W petycji podkreślono, że decyzja o niefinansowaniu Łódzkiego Roweru Publicznego pogorszy jakość życia w mieście: zwiększy liczbę samochodów, korki i hałas, a także negatywnie wpłynie na jakość powietrza.
Autor zarzuca też władzom miasta przedstawianie nieścisłych danych. Pisze, że przewodniczący Rady Miejskiej Bartosz Domaszewicz błędnie porównał łódzki system do trójmiejskiego Mevo i zaniżył liczbę wypożyczeń w Łodzi. Tymczasem, jak wskazuje, w 2025 roku łodzianie wypożyczyli miejskie rowery ponad 600 tys. razy, co oznacza 11,5-procentowy wzrost rok do roku.
Zaznacza też, że inwestycje w infrastrukturę rowerową, choć potrzebne, nie zastąpią działającego systemu roweru publicznego, który dla wielu osób jest jedyną realną alternatywą komunikacyjną.
Na końcu wspomniana zostaje geneza projektu:
„Łódzki Rower Publiczny powstał dzięki nam, mieszkańcom - w ramach pierwszego łódzkiego budżetu obywatelskiego z 2014 roku - i od 2016 roku stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów naszej przestrzeni miejskiej. To projekt, który budował poczucie wspólnoty, nowoczesności i ekologicznej odpowiedzialności miasta. Dlatego apelujemy (...) o znalezienie środków w budżecie na rok 2026 i kolejne lata, tak aby Łódzki Rower Publiczny mógł dalej służyć mieszkańcom.”
- czytamy we wniosku.
Takich głosów jest więcej
Dyskusja na temat miejskiego roweru trwała od wielu dni, bo w budżecie na przyszły rok nie zabezpieczono na ten cel ani złotówki, ale nie było jasne z jakiego powodu. Ostateczna decyzja zapadła 3 grudnia. Podczas konferencji, wiceprezydent Tomasz Piotrowski przekazał wprost: rowerów miejskich nie będzie, bo to się nie opłaca. A jeśli wrócą, to prawdopodobnie elektryczne i na pewno nie w przyszłym roku.Po tym komunikacie do naszej redakcji zaczęli się zgłaszać mieszkańcy Łodzi:
- Mieszkam w śródmieściu, po którym praktycznie nie da się już efektywnie jeździć samochodem, takie są korki. Regularnie używałem roweru miejskiego, była to niesamowita wygoda, można było załatwić każdą drobną sprawę, zakupy, apteka, wizyta u rodziny, wsiadając na rower, który można było bez problemu zostawić na stacji i nie martwić się. W okresie letnim to była sama przyjemność.
Koniec roweru miejskiego to dla mnie dodatkowe koszty, mniej ruchu, więcej straconego czasu, bo trzeba będzie chodzić piechotą. Masakra. Szkoda, że Łódź jest nadal taka biedna, że nie można ufundować ludziom roweru miejskiego.
- napisał w mejlu pan Marek.
Z kolei pan Mariusz z ul. Tymienieckiego mówi, że rower publiczny nie raz „uratował mu skórę”. Gdy tramwaje stanęły, a on spieszył się odebrać córkę ze szkoły, po prostu wsiadł na najbliższy rower i jechał.
- W Łodzi awarie MPK są nagminne. Rower był jedyną pewną alternatywą, gdy komunikacja padała
- podkreśla.
Spór z przewodniczącym
Mnóstwo komentarzy pojawiło się też pod informacją o likwidacji systemu, który 3 grudnia ukazał się na facebookowym profilu TuLodz.pl:
- Liczyłem, że skoro system w końcu działa dobrze (a wiem co mówię, bo korzystałem z niego codziennie), to miasto da ludziom szansę na polubienie go i przedłuży jego działanie na kolejne lata. Tymczasem miasto postanowiło zubożyć swoją ofertę komunikacyjną. W połączeniu z beznadziejnie działającym MPK trudno traktować tę ofertę poważnie. Coraz gorzej się tu żyje - dobry transport publiczny jest kluczowy
- napisał Szymon Ruczyński.
Pod postem znalazł się również komentarz stowarzyszenia Łódź Cała Naprzód, które zdementowało słowa przewodniczącego rady miejskiej, który podczas konferencji prasowej powiedział, że decyzja jest efektem prac zespołu ds. mikromobilności z udziałem organizacji pozarządowych, m.in. Łódź Cała Naprzód oraz przedstawicieli łódzkich uczelni.
- Nie rekomendowaliśmy na żadnym etapie rezygnacji z roweru publicznego. Co więcej, pracowaliśmy nad rozwojem obecnego sytemu. Warto dodać również, że ostatnie spotkanie zespołu odbyło się 29 stycznia 2025 r., a tym samym podczas prac nie mogła zapaść decyzja o rezygnacji z roweru publicznego. Jest to wyłącznie decyzja polityczna, na którą nie mieliśmy żadnego wpływu. Zwłaszcza, że w naszej ocenie rower publiczny powinien nadal funkcjonować w naszym mieście
- napisali, a później przesłali jeszcze do naszej redakcji oświadczenie, że sprzeciwiają się łączeniu stowarzyszenia z decyzją o rezygnacji z roweru publicznego.
Bartosz Domaszewicz odpowiedział na komentarz dosadnie:
- No jakoś Waszych "ekspertów" nie było na spotkaniu gdzie padły takie rekomendacje. Trzeba było nie olewać spotkania tylko przyjść i dyskutować, ale jak wiadomo chodzi Wam wyłącznie o bicie piany
- napisał.
Są pieniądze czy ich nie ma?
Decyzję krytykują też niektórzy radni. Marcin Buchali (PiS) opublikował w swoich mediach społecznościowych rolkę, na której przypomina materiał z wiosny tego roku - wspólne nagranie Bartosza Domaszewicza i wiceprezydenta Tomasza Piotrowskiego, którzy z dumą ogłaszali start kolejnego sezonu Łódzkiego Roweru Publicznego. Na ulicach Łodzi pojawiło się łącznie 1350 rowerów oraz 150 stacji - to o 150 pojazdów i o 30 stacji więcej niż rok temu.W rozmowie z TuLodz radny nie gryzie się w język:
- To idealny przykład na to, że mieszkańcy Łodzi nie mogą ufać rządzącym. Jeżeli dwie bardzo ważne osoby chwalą się podpisaniem umowy na kolejny sezon, a kilka miesięcy później mówią o zawieszeniu systemu, to mamy do czynienia z sytuacją, że miasto nie ma żadnej strategii i podejmuje jedynie działania o charakterze PR-owym.
- mówi Marcin Buchali.
- Nie wierzę w to, że pieniądze zostaną przesunięte na budowę infrastruktury. Ich po prostu nie ma.
Czy jest szansa, by publiczny rower powrócił?
- W połowie przyszłego roku zastanowimy się, co dalej
- powiedział wiceprezydent Tomasz Piotrowski.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.