reklama
reklama

Restauracje Łódź. „Więcej stresu spowodowały wizyty policji i nękanie gości”. Czy restauratorzy boją się IV fali koronawirusa?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Restauracje Łódź. „Więcej stresu spowodowały wizyty policji i nękanie gości”. Czy restauratorzy boją się IV fali koronawirusa? - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź Restauracje Łódź. W niektórych krajach IV fala koronawirusa kolejny raz uderzyła w gospodarkę i wprowadziła sprzeciw społeczeństwa. W Polsce doniesienia o kolejnym szczycie zachorowań pojawiają się już od pewnego czasu. Sprawdzamy, czy managerowie łódzkich restauracji boją się kolejnej fali koronawirusa.
reklama

Restauracje Łódź. Czy restauratorzy spodziewają się kolejnych obostrzeń?

Poprzednie fale koronawirusa to zdecydowany cios dla właścicieli restauracji i pracowników gastronomii. Restauracje mogły wydawać tylko posiłki na wynos, a pracę utraciło wielu kucharzy, kelnerów i pracowników obsługi.

!reklama!

Marta Miksa, manager restauracji Anatewka na rynku łódzkiej Manufaktury, wskazuje na to, że lockdown wpłynął nie tylko na gastronomię, ale też inne dziedziny gospodarki. Czy boi się wprowadzenia obostrzeń związanych z IV falą koronawirusa?

-  My też się nie poddajemy. Jesteśmy już tyle lat w Łodzi - ponad 20 - więc jesteśmy dobrej myśli i mam nadzieję, że mimo IV fali – nie będzie ona trwała zbyt długo i mimo wszystko ci sami goście do nas wrócą.

Innego zdania jest Przemysław Kijewski, manager restauracji Spółdzielnia.

- My nie zakładamy lockdown’u czwartego. Nie bierzemy tego w ogóle pod uwagę, że zamkną nas tak jak było to na jesieni i staramy się tą myśl jak najbardziej od siebie odsuwać – zaznacza manager lokalu z OFF Piotrkowska.

Polecamy: Lockdown w Łodzi. Masowe kontrole policji w łódzkich restauracjach. „Doświadczyliśmy bezprawnego ataku”

Jak pracowały restauracje w okresie poprzedniego lockdown’u?

Choć wiele restauracji zostało zamkniętych na stałe, właściciele niektórych lokali przeznaczyli czas lockdown’u na remonty i modernizacje restauracji. Inni – dopracowywali menu i planowali, jak zachęcać swoich stałych klientów do zamawiania jedzenia przez internet.

- Zamknięcie gastronomii na cztery spusty było dla nas ciężkie, bo nie było gości, było pusto w restauracji. Robiliśmy dania na wynos, ale to była kropla w morzu wcześniejszej ilości pracy. Jakoś to znieśliśmy, w zasadzie udało nam się wyjść z tego obronną ręką. Podczas lockdown’u podjęliśmy decyzję o powiększeniu restauracji, co wydawało nam się, że będzie sukcesem i mieliśmy rację – zaznacza Przemysław Kijewski, manager restauracji Spółdzielnia.

Dla restauratorów ważne było również to, aby nie rozstawać się ze swoimi pracownikami.

- Mimo wszystko dawaliśmy ludziom pracę, wspomagaliśmy medyków także pielęgniarki – cateringi były do nich dowożone. To też pozwoliło nam się utrzymać. Oczywiście był spadek przychodów, ale nie na tyle, żeby się zamykać lub żegnać z pracownikami. Oczywiście otrzymaliśmy na postojowe dla pracowników, była też pomoc w opłacie czynszu – mówi Marta Miksa z restauracji Anatewka.

Polecamy: Restauracja Łódź. Łódzcy restauratorzy walczą z systemem. I nie są bez szans! [wideo]

Aloha Poke Łódź. Restauracja otwarta pomimo obostrzeń

Styczeń to dla restauracji Aloha Poke, zlokalizowanej w centrum miasta, czas wielkich zmian. Właściciel restauracji postanowił otworzyć się dla gości i wydawać dania na miejsca, dlatego nie boją się kolejnego lockdown’u.

- Zacznijmy od tego, że my w styczniu otworzyliśmy się normalnie pomimo wielkiego lockdown’u i tak naprawdę nie zamierzamy się zamykać. Wygraliśmy wszystkie sprawy w sądzie i z sanepidem – to znaczy, że działaliśmy zgodnie z prawem, więc nie planujemy nic wielkiego, będziemy po prostu normalnie pracować z zachowaniem wszystkich obostrzeń – mówi Mateusz Raczyński, manager Aloha Poke.

Początki były ciężkie, ale decyzja okazała się słuszna.

- Na początku było dużo stresu. Po pierwszej sprawie, reszta została umożona. Naprawdę musieliśmy pojawić się tylko na pierwszej sprawie i to było wszystko. Więcej stresu powodowały wizyty policji i nękanie gości, ale to skończyło się z momentem, gdy znaleźliśmy troszeczkę inne rozwiązanie, żebyśmy to my mogli spisywać policjantów, a nie oni – nas. Gdyby nie było łatwo, nie postanowilibyśmy się otworzyć pomimo tego, co nasz „kochany” rząd mówi. Po prostu zostaliśmy zostawieni sami sobie, tak to wyglądało niestety. Trzeba było coś działać – albo się położyć i czekać aż nam dokopią, albo walczyć. Wybraliśmy tą drugą stronę i jakoś wyszło – dodaje.

Jak zapowiedział minister zdrowia Adam Niedzielski – pierwsze obostrzenia wprowadzane będą, gdy dziennie liczba zakażeń wyniesie powyżej 1000.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama