się wizytówką Łodzi. Ba! Nawet jedną z wizytówek Polski. Była to jedna z najlepiej zaopatrzonych placówek handlowych w kraju. Stąd żaden klient nie wyszedł z pustymi rękami. Żeby zrozumieć troskę ówczesnych władz o wzorowe zaopatrzenie Centralu, trzeba wiedzieć, że plany budowy takiej placówki powstały już pod koniec lat 50. XX wieku. Budową domu handlowego miało zająć się Łódzkie Przedsiębiorstwo Budownictwa Miejskiego nr 1 w Łodzi. Planowano, że Central będzie flagową, wzorową inwestycją, stąd z góry założono, że na budowie nie ma co oszczędzać. Jak na tamte czasy koszt inwestycji był potężny – wyliczono go na prawie... 85 mln zł. Żeby rozpocząć prace, wzięto kredyt w dolarach.

Ale najpierw trzeba było przygotować teren. Był z tym nie lada kłopot, bo w kwartale ulic Głównej (obecnie al. Piłsudskiego), al. Mickiewicza i ul. Piotrkowskiej stało kilka budynków zamieszkałych przez ponad setkę lokatorów. Przesiedlano ich sukcesywnie do innych mieszkań, a opustoszałe kamienice burzono. Ostatni budynek przed rozpoczęciem wznoszenia Centralu zniknął z powierzchni ziemi w 1968 roku.

Budowę Domu Handlowego Central prowadzono jednocześnie z budową biurowca, w którym miała się mieścić siedziba dyrekcji sklepu i inne biura. 26 czerwca 1972 roku zarząd „Społem” podpisał uchwałę powołującą dyrekcję Spółdzielczego Domu Handlowego Central. Napisano w niej: Powołany Oddział będzie używał następującej nazwy: „Spo- łem” Powszechna Spółdzielnia Spożywców w Łodzi Oddział Spółdzielczy Dom Handlowy „Central”, ul. Piotrkowska165/169, tel. 643-88. Pierwszym dyrektorem Centralu został Lech Sosnowski, który odnosił wcześniej błyskotliwe sukcesy jako dyrektor „Społem” na łódzkim Polesiu.

Placówka przez całe wakacje przygotowywała się do otwarcia pod czujnym okiem dyrektora Sosnowskiego. Kompletowano i szkolono personel (zatrudnionych było ponad 500 osób, głównie kobiet), w przepastnych magazynach gromadzono towary. W łódzkim Harrodsie miało niczego nie brakować!

Dzień oficjalnego otwarcia Centralu zbliżał się wielkimi krokami. 29 sierpnia 1972 roku „Dziennik Łódzki” informował:

Central jest największym spółdzielczym domem towarowym w Polsce, natomiast posiada supersam spożywczy, który będzie największy w naszym mieście. Ta placówka handlowa, której budowa trwała sześć lat, oddaje dziś do użytku klientów wnętrze nowocześnie wyposażone. Oświetlenie jest jarzeniowo-żarowe, ogrzewanie powietrzne i wodne, wentylacja mechaniczna, która ogrzewa powietrze zimą, a schładza latem. Zainstalowano tu czujnikową instalację ochrony przeciwpożarowej.

Jednak niewiele osób wie, że placówkę nieoficjalnie otwarto dzień wcześniej – specjalnie dla władz miasta i delegacji partyjnych ze stolicy. Po zakupach odbyło się przyjęcie podlewane Igristoje. Dzień później, już bez bąbelków, otwarto Central dla zwykłych klientów. A były ich tysiące. Każdy chciał zobaczyć cud techniki, jakim były ruchome schody i uginające się od wszelakich dóbr półki. Zwłaszcza, że te dobra miały być sprowadzane z NRD, Jugosławii, Bułgarii, a nawet Paryża. Wszystkie zakupy pod jednym dachem – reklamowano Central. Otwarciu towarzyszył pewien incydent. Jak informował „Express Ilustrowany” 30 sierpnia 1972 roku wbrew zapowiedziom dom handlowy otwarto nie o godzinie 10.00, a o 8.00. Reporter popołudniówki uzyskał następujące wyjaśnienie:

Baliśmy się, że o godzinie 10.00 będzie zbyt wielki napór tłumu, który zbiera się wokół nowo otwieranej placówki handlowej. Zawsze wiąże się to z przykrymi przeżyciami dla klientów oraz stratami dla nowego domu towarowego (...). I okazało się, że słusznie. Napływ klientów od rana był wielki, ale wszyscy bez większych kłopotów obejrzeli zawartość stoisk i poczynili pierwsze zakupy.

Popularność Centralu była tak duża, że szyby w drzwiach wejściowych pękały niemal codziennie. Doszło do tego, że trzeba było zatrudnić na etacie szklarza. Nic dziwnego, kupować było gdzie, bo stoiska rozmieszczono na czterech kondygnacjach o łącznej powierzchni 10,5 tys. m2. Na parterze znajdował się supersam. Na pierwszym piętrze oferowano wyroby dziewiarskie, futrzarskie i pończosznicze, konfekcję, kreacje Domu Mody Telimena. Drugie piętro zarezerwowano na artykuły pościelowe, dekoracyjne oraz tkaniny. Można tam było także kupić obuwie i galanterię skórzaną, artykuły sportowe, radia i telewizory. Ostatnią kondygnację zaaranżowano na bar kawowy i taras, na którym miały być organizowane pokazy mody. Jednak największe skarby kryły się w piwnicy. To tam można było kupić wymarzoną pralkę, lodówkę albo kuchenkę z piekarnikiem.

Dziennie Central odwiedzało 15 tys. klientów. Już pierwszego dnia szacowano, że miesięczne obroty będą wynosić około 50 mln zł, zaś roczne – około 0,5 mld zł.

Dom towarowy był nowocześnie zarządzany. Jako pierwsza placówka handlowa w kraju korzystał z systemu patronatów, czyli dostaw bezpośrednio od producentów. Central miał 64 takie umowy, m.in. z Olimpią, Próchnikiem, Wedlem i Goplaną. System patronacki gwarantował stałe dostawy i najlepsze gatunkowo produkty. Były też artykuły zza granicy: czechosłowackie szkło żaroodporne, biżuteria z Jablonexu, słodycze, wina i kosmetyki z Węgier, niemieckie radioodbiorniki, rosyjskie lodówki... Nawet w stanie wojennym w Centralu można było kupić coś interesującego. Czy może dziwić, że klienci przyjeżdżali z całej Polski autokarami?

Pierwsza dekada była pasmem sukcesów. Dyrektor Sosnowski kierował się zasadą, że do klienta trzeba wychodzić z jak najlepszą i najciekawszą ofertą. Dlatego do doskonałego zaopatrzenia dodano punkty usługowe: fotograficzne, naprawy RTV, repasację pończoch, naprawę obuwia, zegarmistrzostwo itp. Strzałem w dziesiątkę okazał się punkt pieczenia kurczaków na rożnie. Stali bywalcy Centralu chętnie uczestniczyli w kiermaszach, pokazach mody połączonych ze sprzedażą prezentowanych strojów, a także posezonowych wyprzedażach.

Niestety, eldorado nie mogło trwać wiecznie. Połowa lat 80. XX wieku była przedziwnym czasem. Nie było skąd brać towarów, państwowe firmy ledwie dyszały, za granicą też nie było z kim handlować. To wymusiło na dyrekcji Centralu decyzję o obniżce cen asortymentu, który słabo się sprzedawał. Kiedy ceny tekstyliów, wyrobów szklanych i obuwia obcięto o 30–40%, towary szybko znalazły nowych właścicieli. Aby zamaskować pustki, otworzono stoiska z nasionami i artykułami ogrodniczymi. Miały być też wprowadzone do sprzedaży kafelki, armatura łazienkowa, lampy i klosze. Niestety, niewiele to pomogło... Nie było szans na utrzymanie placówki w dotychczasowej formie.

Na początku lat 90. niezmieniony pozostał tylko parter z artykułami spożywczymi. Personel ubrano w obowiązkowe amarantowe mundurki. Wynikało z tego mnóstwo zabawnych sytuacji. Wściekłoróżowy kolor był wówczas na topie, więc łódzkie modnisie często mylono z personelem i pytano o ceny fasolki po bretońsku albo datę przydatności do spożycia danego towaru. Na wyższych piętrach wydzielono mniejsze stoiska, gdzie drapieżny młody kapitalizm rozwijał skrzydła. W Centralu znowu można było kupić wszystko. Ale nie było już atmosfery tamtego luksusowego domu towarowego...

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama