reklama
reklama

Popularny ksiądz wylatuje z archidiecezji łódzkiej: „Nie nadaje się na wikariusza”

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Popularny ksiądz wylatuje z archidiecezji łódzkiej: „Nie nadaje się na wikariusza” - Zdjęcie główne

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź Znany od lat z niekonwencjonalnych metod duszpasterskich, a od niedawna kontrowersyjnych poglądów na celibat, wielokrotnie przenoszony na różne parafie, gdzie przez wielu proboszczów do dziś wspominany jako największe utrapienie, dziś właśnie wylatuje do Tanzanii. Ksiądz Michał Misiak żegna się z archidiecezją łódzką. Na jak długo?
reklama

Z informacji od samego księdza Michała, zamieszczonej na jego profilu w mediach społecznościowych dowiadujemy się, skąd decyzja o nagłym i radykalnym zwrocie w jego kapłańskiej historii. Już dziś, w niedzielę, ma on wylecieć do Tanzanii. Dlaczego? Ponieważ, jak sam cytuje „Biskupa” (prawdopodobnie abpa Grzegorza Rysia lub któregoś z biskupów pomocniczych): „nie nadaje się na wikariusza”.

Z posta księdza Michała dowiadujemy się więc o powodach jego decyzji, o sytuacji w jego otoczeniu i motywach proboszcza konstantynowskiej parafii, w której ks. Michał dotychczas pracował. Cała sytuacja, okraszona opiniami wikariusza na temat proboszcza, wprowadza w niemałe zakłopotanie i rodzi pytania: skąd w życiu młodego wciąż kapłana aż tyle kontrowersji, emocji i radykalnych decyzji? Wylot do Tanzanii bowiem to nie pierwszy z oryginalnych pomysłów na uspokojenie sytuacji z księdzem Michałem.

Księdza Michała zna wielu katolików i nie-katolików z regionu łódzkiego. Urodzony i wychowany w Tomaszowie Mazowieckim, dał się poznać jako młody, energiczny i niekonwencjonalny duszpasterz także w Bełchatowie, w wielu parafiach łódzkich, Pabianicach i ostatnio w Konstantynowie Łódzkim. Zasłynął jako organizator wielu przedsięwzięć ewangelizacyjnych, jak choćby dyskoteki z adoracją Najświętszego Sakramentu i możliwością spowiedzi. Były też akcje w kinach, walka z dopalaczami, wizyta duszpasterska z modlitwą w domu publicznym i wiele, wiele innych nowatorskich, często zaskakujących pomysłów. Zawsze zjednywał sobie rzesze zwolenników, pomocników i osób, które po prostu szły za nim jak w dym. Miał autorytet u ludzi młodych i tych już dojrzałych. Ujmował bezpośredniością, empatią, humorem i bezkompromisowością. Ta ostatnia cecha u niego funkcjonowała jednak dość blisko z inną cechą: wyłamywaniem się ze schematów, przełamywaniem kolejnych barier ustalonego obyczaju, a nawet brakiem posłuszeństwa przełożonym.

Dla wielu wiernych, zwłaszcza tych, w których ksiądz Michał obudził wiarę i pociągnął do życia prawdami ewangelicznymi, wiele decyzji przełożonych, ich nastawienie i w efekcie końcowym niechęć, były niezrozumiałe. Jak można gasić zapał, energię i tyle talentów w młodym kapłanie? Jak można krytykować go za to, co robi, skoro robi tak wiele dobrego? Rzeczywiście, przez ostatnie lata wiele takich głosów się pojawiało. Tymczasem sam ksiądz Michał wyznawał szczerze, czy to w mediach społecznościowych, w których był bardzo aktywny, czy to w rozmowach prywatnych, że ceni sobie własne zdanie, niezależność i jeśli coś, co robi, odczytuje jako wolę Boga, to on tylko wypełnia Jego polecenia i pełni wyznaczoną mu misję. Niestety, wygląda na to, że w tym sposobie myślenia brakuje jednego ważnego elementu: weryfikacji ze strony przełożonych. W tym właśnie, od wieków, jest istota posłuszeństwa w Kościele, że rozeznając wolę Boga duchowny przedstawia ją przełożonym i pyta, czy to rzeczywiście wola Boga. Jeśli ksiądz otrzyma od biskupa odpowiedź negatywną, ma dwa wyjścia: albo się z tym w pokorze zgodzić, albo z tym polemizować - z opcją wypowiedzenia posłuszeństwa włącznie. Wtedy jednak, w tym drugim przypadku, może skończyć się tak, jak to ksiądz Michał już przerabiał.

Temperaturę dyskusji o księdzu Michale podniósł on sam publikując kilka miesięcy temu serię wypowiedzi na temat celibatu i jego osobistego pojmowania tej szczególnej instytucji w Kościele katolickim. Mówiąc wprost, ksiądz Michał zapragnął mieć żonę i pozostać nadal prezbiterem Kościoła katolickiego. Jak wiadomo, w świetle współczesnego nauczania Kościoła rzymsko-katolickiego jest to niemożliwe. Co jednak jest niemożliwe dla ogółu, nie musi być niemożliwe dla księdza Michała. Zaczął on więc kampanię na rzecz, jak mówi „przywrócenia dobrowolnego celibatu”. I znów, z jeszcze większą siłą, pojawiło się wokół niego wiele kontrowersji.

Nie ulega też wątpliwości, że wielki kłopot z księdzem Michałem ma arcybiskup Grzegorz Ryś. Sytuacja dla obu duchownych byłaby prostsza, gdyby się nie lubili. Wygląda jednak na to, że jest między nimi zauważalna nić swoistej przyjaźni. Tak przynajmniej wynikało z medialnych wypowiedzi księdza Michała o jego przełożonym. Ordynariusz musi jednak być dla księży nie tylko duchowym ojcem, ale też i ordynariuszem. Czyli tym, który dba o porządek w lokalnym Kościele. Zresztą obie funkcje nie muszą sobie zaprzeczać - wręcz przeciwnie, mogą się uzupełniać. Stąd pewnie tak radykalne i jednoznaczne posunięcia, jak choćby wspomniana wyżej ekskomunika. Szczęśliwie Arcybiskup znalazł potem możliwość przywrócenia księdza Michała na łono Kościoła, jednak dalsze aktywności i wypowiedzi wikariusza raczej nie zapowiadały upragnionego przez wszystkich powrotu do spokoju i choćby elementarnej przewidywalności.

Wiele po drodze było wydarzeń w życiu ks. Michała, o których można by tu pisać i o nich dyskutować. Tym bardziej, że sam zainteresowany wiele publikował o sobie w mediach społecznościowych. Czasami tak wiele, i tak osobiście, jakby sprawiał wrażenie, że nie może żyć bez tej formy komunikacji. Wydaje się jednak, że głównym problemem, z którym nie potrafił sobie poradzić ksiądz Michał, a w konsekwencji z nim jego przełożeni, to posłuszeństwo. A właściwie jego brak.

W Kościele katolickim posłuszeństwo przełożonym od zawsze uważane było za cnotę i przez wieki pozwalało Kościołowi zachować ciągłość nauczania. Najbardziej dramatyczne, kryzysowe momenty historii Kościoła związane były nie tylko ze złem, które panoszyło się w jego wnętrzu, ale też z brakiem posłuszeństwa ze strony krytyków ówczesnych patologicznych zjawisk. Jednocześnie wielokrotnie w historii pojawiały się postacie skutecznych reformatorów uznane po śmierci za świętych. Ich cechą było przede wszystkim to, że byli posłuszni przełożonym, często wbrew logice czy ówczesnym dobrym obyczajom. W posłuszeństwie odnawiał Kościół św. Franciszek z Asyżu, w nieposłuszeństwie Marcin Luter budował własny, oderwany od przełożonych Kościół.

Widzimy także i dziś, że cienka i dla wielu nieuchwytna jest granica między jednością, a oderwaniem, między posłuszeństwem, a nieposłuszeństwem. Nawet solidne argumenty logiczne, teologiczne czy etyczne nie wystarczą do reformy czegokolwiek w Kościele, gdy brakuje posłuszeństwa. Cnota ta jest jedną z najtrudniejszych do osiągnięcia, gdyż nierozerwalnie wiąże się z inną nadrzędną cnotą: pokorą. Ta zaś jest doskonałym przeciwieństwem pychy figurującej na pierwszym miejscu w katalogu największych występków. Bądźmy jednak dobrej myśli i życzmy księdzu Michałowi, jeśli taka jest wola Boga, szybkiego powrotu do naszej społeczności. Jeśli zaś plany te są inne, to niech dzielnie służy tam, gdzie go wola Boża postawi. Wierzący zawsze mogą pamiętać o nim w swoich modlitwach. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama