reklama
reklama

Łódź dobra, premier zły, a klas sportowych nie będzie… [KOMENTARZ RODZICA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Łódź dobra, premier zły, a klas sportowych nie będzie… [KOMENTARZ RODZICA] - Zdjęcie główne

Zdjęcie ilustracyjne (fot. jarmoluk z Pixabay)

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości ŁódźJuż od kilkunastu dni trwa walka rodziców o to, by władze Łodzi zmieniły zdanie i jednak uruchomiły rekrutację do klas sportowych w naszym mieście. Czas na kolejny głos w tej sprawie. Tym razem postanowiliśmy opublikować zdanie jednego z rodziców.
reklama

Na naszym portalu bardzo szeroko opisywaliśmy sprawę odwołanych rekrutacji. Publikowaliśmy komentarz naszego felietonisty i przedstawialiśmy argumenty Urzędu Miasta Łodzi. Nadszedł czas na rodziców. Od jednego z rodziców dziecka, które chce trafić do klasy sportowej, otrzymaliśmy wiadomość, w której odnosi się on do wypowiedzi przedstawiciela miasta w programie „Piłka Meczowa” na antenie TV TOYA. 

!reklama!

Treść publikujemy poniżej.

Chciałoby się wzorem popularnych w dzisiejszych czasach clickbaitów napisać z ulgą „Magistrat przerywa milczenie”. Nareszcie po dwóch tygodniach złowrogiej ciszy usłyszeliśmy argumentację przedstawiciela władz miasta Łódź dotyczącą likwidacji naboru do klas sportowych. Niestety ulgi nie było, za to jest przerażenie, bo jeżeli w tak ważnej kwestii, której podmiotami są dzieci, słyszymy potok politycznych frazesów, niespójnych informacji, okraszonych od początku zastrzeżeniem, że „to nie my – to oni”, to ja jestem przerażony. Herbertowskie stwierdzenie, że „zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana” wraca w wielkim stylu. Szkoda.

reklama

Już na samym początku dyrektor Departamentu Pracy, Edukacji i Kultury UMŁ Piotr Bors był łaskaw stwierdzić, że możemy sobie pogadać o klasach sportowych, ale skargi i zażalenia proszę kierować raczej do pana Morawieckiego, bo to on nie sypnął groszem. Z wypowiedzi zrozumiałem, że chyba dlatego, że nie lubi Łodzi. A Łódź w tej bajce jest dobrym i sprawiedliwym władcą, który zawsze do edukacji dokładał wielki wór pieniędzy i wciąż będzie dokładał wielki wór pieniędzy… oprócz tych miejsc w edukacji, do których nie będzie dokładał, bo koronawirus przegryzł wór i część kasy zeżarł. Tu następuje pauza i łza szkli się w oku, kiedy pan dyrektor wymienia, że Łódź dostała malutko na komputery dla dzieci i nauczycieli, a przedsiębiorcy grożą zamknięciem firm. Przedsiębiorcy tak dużo pieniędzy chcą, że będzie trzeba dać im kasę i na wjeździe do miasta wywiesić tabliczkę „Nieczynne do grudnia”, bo już nic nie zostanie. Można i tak. Następnie pan Bors przerzucił winę za zaistniałą sytuację na szeroko rozumiany ogół (chyba o społeczeństwo mu chodziło), a miasto postawił w roli zbolałej matki i ojca razem wziętych, którzy od dawna mówili, że nie mają pieniędzy na szkołę, ale od ust sobie odejmowali i dokładali, żeby tylko dla dzieci było. A teraz już ostatnią koszulę sprzedali i nie ma z czego dołożyć. Tylko, że jak oni ostrzegali lojalnie, że nie mają, to nikt nie protestował (To w tym miejscu mu chodziło o to społeczeństwo, które siedziało cicho, a powinno jechać palić opony pod oknami premiera – nie pojechało, to teraz ma! Znaczy nie ma…). 

reklama

Później następuje kolejna opowieść o tym, że przedsiębiorcy nie będą mieli za co utrzymać pracowników, a ci nie będą za co mieli utrzymać dzieci. Nie ma nikogo, kto by się w tym momencie nie wzruszył. Tylko, że to argument tak populistyczny, że aż zęby bolą. Pan dyrektor nie był bowiem łaskaw powiedzieć ile tych pieniędzy i dla jakich przedsiębiorców planuje dać, żeby ich ratować, a także pracowników i ich dzieci. Nie był łaskaw, bo każdą kwotę wrzucimy w ten wirtualny worek i otrzemy łzę z kącika, która spłynęła z frasunku nad przedsiębiorcami. I pracownikami. I ich dziećmi.

W zasadzie to jednak nikt nie powinien w ogóle mieć żadnych pretensji, bo przecież miasto ucięło te pieniądze tylko dlatego, że i tak nie da się przeprowadzić rekrutacji do klas sportowych. Powtarzam – nie da się! Konkretnie w Łodzi się nie da, bo wszędzie się da. Zresztą to był jeszcze kilka dni temu koronny i jedyny argument. Nie da się! Dopiero kiedy to tłumaczenie zostało zmasakrowane przez rodziców, trenerów i nauczycieli, to się okazało, że jednak chodzi o oszczędności, ale oszczędzamy tam tylko dlatego, że się nie da! Jak usłyszałem dwa tygodnie temu, że z powodu koronawirusa nie można przeprowadzić testów, to po pięciu minutach miałem taki pomysł: Chętnych do klasy sportowej jest – jedziemy na bogato – pięćdziesięciu. Boisko szkolne na świeżym powietrzu. Dwóch trenerów w dwóch końcach boiska. Każdy z jednym kandydatem oddalonym o… a niech będzie i pięć metrów! Testy bez przyrządów (no uwierzcie na słowo, że istnieją ćwiczenia, które można bez przyrządów wykonywać, np. takie niszowe jak bieg, skoki, trzymanie równowagi i pewnie tysiące innych), więc nic nie trzeba dezynfekować. Test trwa powiedzmy 15 minut. W godzinę załatwiamy zatem ośmiu kandydatów. Całość zatem zajmuje nam nieco ponad 6 godzin. A to tylko pierwszy lepszy plan wymyślony w pięć minut. Nie da się!

reklama

Poza tym miasto musi dostarczyć posiłki seniorom! Wyście rodzice są wichrzyciele bez serca! Wasze dzieci mają grać w piłkę, a seniorzy z głodu będą umierać. To tak jakbym teraz użył argumentu drodzy włodarze, że za ponad milion złotych rocznie promujecie się na fejsbuniu i innych Instagramach, a seniorzy z głodu będą umierać, ale przecież nie użyję takiego argumentu, bo byście się mogli poczuć niekomfortowo, a tego byśmy nie chcieli. 

W końcu pada upragniona liczba – ten śmiały ruch magistratu, czyli dobrego i odważnego gospodarza da miastu dwa miliony złotych! Ciekawe skąd pan dyrektor ma tę kwotę? Jakie wyliczenia o tym świadczą? Mam nadzieję, że się dowiemy, bo wg wyliczeń samych szkół – rok szkolny tych pierwszych klas sportowych kosztuje około 660 tysięcy złotych. To się panie dyrektorze dość mocno rozjeżdżamy przy kalkulatorach. Nie wiem co zostało doliczone do tej sumy, ale te pierwszaki i tak będą się musiały gdzieś uczyć, więc ich edukacja standardowo będzie kosztować, a oszczędzicie w zasadzie jedynie na użytkowaniu obiektów sportowych i kadrze trenerskiej, a te koszty szkoły dość precyzyjnie właśnie wyliczyły. 

Co tam jednak dwa miliony. Przecież według pana dyrektora (o ile dobrze zrozumiałem) chodzi o to, że my chcemy posyłać dzieci do klas sportowych, a nie widzimy prawdziwego zagrożenia, którym jest brak środków do życia, co za chwilę nas przecież może dotknąć, więc zajmujemy się jednakowoż chyba fanaberią. To jednak mało istotne, bo przypominam (i pan dyrektor również był łaskaw przypomnieć w rozmowie), że tak naprawdę powinniśmy o te sprawy pytać rząd. 

Na początku przedstawiciel magistratu stwierdził, że miasto dokłada do edukacji pół miliarda złotych, by po kwadransie używać już argumentu o dołożeniu do edukacji siedmiuset milionów. Strach pomyśleć ile będzie za tydzień, jak te koszty tak szybko rosną! Co tam jednak siedemset milionów, skoro przypominam (a pan dyrektor właśnie w tym momencie też przypomniał), że nie da się przeprowadzić testów! Co tam jednak testy… Musielibyśmy zabrać pieniądze na dożywianie dzieci! Czyli już nie tylko seniorów zagłodzimy, ale i dzieci. Tak sobie myślę, że my to jednak podli jesteśmy, że się na te klasy uparliśmy. Może my woda na młyn odwetowców jesteśmy albo coś?

I jakby się ktoś pytał nie tylko testów nie da się przeprowadzić. Nie da się również przeprowadzić konsultacji z kompetentnymi organami (jak Rada Sportu) przed podjęciem decyzji o likwidacji naboru do szkół sportowych. Da się zrobić posiedzenie sejmu, da się zrobić naradę rządową, nie da się połączyć w kilka osób i przegadać w godzinę ważnego tematu. Bo to przecież było tak, że na decyzję były trzy sekundy, jak w teleturnieju, a jak się nie podejmie trzech decyzji, mieszcząc się w trzech sekundach, to traci się trzy szanse i Łódź imploduje do środka Ziemi. 

Jeżeli to małe resume rozmowy dyrektora Borsa z redaktorem Krawczykiem wydało wam się nieco mgliste, to przepraszam, ale ja sam ze zdumienia przecierałem oczy. Współczuję panu dyrektorowi, bo zapewne wyciągnął najkrótszą zapałkę i musiał iść do telewizji się tłumaczyć po tym, jak ważniejsze od niego persony powiedziały, że nie pójdą. Współczuję panu dyrektorowi, bo musiał świecić oczami w sprawie, której w ogóle nie powinno być. Tak to niestety jest jak się szuka oszczędności, licząc na to, że grupa docelowa nie będzie krzyczeć i nie jest istotna z punktu widzenia wizerunkowego miasta. 

Drodzy zarządcy naszego miasta. Zamknijcie oczy na chwilę i przypomnijcie sobie te wszystkie urywki telewizyjne, gdzie w blasku fleszy obejmujecie się i pozujecie z medalistami, rekordzistami, mistrzami. Przypomnijcie sobie ile razy mówiliście jak wam sport leży na sercu i z dumą podkreślaliście, że go wspieracie. To jakbyście się za dziesięć lat w jakimś telewizyjnym programie zastanawiali dlaczego nie ma medali i co jest nie tak ze sportem albo gdybyście debatowali dlaczego społeczeństwo jest otyłe, a piłkę to widuje tylko, jak konsole odpali, to już wam odpowiadam – bo zlikwidowaliście nabór do klas sportowych. Tak, właśnie dlatego. Wzięliście dzieci za rączki, wyprowadziliście z sali gimnastycznej i posadziliście z telefonami przed telewizorem (żeby miały podzielną uwagę). 

Oszczędziliście dziś (według was) dwa miliony złotych. To szybka oszczędność, widoczna natychmiast. Nie wiem czy wam wyobraźni starcza jaki będzie tego koszt za lata…

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama