reklama
reklama

Tylko prawda jest ciekawa: Gigantyczna manipulacja czy zbieg okoliczności?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Tylko prawda jest ciekawa: Gigantyczna manipulacja czy zbieg okoliczności? - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź Pisałem niedawno w artykule „Kto zatrzymał Świat” o teoriach spiskowych i faktach na temat koronawirusa Sars-CoV-2.
reklama

Gigantyczna mistyfikacja oparta na strachu?

Tym razem chciałem kontynuować temat, jednak bardziej niż na teoriach spiskowych skoncentrować się właśnie na faktach. Wszak „Tylko prawda jest ciekawa” - jak mawiał nieodżałowany autor „Drogi donikąd”, zmarły 35 lat temu Józef Mackiewicz.

Tytuł wprawdzie wygląda, jakby zapowiadał kolejną teorię nie z tej ziemi, ale wbrew pozorom, tak nie jest. To nie teoria, ale prawdziwe fakty i całkowicie z TEJ Ziemi. Gdyby ktoś jednak chciał się czepiać, że „prawdziwe fakty”, albo jak wolą niektórzy „fakty autentyczne”, to przecież masło maślane, bo w samym słowie fakt zawiera się już stwierdzenie, że musi być prawdziwy, odpowiadam, że jest w wielkim błędzie. Ostatnio mamy cały wysyp faktów prasowych, które z prawdą nie tylko nie mają nic wspólnego, a można by rzec, że „nawet obok prawdy nie leżały”. Zatem są fakty prasowe, fakty elektroniczne, czy szerzej - fakty medialne, w tym nawet dziennik i program telewizyjny o podobnych nazwach, cały wysyp fake-news-ów (czyli „nowych faktów”) na forach internetowcyh, no i wreszcie mamy też fakty prawdziwe, czyli zdarzenia w określonym miejscu i czasie. Co to się porobiło? Kiedyś wystarczyło powiedzieć „fakt” i każdy rozumiał to w jedyny, możliwy wtedy sposób…

Krzywa zachorowań rośnie

Zanim jednak przejdę do meritum, wypada przypomnieć, tytułem wstępu, że w stosunku do momentu poprzedniej oceny wydarzeń sytuacja stała się jeszcze bardziej dynamiczna. Jak wygląda ten Świat dziś, czyli około 10 dni później?

Spoglądając już choćby tylko na bieżące wyniki, które podaje Uniwersytet Medyczny Johna Hopkinsa, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z katastrofą na niespotykaną skalę. Liczba zarażonych koronawirusem na świecie właśnie dochodzi do 1,2 miliona, a łączna liczba ofiar sięgnie niebawem 70 tysięcy, przy czym ponad 45% z nich, to zgony we Włoszech i Hiszpanii. Zatem jest niedobrze, bo przyrost zakażeń i ofiar mimo różnych restrykcji wprowadzanych przez rządy poszczególnych krajów, nadal postępuje, gdzieniegdzie nawet podwajając liczby z dnia na dzień. Co się stało? Czy i jakie błędy popełniono? A może czegoś o wirusie jeszcze nie wiemy?

Nowe informacje budzą strach

Wprawdzie na stronach rządowych Ministerstwa Zdrowia, czy GIS, można przeczytać czym jest koronawirus i jak się przed nim bronić. Zalecenia higieny zaostrzono także w sklepach i innych miejscach, to co jakiś czas dowiadujemy się rzeczy nowych. Niby władze przestrzegają nas przed informacjami, które mogą wprowadzać w błąd, czytaliśmy, że wirus atakuje system oddechowy, potem, że także sercowo naczyniowy i że są to badania potwierdzone przez specjalistów nie tylko w Wuhan.

Ostatnio dotarła jednak do nas wiadomość, że Sars-CoV-2 atakuje także system nerwowy. Atakuje rdzeń przedłużony, a więc ośrodek, który zawiaduje wszystkimi automatycznymi funkcjami organizmu, w tym oddychaniem. Giną komórki nerwowe, a one się nie odradzają. Co ciekawe, wirus może wedrzeć się do mózgu przez nerw węchowy. Dlatego też utrata smaku, czy węchu może być sygnałem, że wirus właśnie zaatakował system nerwowy. Mamy więc jeden z dodatkowych objawów, o których dotąd nie pisano. Informacje te można znaleźć na stronie ReasarchGate, która publikuje streszczenie pracy wirusologa Yan-Chao Lee z Jilin University. Objawy neurologiczne wystąpiły w badaniach aż u 88% pacjentów, choć trzeba dodać, że były przeprowadzone na grupie poniżej 100 osób, u których stwierdzono Covid-19.

„Zakażenie SARS-CoV odnotowano w mózgach zarówno pacjentów, jak i zwierząt doświadczalnych, gdzie pień mózgu był silnie zainfekowany. Ponadto wykazano, że niektóre koronawirusy są zdolne do rozprzestrzeniania się połączoną synapsą drogą do rdzeniastego ośrodka sercowo-oddechowego z mechano- i chemoreceptorów w płucach i dolnych drogach oddechowych.” – to cytat ze streszczenia, ale cały artykuł w języku angielskim można pobrać stąd.

Zatem jest wysoce prawdopodobne, że za problemy z oddychaniem, które towarzyszy chorobie, przynajmniej częściowo odpowiada właśnie to porażenie. Wirus atakuje system odpornościowy i opóźnia jego reakcję, co w oczywisty sposób sprzyja rozwojowi innych wirusów, czy bakterii. Zostawmy jednak szczegóły medyczne lekarzom.

Jak mówi na swoim vlogu dziennikarz śledczy Witold Gadowski, ten wirus wyszedł na ponad 90% z laboratorium, do czego przychyla się też wielu wirusologów. Prócz informacji w Jilin podał również dość niepokojący wniosek naukowców z USA, którzy stwierdzili, że Sars-CoV-2 jest wyposażony jakby we własne „laboratorium”, co może pozwolić mu na przetrwanie w organizmie człowieka dłużej, być może atakując za jakiś czas ponownie, podobnie do malarii. Zresztą, choć malarię wywołują pasożyty, a zakażenie (zarodziec) przenoszony jest przez komary i czas od zarażenia do wystąpienia objawów może wynosić znacznie ponad miesiąc, to objawy choroby są podobne. Może też z tego powodu, łagodzą je właśnie leki przeciwmalaryczne na bazie chininy.

Metr, dwa, a może osiem?

Inną informacją, także niezbyt wesołą jest faktyczny zasięg przemieszczania się wirusa. Jeśli prawdą jest to, co powiedziała niedawno prof. Lydia Bourouiba z Massachusetts Institute of Technology, to problem z zakażeniem może być znacznie większy. Otóż, powołując się na badania z Wuhan, podkreśliła, że kropelki patogenu, który wydostał się z organizmu zakażonego w wyniku kaszlu czy kichnięcia,  mogą pokonywać spory dystans. Z badań, które zostały opublikowane na łamach "Journal of the American Medical Association" wynika, że są w stanie przemieszczać się w powietrzu nawet na odległość 7-8 metrów, zaś ich pozostałości mogą utrzymywać się w cząsteczkach powietrza przez wiele godzin. To w znacznym stopniu burzy wcześniejsze ustalenia, bo przy takim założeniu, jeśli ktoś w sklepie kichnie, to już powinien być dla personelu i klientów koniec pracy w tym dniu, a przynajmniej kilkugodzinna przerwa. Oczywiście, można powiedzieć „na zdrowie” i mieć nadzieję, że klient zarażony jednak nie jest. Tylko, co na to sanepid?

Czy będzie lek na koronawirusa?

Ostatnio pojawiła się informacja, że lek w zasadzie już jest, a w każdym razie jest na to spora szansa, ponieważ podanie go kilku pacjentom przyniosło znakomite rezultaty. Preparat skutecznie blokuje ponoć wnikanie wirusa do komórki. Ciekawostką jest to, że lek zastosowano w Lublinie i nie będzie wymagał  testów na myszach, czy norkach, bo badania kliniczne na ludziach ma już za sobą, jako że to preparat sprawdzony w innych schorzeniach. Brzmi to dość obiecująco. Więcej można przeczytać tutaj. O szczepionce napiszę niżej, ponieważ to zupełnie inny temat.

Koronawirus zaatakował gospodarkę

Kiedy się spojrzy na efekty gospodarcze związane z wirusem, to wydaje się, że prawdziwa pandemia dopiero przed nami. Jeżeli tylko w Polsce 49 tyś. firm zawiesiło działalność gospodarczą w ciągu kilku dni, a przecież wiele działalności zostanie wyrejestrowanych w najbliższych miesiącach w ogóle, to już widzimy, że dobrze nie jest. Tarcza antykryzysowa pomoże jedynie w niewielkim stopniu i pewnej liczbie najmniejszych firm. Ci, którzy prowadzą biznes z większą liczbą pracowników i mają wysokie koszty stałe, będą mieli gigantyczny problem, więc część pomyśli już teraz o wycofaniu się z rynku, a większość tych, którzy zechcą ratować swoje firmy, po prostu będzie musiała ogłosić upadłość. To dotyczy zresztą całej Europy, a także świata. Zerwane zostały już całkowicie niektóre łańcuchy dostaw, a wielu z nich nie da się odtworzyć w krótkim czasie. Spodziewane bezrobocie w USA analitycy szacują nawet powyżej 60%, a cały kryzys na o wiele większy niż ten z 1929 roku. Niektórzy eksperci mówią o tym, że Stany Zjednoczone zgłoszą roszczenia do Chin o odszkodowanie za śmierć swoich obywateli i olbrzymie straty gospodarcze. Do tego trzeba by było jednak najpierw udowodnić, że wirus wymknął się na pewno z laboratorium w Chinach, co nadal w 100% pewne przecież nie jest. Napięcia jednak będą narastać, bo skala strat w większości gospodarek na świecie może być trudna do oszacowania. To nie są dobre informacje, ale właśnie…

Czy to już koniec teorii spiskowych?

Nie! To akurat jest niemożliwe. Teorie spiskowe, odkąd się pojawiły, już chyba zawsze będą istniały. Oczywiście, historii o zupie z niedogotowanego nietoperza i podobnych, nikt nie będzie pewnie traktował całkiem serio. Jednak nie zawsze musi być tak, że są to tylko teorie. Powiedzenie, że w każdej bajce jest ziarno prawdy nie musi dotyczyć tylko samego przesłania, które ona zawiera. Bywa, niestety, znacznie gorzej. Czy mamy do czynienia tym razem jedynie z wymysłami oszołomów?

Jeśli prawdą byłby fakt, że w Chinach zmarło nieco ponad 3300 osób i epidemia jest tam w odwrocie, to można byłoby uznać rekordowe liczby zgonów w niektórych krajach Europy (Hiszpania, Włochy, Francja), za niespodziankę, albo wyraz wyjątkowej niefrasobliwości, na co zwracałem uwagę w poprzednim tekście. Jeżeli jednak podane (także m.in. przez wspomnianego wyżej Witolda Gadowskiego) informacje są faktami, to czy nie skłaniają do podejrzeń? Otóż, okazuje się, że w dwóch popularnych sieciach telefonii komórkowej w Państwie Środka - China Unikom Hong Kong Ltd oraz  China Telecom Corp. Ltd spadła w dziwny sposób w ciągu kilku miesięcy liczba abonentów. W tej pierwszej aż o 7,8 mln, a w drugiej o blisko 5,6 mln (tutaj tylko w ciągu jednego miesiąca). Czy nagle tylu ludziom przestały się podobać rozmowy przez komórkę i postanowili zrezygnować? Czy może po prostu już telefony komórkowe przestały być im potrzebne, bo nie będą więcej rozmawiali. Z nikim. Bez telefonu również…

Z drugiej strony, chyba jednak nawet tak szczelnemu państwu, jak Chiny, jeśli chodzi o wyciek informacji, nie byłoby łatwo ukryć fałszerstwa danych epidemiologicznych na tak gigantyczną skalę. Chociaż, jak mówi W.Gadowski, lekarze, którzy próbowali ostrzec przed wirusem inne kraje nieco wcześniej (przypomnijmy, że w Chinach walka rozpoczęła się w listopadzie), tracili pracę, a czasem ginęli w tajemniczych okolicznościach. Cały komentarz dziennikarza do obecnej sytuacji znajduje się tutaj: https://vimeo.com/user111917625

W moim przekonaniu, ponad 13 mln ofiar - brzmi dość nieprawdopodobnie, bo wówczas nawet przy śmiertelności 5%, a takiej faktycznie przecież nie ma, musiałoby zachorować 260 mln ludzi, więc zarażonych byłoby co najmniej 4-6 razy tyle, a  to by oznaczało, że nie ma już w Chinach nikogo bez koronawirusa. Z drugiej strony zaś równie mało prawdopodobne, przy takiej populacji, wydaje się zatrzymanie liczby zgonów na poziomie czterokrotnie niższym niż w Italii. Świadczyć też może o tym ustanowienie specjalnego dnia pamięci o ofiarach koronawirusa, który obchodzony był właśnie 4 kwietnia. Czy władze Chin robiłyby coś takiego dla ofiar zwykłej grypy, na którą z pewnością w całym kraju umiera statystycznie więcej niż 3 tysiące osób? Z powodu zwykłej gruźlicy żegna się z tym światem 40 tyś osób w skali roku, nie mówiąc o innych chorobach, a tylko w jednym 2016 roku w wyniku nadużycia alkoholu w Chinach zmarło 59 000 kobiet i 650 000 mężczyzn. Również nikt nie czcił ich pamięci.
Jaka zatem jest prawda? Może dowiemy się wkrótce, bo jak powiedział Abraham Lincoln: „Można oszukiwać część społeczeństwa przez cały czas, a nawet całe społeczeństwo przez jakiś czas, ale nie da się oszukiwać wszystkich przez cały czas.”  

Fakty wyglądają tak

Przejdźmy teraz do faktów. W Niemczech odezwały się głosy specjalistów, w tym m.in. dr Wolfganga Wodarga, absolwenta John Hopkins University – pulmonologa, epidemiologa, specjalisty ds. zdrowia publicznego i byłego przewodniczącego komisji ds. zdrowia w Radzie Europejskiej, a więc postaci nietuzinkowej. To ten sam naukowiec, który zabierał głos w PE w grudniu 2009 roku, podczas ogłoszonej wówczas przez WHO pandemii świńskiej grypy. Omawiano tam kwestie oszustwa związanego z całą szczepionkowa hucpą, bo tak można określić śmiało to, co się wtedy stało. Wprowadzono w wielu krajach do obiegu szczepionki, które były, delikatnie rzecz ujmując „niepełnowartościowe”. Pod presją czasu i naciskiem właśnie WHO, która zmieniła, tzn. obniżyła w 2009 roku kryteria pandemii, usuwając z nich wymóg wysokiej śmiertelności, próbowano po raz pierwszy „zaszczepić świat” na szeroką skalę, w dodatku produktem, który nie przeszedł stosownych badań, co zresztą, jak pisałem wcześniej, w przypadku szczepionek antywirusowych, w ogóle jest rzeczą trudną, o ile nie niemożliwą.

Przypomnę, że łącznie na świecie w trakcie całej „pandemii” grypy A/H1N1 – bo taką nazwę otrzymała oficjalnie, zmarło 14.286 osób, z czego w Ameryce północnej były 3.642 potwierdzone zgony, a w krajach Unii Europejskiej – 2.290. Warto też przy okazji dodać, że wówczas ministrem zdrowia w Polsce była pani Ewa Kopacz, która w tej kwestii zajęła, na szczęście dla Polaków, dość pryncypialne stanowisko i szczepionka do Polski nie została ostatecznie zakupiona. Podobnie też postąpili Szwajcarzy nie lękając się żadnej pandemii. Czemu na szczęście? Ponieważ np. Szwecja do dziś wypłaca odszkodowania ofiarom tych szczepionek, gdyż głównie młode osoby zapadały po nich na różne dziwne powikłania, jak np. nieustanna senność. Niektórzy pewnie mieli mniej szczęścia, bo po prostu szczepienia nie przeżyli. Jaka była skala szkód wyrządzonych przez szczepionki w stosunku do liczby zmarłych z powodu samego wirusa, do dziś nie wiemy.

- W jednym z krajów, który zakupił bardzo dużo szczepionki, dwie osoby zmarły z powodu A/H1N1, cztery osoby zmarły (tak się podejrzewa, podkreślam) w kilka godzin po podaniu szczepionki - mówił wówczas w Sejmie wiceminister zdrowia Adam Fronczak.

Jeśli ktoś chciałby przeczytać jaką wizję roztaczał wówczas przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Wakcynologicznego – dr Paweł Grzesiowski, zapraszany dziś jako ekspert do różnych telewizji, można to zrobić na tej stronie.

Dr Wodarg zwracał właśnie uwagę, zresztą nie on jeden, bo zrobiło to kilkunastu lekarzy, w tym także naukowiec z Uniwersytetu Gutenberga w Moguncji – profesor Sucharit Bhakdi, że bazujemy na danych bieżących nie odnosząc ich do okresów historycznych i do sytuacji, które już wcześniej miały miejsce. Wyrywamy niejako problem z kontekstu, czego zwłaszcza w tak poważnej sprawie, czynić nie należy. Całą, niezwykle interesującą historię związaną z koronawirusem w Niemczech zaprezentowała telewizja wRealu24 w rozmowie z korespondentką z Kolonii, Agnieszką Wolską. Można zobaczyć to tutaj:  https://youtu.be/xhKY-p0wjsM

I wydaje się, że całościowe spojrzenie jest właśnie kluczem do tego, aby wyrobić sobie zdanie na temat realnego zagrożenia. Kiedy przeanalizujemy dane na stronie euromomo.eu, gdzie znajdują się wykresy dla wielu krajów europejskich oraz te dla całego naszego regionu globalnie, to okaże się, że kwestia pandemii jest co najmniej dyskusyjna. Oczywiście, jeśli przyjąć, że jedynym kryterium jest współwystępowanie danej choroby na obszarze wielu państw, to można użyć tego stwierdzenia, ale wówczas prawdopodobnie niemal co roku, kiedy pojawia się np. grypa, albo inne choroby na które choruje większość populacji na świecie, należałoby ogłaszać pandemię. Co więcej, w większości państw na przestrzeni ostatnich 4,5 roku (dane prezentowane są w ujęciu tygodniowym), jeszcze daleko jest do śmiertelności z podobnych okresów w latach ubiegłych od 2016-ego począwszy, co można zobaczyć poniżej. Oczywiście, mały obrazek nie oddaje całości, dlatego zachęcam, aby wejść na stronę i obejrzeć to na własne oczy. Można się nieźle zdziwić… Nie wiadomo dlaczego Polska nie przesyła swoich danych do tych statystyk.
Śmiertelność w Europie
Do podobnych jak np. w 2017 w styczniu wartości dosięgają jedynie Włochy. W przypadku Hiszpanii, krzywa sięgnęła liczby zgonów z początku lutego ubiegłego roku, ale do wyników z 2017 roku jeszcze nieco brakuje. Z kolei wykres dla Niemiec przebiega wyjątkowo łagodnie i nie dochodzi nawet do połowy najwyższego poziomu krzywej z 2018, nie wspominając nawet o 2017. Znakomita większość państw jest w tym zestawieniu, jak widać, jeszcze bardzo daleko od najwyższych punktów z poprzednich lat. Doskonale pokazują to choćby przykłady Francji, czy Anglii, które przecież są obecnie wysoko w tabeli najwyższych liczb zachorowań na koronawirusa. Tymczasem do szczytowych punktów z lat poprzednich także jeszcze im dość daleko.

Sam dr Wodarg został w Niemczech odsądzony od czci i wiary za swoje wypowiedzi, a zwłaszcza za to, że zaprezentował je u kilku blogerów, którzy zaprosili go do udzielenia wywiadu. W ten sposób traci się możliwość wypowiedzi w mediach tzw. „głównego nurtu”, albo jak wolą inni, „głównego ścieku”. Widzimy to także w Polsce, gdzie wielu niepokornych dziennikarzy, którzy ośmielili się mieć własne zdanie, nie jest wpuszczanych na antenę. Restrykcje spotkały również prof. Sucharita Bhakdi, ponieważ usunięto jego adres mailowy ze strony Uniwersytetu, aby utrudnić mediom kontakt. To taka symboliczna kara za nieprawomyślność. Czemu?

Coś tu nie gra

Na szczęście, jeśli ktoś polega na własnym rozumie, a nie histerycznych reakcjach stadnych, ma szansę wyrobić sobie własne zdanie. Sprawa ma też drugie dno, jakim jest sama statystyka, a można ją prowadzić naprawdę w bardzo odmienny sposób. I tak, na przykład w Italii, do zmarłych z powodu koronawirusa zalicza się wszystkich, którzy mieli pozytywny wynik testu, bez względu na to, czy zachorowali na Covid-19 i to czy ta choroba była faktycznie przyczyną śmierci. W Polsce widzimy już podobny trend. Wyłączono wprawdzie ze statystyk jedną z ofiar, która zmarła na sepsę, ale w większości przypadków podaje się jedynie w komunikacie, że występowały choroby współistniejące, przyjmując za przyczynę śmierci Covid-19. Kiedy czytamy o ofiarach koronawirusa w naszym kraju, to okaże się, że blisko ¾ (o ile nie więcej, bo nie każdy przypadek jest opisywany), stanowiły osoby ze współistniejącymi schorzeniami, często bardzo poważnymi.

W Niemczech metodologia jest inna, bo jeśli zgon nastąpił z przyczyn współistniejących chorób, to w statystykach znajdzie się prawdziwa przyczyna. Być może dlatego niektórych dziwi, że przy podobnej liczbie zarażonych, Niemcy mają niższy wskaźnik śmiertelności niż w innych krajach. On nie jest niższy, tylko po prostu realny. Na ponadprzeciętną śmiertelność w dotychczasowych statystykach włoskich i hiszpańskich miał wpływ, o czym się wspomina tylko czasem, także fakt wspólnego zamieszkiwania osób młodych ze swoimi dziadkami. Tradycyjny wciąż model rodzin wielopokoleniowych funkcjonuje w Italii od zawsze. W Hiszpanii, choć wygląda to nieco inaczej, to z przyczyn zmian społecznych, w tym  tzw. „późnego odcinania pępowiny”, zwłaszcza w przypadku płci męskiej, sytuacja jest w efekcie zbliżona. Dlaczego? Młodzi mężczyźni bardzo często prowadzą dość długo intensywne życie towarzyskie nie wynajmując własnego mieszkania. To jest wygodne, bo nie trzeba płacić, a rodzice czy dziadkowie jeszcze coś ugotują. To przecież właśnie młodzi „sprzedali”, kolokwialnie pisząc, wirusa swoim bliskim, a nie odwrotnie. Niestety, odporność organizmu spada wraz z wiekiem, a współistniejące choroby nie pomagają, stąd tragedia na szerszą skalę. Tylko, czy faktycznie, z całym szacunkiem dla ofiar, ta skala jest istotnie większa? Twarde dane mówią coś innego.

Warto też zwrócić uwagę, że w przypadku powikłań po grypie, na przykład z zapaleniem płuc, przyjmuje się pacjentów po prostu na oddział pulmonologii nie koniecznie w szpitalu zakaźnym, jak to wygląda obecnie. To sprawia, że zgony nie są przypisywane grypie i nikt nie zawraca sobie głowy testami. Natomiast teraz w takim przypadku test jest już obligatoryjny i dalej nie ma znaczenia co faktycznie było ostateczną przyczyną zgonu, bo jeśli wynik był dodatni, to wiadomo… Tak?

Niestety, nie jest to wcale oczywiste. Jak mówi dr Shiva, w interesującej rozmowie, nosimy w sobie co najmniej kilkanaście wirusów i około 100 bilionów bakterii, więc przyczyna zgonu w przypadku osłabienia odporności wcale nie musi być jednoznaczna. To nie Sars-CoV-2 zabija pacjentów, ale bardzo często „wykonuje pracę”, która ułatwia to zadanie innym wirusom, czy zarazkom, bo jak wiadomo, „na pochyłe drzewo…”. A jeśli do tego wirus doprowadzi jeszcze do zaburzeń układu sercowo naczyniowego, czy problemów z oddychaniem, to o ile ogólnie zdrowy, młody człowiek sobie najczęściej poradzi, o tyle już starszy organizm nie zawsze.

W takim razie czemu jest tak źle?
Ktoś, kto ogląda relacje w Włoch i rzędy trumien ustawionych jedna za drugą w dużych kościołach, może uznać, że to zupełnie inna historia, niż w przypadku grypy i po części będzie miał rację, bo to fakt, któremu zaprzeczyć się przecież nie da. Pojawiały się wprawdzie manipulacje polegające na prezentowaniu zdjęć ciężarówek z trumnami, które pochodziły z innego okresu, ale przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował liczby zgonów, która jest w ciągu ostatnich tygodni wysoka. Fakt, że rozkłada się nieproporcjonalnie, bo najbardziej wrażliwym regionem okazała się np. Lombardia, gdzie wcześniej (na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku) doszło do olbrzymiej liczby zachorowań na grypę z licznymi powikłaniami. Już wówczas mówiono tam, że dziwny wirus atakuje płuca, zwłaszcza osób starszych. Można spytać, czy te zdarzenia się jakoś przypadkiem nie łączą z koronawirusem, który zaczął szaleć w Chinach właśnie w listopadzie? Czy ktoś nie przywiózł go do Włoch wcześniej? Jest rzeczą dość oczywistą, że organizm starszej osoby dwóch kolejnych ataków różnych wirusów ma prawo nie wytrzymać. Ta koincydencja może w jakimś stopniu tłumaczyć aż taką „kumulację”, choć podobnie dynamiczny wzrost zachorowań notuje się teraz w Hiszpanii. Z drugiej strony, każdego roku na choroby oddechowe związane z sezonową grypą umiera na  świecie do 650 tysięcy osób. Jednak nie co roku ogłaszana jest przecież pandemia. Czy zatem 65 tysięcy ofiar usprawiedliwia taką histerię?

Można i chyba należy wreszcie zadać sobie kluczowe pytanie:

Dlaczego oni nam to robią?

Czy zatrzymanie całej gospodarki kraju, zresztą już coraz większej liczby państw, więc można mówić o zapaści globalnej, jest uzasadnione? Przecież skutki, w tym straty nie tylko ekonomiczne, ale także zdrowotne, będą dla społeczeństwa już w tej chwili bardzo trudne do oszacowania. Ile osób już od miesiąca cierpi z powodu braku możliwości wykonania procedur medycznych nie uznanych za pilne, ale przecież koniecznych? Ilu chorych, tak rozciągniętej w czasie terapii, nie wytrzyma, albo stan zdrowia pogorszy im się w bardzo znacznym stopniu? Czy NFZ będzie się z tego kiedykolwiek tłumaczył? Czy znajdzie się ktoś, kto walnie pięścią w stół i wytoczy Państwu proces, ponieważ politycy swoimi decyzjami zrujnowali jego firmę, czasem byt całej rodziny, albo doprowadzili kogoś do samobójstwa? Jaki los gotują władze młodemu pokoleniu, które będzie musiało spłacać gigantyczne zadłużenie państwa, nie mówiąc o nędzy, jaka dotknie wielu, gdy zgłosi się komornik i wyrzucą ich z domów, czy mieszkań, bo nie będą już w stanie spłacać kredytu, albo opłacić czynszu?

Jak mawiał Napoleon Bonaparte: „W polityce głupota nie stanowi przeszkody.
To niestety dość ponura prawda. Kiedy dziś młodzi, często samodzielni, ale jeszcze niepełnoletni ludzie, którzy z przyczyn wielogodzinnej pracy rodziców (np. lekarzy) nie mogą wyprowadzić psa, bo nowe prawo na to nie zezwala i może spowodować poważne konsekwencje finansowe, albo zamyka się lasy, jakby to tam siedział gdzieś na drzewie koronawirus, czy parki, by przypadkiem ktoś się tam „nie zgromadził”, a w kościele wierni mają stanowić podobną liczbę osób jaka jest w prezbiterium, to normalny człowiek patrzy na to z niemałym zdumieniem. O absurdach pisałem zresztą tydzień temu. Teraz jest ich znacznie więcej, jako że doszły te z ustawy o tzw. tarczy kryzysowej oraz nowych obostrzeń. Rząd mówi, że klient w sklepie powinien mieć jednorazowe rękawiczki, ale już nie mówi, gdzie ma je kupić? Zresztą, żeby to zrobić trzeba by jednak wejść do sklepu, w którym one są. No i koło się zamyka… Większe sklepy może i zapewnią, mniejsze nie. To oczywiście przykład banalny. Natomiast, kiedy trąbi się o obowiązkowej kwarantannie po przybyciu do kraju i z samolotu wysiada 360 osób, a nikt ze służb medycznych na nich nie czeka i mogą sobie jechać np. środkami komunikacji miejskiej zarażając nieświadomie kogo się da, a dopiero potem zastosowana zostanie kwarantanna, to już śmieszne wcale nie jest. O ile, rzecz jasna, mamy traktować to zagrożenie rzeczywiście poważnie. A może wcale nie o to chodzi?

Ograniczenie swobód, a para idzie w gwizdek…

I tu należy postawić pytanie na ile te działania są w ogóle w stanie coś zmienić? Czy nie wystarczyłaby zwykła higiena, zdrowy rozsądek i ochrona starszych osób, które teraz wysyła się do sklepów przed południem, być może po to, żeby między 10-tą a 12-ą mogły w maju wziąć udział w wyborach, jeśli z głosowaniem korespondencyjnym coś pójdzie nie tak? Czyż to właśnie nie te osoby powinny być szczególnie chronione i izolowane od kontaktów, aby zapewnić im bezpieczeństwo, zwłaszka kiedy znamy już dość dobrze statystyki z innych krajów i wiekową strukturę zgonów?

Tymczasem młodzi, 16-17-letni wolontariusze, którzy robili im chętnie zakupy, teraz zostali uwięzieni w domu. Przestawiono w mediach i wszystkich instytucjach państwowych wajchę i zewsząd słychać wyłącznie jeden, ten sam przekaz, „nie wychodź z domu (w podtekście, bo umrzesz)”. Na niektórych bardziej niż widmo śmierci działa potencjalne 30 tyś złotych kary.

Jesteśmy właśnie świadkami tworzenia się nowej religii – Koronawirusizmu, czy Covidyzmu, można sobie wybrać. Idę o zakład, że wkrótce jakiekolwiek kwestionowanie zagrożenia, będzie karane niczym kłamstwo… a zresztą dajmy spokój, bo ręce i nogi się uginają. Przecież już dziś pojawia się ostracyzm wobec polityków, czy dziennikarzy, którzy nie mają skłonności do popadania w histerię i nie przytakują, kiedy słyszą ewidentne bzdury. Dotąd mówiono nam, że maseczki ochronne są dla lekarzy i osób chorych, aby nie rozsiewały wirusa kaszląc. Jednak czekam z niecierpliwością, kiedy te informacje znikną, bo wejdziemy w nowy etap „mądrości”, jako że WHO właśnie rozważa rekomendację wyposażenia w maseczki wszystkich na świecie. Czyżby już znalazł się producent tych najlepszych?

Wiele pytań, ale jedno z ważniejszych w obecnej sytuacji, to - czy ktoś w ogóle choć w przybliżeniu oszacował koszty społeczne, rozłożone na wiele lat, tego samozaorania całej polskiej gospodarki? Jasne, rząd się sam wyżywi, a co z resztą?

O co chodzi naprawdę?

Ale jest jeszcze pytanie kolejne, być może z serii tych, które mogą stawiać tylko oszołomy. Zaryzykuję.:

Czemu nasz i nie tylko nasz Rząd realizuje ochoczo pięciopunktowy plan Billa Gates-a? Plan w którym na drugim miejscu znajduje się, jakże by inaczej, szczepionka, a na pierwszym i kolejnych, generalnie kooperacja i monitorowanie, wspólna, międzynarodowa baza danych i zadbanie o kraje biedniejsze (żeby nam się „nie wykoleiły”, gdy już ta szczepionka się pojawi), no i czekanie…

Co, ciekawe, Gates mówi o czerwcu! Chociaż wszyscy lekarze i większość pytanych o to epidemiologów twierdzi, że na wyprodukowanie szczepionki potrzebny jest minimum rok, a niektórzy uważają taki czas za zdecydowanie zbyt krótki. Może jednak faktycznie 12 miesięcy, to optymalny okres? Tylko wtedy trudno byłoby się oprzeć wrażeniu oraz matematyce, że badania musiały się rozpocząć latem ubiegłego roku… Upsss! Przecież wtedy jeszcze nikt o wirusie-zabójcy nawet nie słyszał. Nikt, może nie, ale Bill, to nie jest Nikt. No, dobrze, zostawmy teorie spiskowe w spokoju. Nie są potrzebne, kiedy wystarczy zwykłe mnożenie. Powiedział o tym wspomniany już biolog z MIT w Massachusetts - dr Shiva. Szczepionka, to globalny biznes o wartości nawet do 10 bln dolarów. Trudno się oprzeć, prawda? Tylko nie wolno już teraz popełnić błędów z 2009 i 2010 roku. Wtedy śmiertelność była za niska, szczepienia dobrowolne i generalnie wszystko poszło nie tak…

Ale, jak zapewne dyskutuje się już na wysokich szczeblach koncernów farmaceutycznych, tym razem, możemy to zrobić znacznie lepiej. Strach już jest. Skutki finansowe wszyscy zapamiętają na lata. Czy ktoś będzie w tej sytuacji stawiał opór, jeśli dostanie do wyboru opcję zaszczepić się, albo nie zostać dopuszczonym do pracy, stracić kartę w banku, albo dostęp do transakcji internetowych? Nie, no to już jakiś obłęd, zaprotestuje ktoś bardzo głośno. Naprawdę?  

Przecież już teraz Google czy Facebook ma wszystkie Twoje dane. Tak, te dane, które są im niezbędne, bo jeszcze coś kupujesz. Trzeba dotrzeć z reklamą, targetowaną najlepiej jak się da. Starsi się nie liczą, więc… Ale jeśli nie wierzysz, spróbuj napisać coś nieprawomyślnego, albo umieść zbyt „kontrowersyjny” film na Youtube. Co się stanie? Zablokują ci konto. Dostaniesz „bana” najpierw na kilka dni, a potem, jeśli nie będziesz grzeczny, podziękują ci na zawsze. Że takie odcięcie od „świata” boli? To pomyśl, jak może zaboleć wyłączenie z systemu bankowego, zwłaszcza kiedy teraz, całkiem jawnie, ogranicza się ilość gotówki w obiegu i rodzimy Minister Finansów zapowiada, że gotówka wkrótce nie będzie już potrzebna i należy od niej odejść.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo… Ktoś powiedział, że „pieniądze wprawdzie szczęścia nie dają, ale z pieniędzmi znacznie przyjemniej być nieszczęśliwym”. Prawdopodobnie nawet wtedy, kiedy nieszczęścia chodzą parami…

Z kolei Marylin Monroe mówiła, że „pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy”. To może być bolesna prawda, zwłaszcza kiedy nieuchronna inflacja zje nam lwią część z coraz większym trudem zdobywanych środków i wspomniane zakupy trzeba będzie ograniczyć do minimum.

Dobra wiadomość jest taka, że nasze życie nie płynie z obfitości dóbr, a jak pokazuje historia, potrafiliśmy przetrwać wiele ciężkich okresów. Może wystarczy nam tylko nie przeszkadzać. Tylko tyle i aż tyle…


Więcej w artykułach "Kto zatrzymał Świat" i "Czas absurdu".

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama