reklama
reklama

Marcin Hycnar, dyrektor Teatru Jaracza: Cieszy mnie, że publiczność zechciała do nas wrócić

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Marcin Hycnar - archiwym prywatne

Marcin Hycnar, dyrektor Teatru Jaracza: Cieszy mnie, że publiczność zechciała do nas wrócić - Zdjęcie główne

O repertuarze, planach i kondycji Teatru Jaracza w Łodzi rozmawiamy z dyrektorem instytucji, Marcinem Hycnarem. | foto Marcin Hycnar - archiwym prywatne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Łódź po godzinach Po przymusowym urlopie instytucje kultury stęsknione za „żywym” kontaktem z publicznością w końcu mogły rozpocząć nowy sezon artystyczny. O pierwszych wrażeniach ze spotkania z widzami oraz planach na najbliższe miesiące rozmawiamy z dyrektorem Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, Marcinem Hycnarem.
reklama

Agnieszka Szynk: Sezon artystyczny już w pełni. Również w Teatrze Jaracza mamy za sobą premiery Listów na (nie)wyczerpanym papierze i Panien z Wilka. Rapsodu. Dlaczego tymi propozycjami zdecydowali się Państwo powitać publiczność?

Marcin Hycnar: Premiera Listów na (nie)wyczerpanym papierze w reżyserii pana Sławomira Narlocha 17 września zainaugurowała niejako nasz nowy sezon. Nie ukrywam że propozycja tej własnie realizacji wyszła od samego twórcy, którego poznałem przed kilkoma laty na Wydziale Reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej jako pedagog. Już wtedy wydał mi się twórcą niezwykle interesującym, osobnym. Propozycja realizacji Listów, wśród wielu innych, które złożył reżyser, zyskała sobie naszą przychylność (Kierowniczki Działu Litearckiego - pani Agaty Zdziebłowskiej i moją). Pomyśleliśmy, że w adaptacji Sławomira Narlocha Listy na wyczerpanym papierze Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory mają szansę zyskać nową, nieoczywistą odsłonę. Wydawało nam się, że połączenie spektaklu dramatycznego, mimo że opartego na prozie i epistolografii, ze spektaklem muzycznym, będzie ciekawym wyzwaniem dla naszych aktorów. Liczyłem na to, że ta propozycja repertuarowa zyska zainteresowanie wśród naszych widzów. Teraz mogę powiedzieć, że tak też się dzieje.

W przypadku spektaklu Panny z Wilka. Rapsod, czułem potrzebę zrealizowania przedstawienia opartego na polskiej klasyce. Mam osobistą słabość do opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza, które są perełką polskiej literatury, szczególnie jeśli chodzi sztukę nowelistyki. Nie ukrywam więc, że propozycja realizacji Panien z Wilka wyszła ode mnie. Pani Anna Gryszkówna, która ostatnio wyreżyserowała Śnieg Przybyszewskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie, chętnie podjęła się tego zadania.

AS: Wśród najbardziej intrygujących propozycji sezonu trzeba wymienić produkcję serialową Teatru Jaracza. To coś, co zdecydowanie wyróżnia Państwa na tle programu innych teatrów. 

MH: Tak. Powiedziałbym, że to taki ewenement. My właściwie wszyscy debiutowaliśmy podczas realizacji serialu Debiut. Mniej więcej miesiąc po objęciu przeze mnie stanowiska dyrektora Teatru Jaracza, zgłosili się do mnie: reżyserka - pani Aneta Groszyńska oraz dramaturg i scenarzysta - pan Jan Czapliński. Chodziło o pomysł na serial, który mógłby zostać zrealizowany w czasie pandemii, w obliczu niezbezpieczeństwa ewentualnych kolejnych lockdownów, kiedy tradycyjna forma konfrontacji efektów naszej pracy z publicznością nie jest możliwa. 

Pomysł wydał mi się ciekawy z kilku powodów. W okresie pandemii serial zaangażował do pracy niemal cały zespół. Poza tym, była to możliwość uzupełnienia oferty repertuaru online, a także rodzaj zabezpieczenia na wypadek ewentualnej czwartej fali. Nie ukrywam, że sama treść i koncepcja serialu wydały mi się nie mniej ciekawe. Jeśli chodzi o formułę, to najbliżej mu do komediowego mockumentu. Poznajemy teatr od wewnątrz w takim quasi dokumentalnym stylu, przyglądając się fikcyjnym bohaterom - aktorom, którzy udają realne postaci. Mimo tego, że mamy do czynienia z komedią, poruszane w serialu tematy nie są do końca wesołe. 

AS: Serial w całości kręcony był w Łodzi? 

MH: Wszystko kręciliśmy na miejscu. Dzięki pracy scenografa i całego zespołu technicznego teatru, w każdym odcinku Teatr Jaracza udawał inną polską instytucję kultury. Pojedyncze sceny były kręcone „na mieście”. Poza tym, właściwie wszystko własnym sumptem udało nam się zrealizować tutaj. To będzie miniserial – osiem około dwudziestominutowych odcinków. Każdy odcinek ma swoją osobną historię, dotyka innego problemu, ale całość też składa się w pewną opowieść.

AS: W jakiej formie zostanie udostępniony widzom? 

MH: Zdecydowaliśmy się na dwie drogi eksploatacji tego projektu. Z jednej strony zapraszamy widzów do teatru, gdzie na ekranie będziemy prezentować projekcję serialu, czyli takie kino w teatrze (a zarazem, biorąc pod uwagę tematykę, teatr w kinie). Z czasem jednak chcemy udostępnić serial na naszej stronie VOD, gdzie za opłatą będzie można obejrzeć ten projekt online. 

AS: Zauważyłam, że w przyszłorocznych propozycjach repertuarowych planują Państwo zarówno tytuły już znane widzom, jak i nowości.

MH: Jeszcze przed końcem roku chcemy zaprezentować efekty koprodukcji z Fundacją Garnizon Sztuki z Warszawy. Będzie to spektakl pod tytułem Niepamięć - prapremierowe wystawienie tekstu Marka Modzelewskiego w reżyserii Piotra Ratajczaka. W przedstawieniu wystąpi troje naszych aktorów i dwoje aktorów gościnnych. Premiera odbędzie się 12 listopada w Warszawie na scenie Garnizonu Sztuki i 17 grudnia u nas, na Dużej Scenie.

Jeśli chodzi o przyszłoroczne przedsięwzięcia, o których mogę śmiało mówić, to w ramach sceny inicjatyw aktorskich zrealizujemy spektakl pod tytułem Kruk z Tower w reżyserii pana Roberta Latuska na podstawie sztuki Andrieja Iwanowa To wszystko przez nią. Projekt jest inicjatywą aktorów, a w spektaklu wezmą udział pani Ewa Audykowska-Wiśniewska i pan Mateusz Czwartosz. Premiera na Małej Scenie już w styczniu.

W marcu po raz pierwszy planujemy inscenizację tekstu pani Magdaleny Drab pod tytułem Słabi, w reżyserii pana Rafała Sabary. Będzie to pierwsze wystawienie tego nagradzanego dramatu w teatrze repertuarowym. W okolicach Międzynarodowego Dnia Teatru na Dużej Scenie odbędzie się premiera Wiśniowego Sadu Czechowa w reżyserii pani Małgorzaty Warsickiej.

AS: Czy na któreś z wymienionych wydarzeń, jako widz, czekałby Pan ze szczególnym zniecierpliwieniem?

MH: Hmm… to bardzo trudne pytanie. Niełatwo zdobyć mi się na dystans w sytuacji, kiedy o wielu z tych projektów wiem znacznie więcej, niż osoba, która dopiero skonfrontuje swoje oczekiwania z naszą ofertą. Trudno byłoby mi wybrać jedną z propozycji, bo wydaje mi się, że każda może być atrakcyjna pod innym kątem. 

Serial to coś, czego nie robiliśmy dotąd. Prapremierowego tekstu Marka Modzelewskiego też nikt jeszcze nie słyszał, nie widział i nikt nie wie o czym jest. 

Podobnie ze Słabymi Magdaleny Drab. Owszem, tekst zrealizowany w Teatrotece był już nagradzany (choćby na Gdyńskiej Nagrodzie Dramaturgicznej) i część widzów mogło go przeczytać, ale właściwie po raz pierwszy na teatralnym afiszu zagości na dłużej ta świetnie napisana groteska o zgoła niewesołych sprawach. Jeśli chodzi o Wiśniowy Sad, to mimo, że pewnie część widzów zna te sztukę z jakiejś realizacji scenicznej, to jednak wydaje mi się, że nazwisko reżyserki Małgorzaty Warsickiej obiecuje nowe, niestandardowe podejście do tematu. Ja, jako widz… chyba zapewniłbym sobie abonament na najbliższe wydarzenia w Teatrze Jaracza. 

AS: Na chwilę wrócę do wydarzeń sprzed roku, gdy obejmował Pan stanowisko w Łodzi. Cała kultura znalazła się w ekstremalnie trudnej sytuacji. Co od tamtego czasu zmieniło się w zespole i instytucji, którą Pan kieruje?

MH: Nie jest to łatwe pytanie i nie wiem, czy z tej perspektywy jestem w stanie już na nie odpowiedzieć w sposób satysfakcjonujący. Być może banałem będzie to stwierdzenie, ale warto podkreślać, że była to sytuacja bez precedensu. W tak ekstremalnie trudnym momencie kultura w tym kraju nie znalazła się chyba nigdy; nie biorąc pod uwagę oczywiście okresu wojny czy okupacji, bo to zupełnie inna historia. Wydaje mi się, że to, co się udało, to że po prostu przetrwaliśmy. Że dalej jesteśmy, że ludziom nie brak chęci i siły do pracy, że są zdeterminowani do działania, że ten okres zamknięcia nie spowodował, że każdy załamał się w swoich czterech ścianach. Cieszy mnie, że także publiczność zechciała do nas wrócić, bo to wcale nie było tak oczywiste.

Pierwsze miesiące, kiedy pozwolono nam wrócić do eksploatacji spektakli w trybie stacjonarnym, wlały w nas optymizm. Ludzie jednak bardzo stęsknili się za kulturą, wyjściem z domu, za spotkaniami z innymi, za obejrzeniem czegoś w innej sytuacji niż tylko przy użyciu laptopa czy telewizora. Oczywiście, wyszliśmy z tego na swój sposób pokiereszowani, jedni bardziej, inni mniej. Nikomu nie życzę finansowej sytuacji, w której wtedy… teraz znaleźli się artyści, szczególnie freelancerzy. 

Nie napawa to optymizmem, ponieważ w dalszym ciągu nie wiemy, jak długo odczuwalne będą skutki tamtej sytuacji. Teatr Jaracza był instytucją, której przychody utrzymywały się na poziomie dwóch milionów złotych. Po pierwszych ośmiu miesiącach bieżącego roku te wpływy kształtują się na poziomie 280 tysięcy. To chyba w najlepszy sposób obrazuje skalę strat instytucji i ludzi, którzy w niej pracują.

AS: Obejmując stanowisko był Pan optymistą?

MH: Wydaje mi się, że obejmując to stanowisko byłem optymistą… choć nie ukrywam, że musiałem to podejście mocno zweryfikować. Ale na pewno nie jestem pesymistą. Raczej nie projektuję czarnych wizji przyszłości. Powiedziałbym, że działam pragmatycznie z nadzieją, że podjęte kroki przyniosą pożądany efekt. Więc w pewnym sensie jestem też… romantykiem.

AS: W Pana biogramie mocno zaznaczyły się wątki związane z aktorstwem, reżyserią. Równie wyraźnie rysuje się cała przygoda z dubbingiem. Jak pośród wszystkich aktywności odkrył Pan w sobie talent do zarządzania i organizacji?

MH: W moim wypadku to była ewolucja. Dość naturalnie „poszerzałem pole walki”.  Skończyłem Wydział Aktorski i przez 10 lat byłem aktorem Teatru Narodowego. 

W pewnym momencie pomyślałem sobie, że chętnie usiadłbym z drugiej strony rampy i zaproponował opowiadanie moich historii z ludźmi, z którymi chcę pracować. I tak właśnie zacząłem studiować reżyserię. To mi się bardzo spodobało. Postanowiłem w związku z tym ograniczyć swoje działanie na polu aktorskim. 

Kiedy zdecydowałem się zrezygnować z etatu w Teatrze Narodowym z tego właśnie powodu, pojawiła się propozycja objęcia dyrekcji artystycznej teatru w Tarnowie. Pomyślałem sobie wtedy, że jest to kolejny etap i że chciałbym wziąć odpowiedzialność nie tylko za swoje działania. Poczucie, że ktoś inny osiągnął coś pod moimi skrzydłami, było dla mnie bardzo satysfakcjonujące. W Tarnowie skończyłem mój kontrakt i wróciłem do Warszawy z myślą, że znowu wrócę do reżyserowania. 

Wówczas nieoczekiwanie pojawiła się propozycja objęcia stanowiska w łódzkim Teatrze Jaracza. Pomyślałem sobie że to byłby kolejny krok, bo po pełnieniu funkcji dyrektora artystycznego, tym razem wiązałoby się to z wzięciem odpowiedzialności za całą instytucję. W związku z tym, postanowiłem ukończyć studia podyplomowe menedżerów kultury. Powiedziałbym, że te wszystkie wydarzenia były dla mnie rodzajem naturalnej ewolucji. 

AS: Odczuwa Pan brak którejś z tych aktywności teraz, kiedy nowe obowiązki zaangażowały kolejne pokłady energii i czasu? 

MH: To wszystko dzieje się u mnie okresowo. Nie wiem, czy to jest dobre określenie, ale miałem taki czas, kiedy byłem znudzony. Czułem się wyeksploatowany jako aktor i myślałem, że inne pola działalności artystycznej przyniosą mi więcej satysfakcji. Wtedy zaangażowałem się w reżyserię. Później zdecydowałem się na objęcie stanowisk dyrektorskich. Teraz jestem na takim etapie, że troszkę sobie tęsknię do grania i myślę, że kiedy nadarzy się okazja, to chciałbym wrócić do pierwszego zawodu wyuczonego. Oczywiście, w dalszym ciągu mam sporadyczny kontakt z aktorstwem, ale myślę, że po kilku latach przerwy trochę już zatęskniłem do nowych ról. 

AS: Mamy końcówkę października. Powoli zbliżamy się do okresu przełomu roku – czasu życzeń i podsumowań. Czego Pana zdaniem najlepiej życzyć instytucji, nad którą objął Pan pieczę? 

MH: Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało prostacko, ale w obliczu ostatnich wydarzeń życzyłbym Teatrowi Jaracza pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy.  

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama