reklama
reklama

Dumni z pochodzenia – tacy są Bałuciarze. O fenomen dzielnicy pytamy Łukasza z Bałut

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Łódź po godzinach Ile osób, tyle opinii o Bałutach. Mieszkańcy Łodzi znają je od ciemnej i jasnej strony. Na czym polega ich fenomen? Jakie są ulubione wydarzenia Bałuciarzy i miejsca, które regularnie odwiedzają? Te i inne pytania na temat niezwykłej dzielnicy miasta skierowaliśmy do Łukasza z Bałut.
reklama

Bałuciarze chętnie podkreślają, że są z Bałut

Trudno mówić o Bałutach w oderwaniu od historii. W sierpniu 1915 roku niemiecki okupant włączył je w granice Łodzi. Tuż przed przyłączeniem, Bałuty liczyły 100 tysięcy mieszkańców i była to wówczas najliczniejsza wieś na terenie Europy. 

Gdzie przebiega dawna granica Bałut i Łodzi? Strzegły jej krzyże znajdujące się przy ul. Zgierskiej 17 i na ul. Wojska Polskiego na wysokości ul. Młynarskiej. W jakiej części Łodzi mieszkają prawdziwi bałuciarze? Wg obowiązującego od 2005 roku podziału miasta na obszary turystyczne, mogą tak mówić o sobie mieszkańcy żyjący na północ od ulic: Wrześnieńskiej, Osiedlowej, Krótkiej, Berlińskiego oraz Wojska Polskiego (od Młynarskiej do Dołów).

Choć szukaniem odpowiedzi na te pytania naukowo zajmują się etnolodzy i antropolodzy kultury, o wyróżniki społeczności Bałuciarzy pytamy mieszkańca, artystę, performera, społecznika, miłośnika i ambasadora dzielnicy, Łukasza z Bałut. 

– Wydaje mi się, że Bałuciarze są dumni ze swojego pochodzenia – mówią o tym otwarcie i chętnie to podkreślają. Są lokalnymi patriotami. Przez to, że Bałuty mają sławę złej i biednej dzielnicy, dobrze radzimy sobie z pewnymi jej niedostatkami. Tę tendencję określiłbym jako taki „erzac”. Kiedyś widziałem, jak po procesji Bożego Ciała z komórek zwykle wypełnionych węglem panowie w białych koszulach wyciągnęli krzesełka i zrobili sobie coś na kształt ogrodowej altanki. Potrafimy sobie poradzić, zrobić coś na własną rękę, z tego, co akurat jest dostępne – mówi Łukasz z Bałut. 

Legendy o przestępstwach i niebezpiecznych sytuacjach do dziś zasilają wyobraźnię nie jednej osoby przemierzającej po zmroku ul. Limanowskiego. Czy Bałuciarze lubią zaprzeczać stereotypom związanym z ich dzielnicą?

– Wiele zależy od osoby. Chociaż znam tę ciemną stronę Bałut, to uważam, że nie warto się na niej koncentrować. Niektórym mieszkańcom zależy na tym, żeby cały czas podsycać negatywną sławę dzielnicy. Większość Bałuciarzy ceni sobie jednak spokój i to, że na Bałutach wciąż da się odczuć ślady małomiasteczkowego lub nawet wiejskiego charakteru. To jest ich powód do dumy i to chcą celebrować. Ludzie znają się, utrzymują ze sobą kontakty, spotykają. To jasne, że zdarzają się przykre incydenty, ale one są obecne wszędzie.

Pytany o ulubione miejsca mieszkańców dzielnicy Łukasz zaczyna oczywiście od rynku. 

– Jednym z najbardziej charakterystycznych i jednocześnie naturalnych miejsc spotkań jest rynek Bałucki – Targowisko Dolna. Świetne spotkania odbywają się przy okazji meczów rugby – bardzo wiele osób schodzi się kiedy Budowlani grają u nas, przy ul. Górniczej. To fajna okazja, by kibicować  drużynie poza podziałami obecnymi na innych sportowych polach. – mówi. – Bardzo lubię Park Szarych Szeregów, czyli „Promyk” w słowniku starych Bałuciarzy. Do moich ulubionych miejsc na Bałutach należą stadion Budowlanych, BAR Cegielnia czy pchli targ. Pub Tychy to moja ukochana pijalka na Limance. Bardzo lubię też Gorącą Kiełbasiarnię – często współpracuję z jej właścicielem, który świetnie potrafił odnaleźć się w lokalnej społeczności. – często współpracuję z jej właścicielem, który świetnie potrafił odnaleźć się w lokalnej społeczności. 

W ostatnich latach obserwujemy modę na lokalność. Niestety to nie tylko oddolne inicjatywy czy osiedlowe pikniki.  

– W ostatnich latach zaobserwowałem modę na lokalność. Nie jestem jednak pewien, czy moda taka może przynieść pozytywne skutki – tłumaczy Łukasz z Bałut. – Za niektórymi działaniami marketingowymi wykorzystującymi fenomen Bałut nie idą działania integrujące lokalną społeczność. To takie powierzchowne sięgnięcie po symbole i rozpoznawalność dzielnicy, tylko po to, żeby mieć zysk. A przecież Bałuty to nie nalepka na wino.  

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama