Pacjentce wykonano test jeszcze tego samego dnia, jednak na wynik czekała w domu dwie doby.
!reklama!
W tym czasie jej stan pogorszył się diametralnie. We wtorek dostała odpowiedź, że może zgłosić się do szpitala. Okazało się, że jest już za późno. Do chorej wezwano karetkę, jednak nie udało się jej uratować.
Pacjentka, która z zawodu była pielęgniarką, pięć lat temu przeszła zawał i stwierdzono u niej „niewydolność serca”. O całym zajściu mówi córka zmarłej kobiety.
- Najgorsze jest to, że mama zgłosiła się po pomoc, była w szpitalu, ale z uwagi na koronawirusa, wypisano ją ze szpitala, bez udzielenia pomocy. Poziom troponiny rósł, co świadczyło, że jest w trakcie zawału - mówi córka.
Szpital uważa, że działanie personelu było poparte procedurami. Rzecznik szpitala podkreśla, że kobieta została przebadana w dniu, gdy zgłosiła się na SOR, jednak badanie nie zakwalifikowało jej do pilnego przyjęcia.
– Złożoność schorzeń jakie ma pacjent nie kwalifikuje do pilnego przyjęcia do szpitala. W tym przypadku również, lekarz zadecydował, że jej stan nie zagraża życiu oraz jej stan nie wymaga pilnej hospitalizacji – powiedział Bartłomiej Kaźmierczak, rzecznik szpitala.
Rodzina pacjentki zamierza złożyć w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Test, którego wynik odebrano 3 listopada - w dniu śmierci - był ujemny. Teraz śledztwem w sprawie ewentualnego popełnienia błędu lekarskiego zajmie się Narodowy Fundusz Zdrowia.
Źródło: Radio Łódź, TVN24, Expressilustrowany
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.