A trzeba przyznać, że było ich całkiem sporo. Do tego grona z pewnością zaliczymy tegorocznego kandydata do Oscara – „Dziewczynę z igłą” Magnusa von Horna. Choć ostatecznie film statuetki nie otrzymał, to z pewnością poszerzył listę oscarowych historii związanych z Łodzią. W końcu ten duński kandydat o złotą statuetkę powstawał na ulicach miasta, a reżyser szkolił się w łódzkiej filmówce.
Wielka rocznica łódzkiego filmu, który polizał Oscara przez szybkę
Przez ponad pół wieku większość polskich filmów powstawała w Wytwórni Filmów Fabularnych przy ul. Łąkowej, Wytwórni Filmów Oświatowych (WFO) czy zajmującej się animacją filmów rysunkowych i lalkowych wytwórni Se-Ma-For.Nic więc dziwnego, że wielu artystów filmowych związanych jest właśnie z Łodzią i Szkołą Filmową. Pierwszym polskim filmem nominowanym do nagrody akademii był „Nóż w wodzie” (1961 r.) w reżyserii Romana Polańskiego. Przegrał wtedy z „Osiem i pół” Federico Felliniego. Oba filmy na stałe zapisały się w historii kina i uchodzą za kultowe.
Szansę na Oscara miał kolejny absolwent łódzkiej filmówki – Jerzy Kawalerowicz. Tym razem to monumentalne dzieło „Faraon” (1965 r.) walczyło o statuetkę. I tym razem Oscar nie trafił do Polski, a na kolejną okazję trzeba było poczekać niemal dekadę.
Później był „Potop” Jerzego Hoffmana i „Noce i dnie” Jerzego Antczaka (absolwenta Wyższej Szkoły Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi, w kolejnych latach ściśle związanego z Łodzią). Oba filmy nie uzyskały statuetki.
Wtedy do gry wszedł Andrzej Wajda i (jak to się mówi) pozamiatał. Kolejne polskie nominacje do Oscara przypadały właśnie wyreżyserowanym przez niego filmom. Może nazwanie go polską wersją Meryl Streep (oczywiście męską wersją), która ma na koncie najwięcej nominacji dla najlepszej aktorki, czy polskim Johnem Fordem – który poszczycić może się czterema statuetkami akademii i największą liczbą nominacji jako reżyser – nie jest właściwe. Nie da się jednak ukryć, że to jego filmy królowały na salonach (i ekranach) ważniejszych festiwali promując Polskę.
Pierwszym z nich był prawdopodobnie jeden z najbardziej łódzkich filmów – „Ziemia obiecana”, która w tym roku świętuje swoje 50 urodziny.
Andrzej Wajda szturmował Hollywood
Andrzej Wajda jest jednym z najsłynniejszych polskich reżyserów na arenie międzynarodowej i z tym ciężko się nie zgodzić (choć zawsze można polemizować). Z pewnością o rozpoznawalności w Hollywood mogą świadczyć nominacje czterech wyreżyserowanych przez niego filmów.Po kultowej „Ziemi obiecanej” przyszedł czas na „Panny z Wilka”, które walczyły o statuetkę zaledwie trzy lata później w 1979 roku. Marka, jaką stało się nazwisko absolwenta łódzkiej filmówki, przyniosła nominację na kolejny film nieanglojęzyczny, tym razem w 1981 roku – „Człowiek z żelaza”.
Choć żaden film nie uzyskał statuetki to w 2000 roku, 75-letni wówczas Andrzej Wajda wszedł na scenę podczas oscarowej gali i w blasku fleszy odebrał honorową nagrodę za całokształt twórczości.
Pojawiają się głosy, że dostać nagrodę za wszystko to jak za nic konkretnego, ale nie da się ukryć, że dla Andrzeja Wajdy był to najważniejszy moment w karierze. Miał na koncie blisko czterdzieści filmów, a jego dorobek artystyczny rozpoznawalny był nie tylko w Polsce, ale i na zachodzie. Przyczynił się do rozwoju polskiej kinematografii, a list z poparciem jego kandydatury napisał sam Steven Spielberg (podpisali go m.in. Francis Ford Coppola i Meryl Streep).
Długo trzeba było czekać na kolejną nominację, dla polskiego filmu. I zgadnijcie, czyj film znów miał okazję walczyć o statuetkę… Był to „Katyń” Andrzeja Wajdy w 2007 roku. Tym razem również film nie zdobył statuetki, a ostatnia produkcja Wajdy – „Powidoki” nie dostała się nawet na krótka listę oscarową.
Oscar z nieudolnym wołaniem o wolność i solidarność
Mimo że to właśnie Andrzej Wajda najmocniej zakorzenił się w polskiej historii oscarowej, rok po jego trzeciej nominacji (bez statuetki), w 1982 rok Oscara odebrał Zbigniew Rybczyński za „Tango”. Pomijając to, że prowadzący nie byli w stanie wypowiedzieć jego imienia i nazwiska, ten moment był bardzo ważny w polskiej kinematografii i historii.Polski film zwycięża w kategorii najlepszy krótkometrażowy film animowany w czasie stanu wojennego. Przemówienie Zbigniewa Rybczyńskiego było z pewnością pamiętne, zważywszy na jego zachowanie. Prawie został usunięty ze sceny, a w salwie śmiechu nie wybrzmiał przekaz – że kolejny jego film, który zostanie nagrodzony Oscarem, będzie produkcją o Lechu Wałęsie i „Solidarności”. Kto wie, reżyser wciąż ma szansę spełnić obietnicę.
O tych nazwiskach długo nie zapomnimy
Pierwsze 25 lat XXI wieku to Oscar za reżyserię dla Romana Polańskiego. O „Pianiście” głośno było zarówno podczas 74. Ceremonii, jak i podczas tegorocznej 97. Wszystko za sprawą pocałunku Adriena Brodyego i Halle Berry, ale akurat ta historia nie jest związana z Łodzią.Kolejny Oscar trafił w ręce Polaka w 2005 roku, kiedy Jan A. P. Kaczmarek odebrał statuetkę za najlepszą muzykę do „Marzyciela”. Zmarły w zeszłym roku artysta prowadził w Łodzi festiwal filmowy Transatlantyk.
No i w reszcie „Ida” Pawła Pawlikowskiego. W 2014 roku film kręcony m.in. w Łodzi i Zgierzu otrzymał statuetkę za najlepszą produkcję nieanglojęzyczną. Od tego momentu polski film nie zdobył nagrody akademii, ale nie oznacza to, że w Hollywood jest cicho o Polsce i Polakach.
Podczas tegorocznej 97. gali o statuetkę walczyła „Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna. Nic się nie zgadza – kandydat Danii, nazwisko z pewnością nie brzmi polsko. A jednak – film jest polską koprodukcją, nagrywano go (podobnie jak Idę) w Łodzi i Zgierzu, a reżyser skończył łódzką filmówkę.
Kolejny akcent – już niełódzki – pojawił się wśród głównych nominacji. „Prawdziwy ból” zabiera amerykańskich kuzynów do Polski, gdzie odkrywają swoje korzenie. Kieran Culkin otrzymał Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego.
Nie możemy zapomnieć też o łodziance, Ewie Puszczyńskiej, która odpowiada za produkcję trzech nominowanych do Oscara filmów.
Można by rzec, że bez Łodzi nikt nie usłyszałby o polskiej kinematografii. Choć pewnie, jeśli nie Łódź to Kraków mógł stać się filmową stolicą Polski. Na szczęście nie musimy gdybać, bo bez względu na to, czy określimy ją mianem ikony filmu, czy najsłynniejszą kwestią wypowiedzianą przez Cezarego Pazurę na Dworcu Kaliskim w filmie „Ajlawju”, Łódź jest i już zawsze będzie częścią oscarowej historii.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.