reklama
reklama

TYLKO U NAS! Łódzki kanar o tajnikach swojej pracy. „Nie czuję się cichociemnym policjantem” [wywiad]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: TuŁódź.pl

TYLKO U NAS! Łódzki kanar o tajnikach swojej pracy. „Nie czuję się cichociemnym policjantem” [wywiad] - Zdjęcie główne

Pan Grzegorz, kanar MPK Łódź z ponad 10-letnim stażem | foto TuŁódź.pl

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Łódź po godzinach Pan Grzegorz jest kanarem od ponad 10 lat. Jak sam mówi, to praca, którą naprawdę da się lubić. Co łódzki kanar sądzi o pasażerach MPK Łódź? Jak radzi sobie z agresywnymi gapowiczami? Zapytaliśmy. Niektóre odpowiedzi mogą Was zaskoczyć.
reklama

Zacznijmy od samego słowa „kanar”. Traktuje je pan jako obelgę?

Myślę, że warto wiedzieć skąd się wzięła nazwa „kanar”. To jest naleciałość historyczna w naszym regionie. Kiedyś, ludzie z naszego zawodu, kontrolerzy, nosili takie piękne czapki z żółto - kanarkowym otokiem. I stąd się wzięła nazwa kanar. Mnie to jakoś specjalnie nie dotyka. Sam o sobie mówię, że jestem kanarem. Co więcej, żaden z nas nie powie o drugim kanarze, że jest kontrolerem biletów. Powiedzenie „kontroler biletów” za długo trwa. Nie widzę więc tutaj żadnego negatywnego wydźwięku. 

Czy uśmiech i pozytywne nastawienie pomagają w kontakcie z pasażerami?

Powiem tak, według mnie tutaj nie są potrzebni kulturyści albo panowie strzelcy i rewolwerowcy. Tutaj są potrzebni zwykli ludzie, którzy potrafią normalnie porozmawiać z drugim człowiekiem. Jest to odbierane przez pasażerów najczęściej całkiem przyjemnie. Ja tutaj nie pracuję za karę. W MPK jestem już ponad 10 lat i nie mam wrażenia, że jestem cichociemnym policjantem czy coś w tym stylu. Jestem zwykłym człowiekiem, który ma sprawdzać bilety. A że przy okazji lubię sobie porozmawiać z ludźmi - to fajnie. Może mój wygląd i nastawienie mi w tej pracy pomagają, bo nie wyobrażam sobie wpadać do autobusu czy tramwaju i od razu wyskakiwać z tekstem „Szybciutko mi tu bilety do kontroli”. To jest niepotrzebne.

Dlaczego został pan kanarem?

Trochę z przypadku. Szukałem dodatkowego dochodu. Trafiłem do prywatnej firmy, zajmującej się kontrolą biletów. I okazało się, że praca kanara da się lubić.

A do MPK jak pan trafił?

Po tym jak miasto zrezygnowało ze współpracy z prywatną firmą to wszystkie osoby, włącznie ze mną, trafiły do MPK.

Co najbardziej pan ceni w tym zajęciu?

Chyba kontakt z ludźmi. Super jest też to, że tutaj każdy dzień jest inny. To nie jest fabryka. Dni podobnych do siebie praktycznie nie ma. Każdy pasażer to inny charakter i inna historia. Moja praca nie polega tylko na sprawdzaniu biletów. W ciągu dnia poznaję różne historie, które często potrafią mnie zaskoczyć.

Burzy pan mit pracy kanara, jako pracy, której nie da się polubić. Czy więc praca kontrolera biletów może być „pracą marzeń”?

To zależy. Ja łączyłem przez pewien czas dwie prace. Byłem zatrudniony w piekarni i pracowałem jako kanar. W pewnym momencie miałem jednak wypadek i musiałem się zdecydować na jedną pracę. Wybrałem tę, w której jestem do dziś, ze względu na to, że oferowała ciut lepsze zarobki i była dużo ciekawsza. Dlatego dla mnie ta praca jest naprawdę bardzo fajna.

Ma pan swój ulubiony dzień w karierze kanara?

Tak. To jest 8. każdego miesiąca (dzień wypłaty wynagrodzenia - przyp. red.). Regularnie takiego ósmego jest mi jakoś przyjemniej. (śmiech) A tak na poważnie, to nie przypominam sobie ani jakiegoś super pięknego, ani jakiegoś strasznego dnia. To jest piękne w tej pracy, że te dni są kompletnie różne. Będzie dzień, gdy będziemy mieć mnóstwo śmiechu, a trafi się i taki, że dojdzie do jakiejś scysji z pasażerem. 

W nocy też pan pracuje?

Oczywiście.

Nie ma wówczas problemów z pijanymi albo bezdomnymi pasażerami?

Bezdomni już nas dobrze znają i wiedzą na ile mogą sobie pozwolić. Jak jest ciężka zima i bezdomny nie jest śmierdzący i nie spożywa alkoholu, to my nie usuwamy takiej osoby z autobusu. W sumie to nie mamy nawet takiej mocy. Możemy ich tylko poprosić o wyjście. W cieplejsze dni prosimy bezdomnych o opuszczenie pojazdu i zazwyczaj nie ma z tym żadnego problemu. Natomiast pijanymi zajmuje się policja i straż miejska. My nie jesteśmy od szarpania się. Powtarzam, my mamy tylko sprawdzać bilety.

A co w momencie, gdy ktoś próbuje uciec?

Zgodnie z regularniem naszej pracy, w momencie, gdy pasażer uciekł z pojazdu, to ja mu mogę co najwyżej pomachać. Mamy zakazane ganianie za pasażerami. I moim zdaniem ma to swój sens. Owszem, staramy się uniemożliwić wyjście z pojazdu, ale to tyle.

Często dochodzi do takich nieprzyjemnych sytuacji?

Bardzo rzadko. Ale może zacznę od tego, że najczęściej biorą się one z naszych (kanarów - przyp. red.) błędów i sytuacji, do których nie powinniśmy dopuścić. 

O jakich błędach mowa?

Na przykład o tym, że ktoś zapomniał, że słowa „dzień dobry” albo „dziękuję” są także naszym obowiązkiem. To są błędy wynikające z braku grzeczności i uprzejmości do drugiego człowieka. Jedna osoba poprosi grzecznie o dowód i dostanie ten dowód, druga powie za ostro i dojdzie do awantury. My staramy się ogólnie unikać jakichś awantur i to naprawdę widać, bo zdarzają się one bardzo rzadko. 

No tak. Trzeba wziąć pod uwagę, że to bardzo stresująca sytuacja dla wszystkich, nawet dla osób posiadających bilet.

Zgadza się. Masa osób bardzo nerwowo szuka czegoś, co ma na wierzchu. Czasami ja pokazuję ludziom gdzie mają migawkę, bo widzę, że ktoś już ją przeoczył i nie zauważył. To normalna sprawa.

Ale są też sytuacje, w których pasażerowie biletów nie mają. Ich tłumaczenia są zawsze takie same?

No tak, 99 procent tłumaczeń się powtarza. „Zapomniałem”, „Nie miałem gdzie kupić”, „Mam w telefonie, ale telefon mi padł”. No są to rzeczy w ogólnym rozrachunku dość łatwe do sprawdzenia, więc jeśli ktoś kłamie, to i tak będzie musiał liczyć się z konsekwencjami.

Odpuścił pan kiedyś jakiemuś gapowiczowi?

Raz jedyny odpuściłem. Chłopak jechał z kwiatami do dziewczyny przeprosić ją po ciężkiej nocnej awanturze. I naprawdę nie miał głowy do tego, żeby kupić bilet. Mogłem to wtedy zrozumieć, bo było po nim widać, że jest bardzo rozbity.

I tylko ten jeden raz pan odpuścił?

No nam płacą za to, że kontrolujemy bilety. To nasz obowiązek, a nie wybór. No powiedzmy, że była jeszcze jedna sytuacja, w której uwierzyłem ludziom w autobusie. Sprawdziłem bilet dziewczyny i okazało się, że jest nieważny. Ale pasażerowie się za nią wstawili, bo okazało się, że ze względu na tłok poprosiła jakiegoś pana o skasowanie biletu, a ten oddał jej swój stary bilet. Podczas kontroli pokazał mi nowo skasowany bilet i wysiadł, a nieświadoma niczego dziewczyna została z nieważnym biletem. Gdyby nie to, że cały wagon mówił, że taki jest fakt, to pewnie bym nie uwierzył.

A pan kiedyś jechał na gapę?

No cóż… Jako uczeń technikum miałem taki tydzień, w którym dostałem cztery mandaty. I to w trzech różnych miastach. (śmiech) Nie byłem święty. Ale uważam, że młodzi ludzie mają swoje prawa. Nie to, że im odpuszczam i nie wystawię mandatu. Ale rozumiem, jak jakiś nastolatek próbuje coś pokręcić w sytuacji, gdy nie ma biletu. Gorzej, jak to jest osoba mająca 40 lub 50 lat i jest ciężko obrażona, że dostaje mandat. Przychodzi wiek, kiedy należy dorosnąć.

Czy ze swoim doświadczeniem, jest pan już w stanie na pierwszy rzut oka rozpoznać, kto jedzie na gapę?

Nie wiem, czy państwo jeździcie komunikacją miejską, ale zwróćcie uwagę, że kanary jakimś „boskim cudem” zazwyczaj zjawiają się najpierw u osób, które nie mają biletów, a dopiero później sprawdzają resztę pasażerów. To widać po każdym. My wsiadając do pojazdu szukamy ludzi bez biletów, a nie z biletami.

A jakie grupy wiekowe najczęściej dostają mandat?

Nie ma reguły. Może poza nocami. Wtedy 90% naszych klientów do studenci. 

Jaka jest najważniejsza cecha dobrego kanara?

Przede wszystkim kanar musi być odporny na stres. Wiadomo, że osoby z mniejszym doświadczeniem mają ciężej, dlatego jest to tak poukładane, że osoby z niskim stażem same nie jeżdżą. 

Czy był pan kiedyś ofiarą „linczu”? Kiedyś często słyszało się o sytuacjach, w których pasażerowie bronili osoby, która nie skasowała biletu, a to kanar był tym największym złem.

Od jakiegoś czasu to bronienie już praktycznie się nie zdarza. Nie jest tak, jak kiedyś, gdy w momencie ujawnienia jakiegoś gapowicza, 3/4 autobusu było przeciw kanarowi. Naprawdę widać tę zmianę gołym okiem, dzięki czemu i moja praca jest przyjemniejsza. Dużo częściej ludzie są obojętni, a nawet potrafią jeszcze ochrzanić faceta i mówią „Daj panie ten dowód, bo autobus zatrzymają i będziemy stać!”. Czasy „wszyscy na kanara” to już przeszłość.

Woli pan pracować z zatłoczonych autobusach czy może w tych, w których jest mniej pasażerów?

Łatwiej się pracuje w autobusach, w których jest mniej pasażerów. W takich pojazdach faktycznie widać nas, ale i my wszystko widzimy. 

Utrzymuje się pan z liczby wystawionych mandatów?

Tutaj warto powiedzieć o różnicy w umowach. Pracownicy etatowi, a ja jestem w tej grupie, nie są uzależnieni od liczby mandatów. Jest to jakaś tam premia, która pozwoli na wyjście na piwo, ale to na tyle. Podstawa naszego wynagrodzenia to stawka godzinowa. Faktycznie, zawsze te kilka złotych więcej za mandaty wpadnie, ale nie jest to taka kwota, za którą warto byłoby robić jakieś głupoty albo wystawiać mandat komuś na siłę.

Czy pańskie postrzeganie społeczeństwa zmieniło się podczas pracy jako kanar?

Po tych parunastu latach pracy w tym zawodzie twierdzę, że ludzie są całkiem fajni. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli ktoś się denerwuje, bo musi wydać pieniądze, to nie znaczy, że jest on niegrzeczny i niemiły. Trzeba mu dać 2-3 minutki, by ochłonął i wtedy najczęściej okazuje się, że usłyszymy ze strony pasażera „przepraszam”. Oczywiście zdarzają się też tacy, którzy nie opanują tak szybko swoich emocji. Ale tak jest wszędzie. W przychodniach POZ chyba jeszcze częściej niż u nas zdarzają się kłótnie i awantury.

A jak pana postrzegają pasażerowie?

Powiem szczerze, że mam już sporo znajomych w całym regionie. Często jest tak, że nawet ktoś na przystanku podejdzie, przywita się. No i wtedy robota spalona, a moja anonimowość kanara mocno na tym cierpi. Ale to chyba dzięki temu, że często ze sobą rozmawiamy, jeździmy tymi samymi autobusami i po prostu dobrze się czujemy w swoim towarzystwie. Co ważne, są to osoby, które mają migawki i nie dostały mandatu, więc to nie jest tak, że się próbują przypłaszczyć, żeby uniknąć mandatu.

Czy z czystym sumieniem może pan polecić łodzianom taką pracę?

Tak, naprawdę. Polecam ją każdej osobie, która lubi pracę z ludźmi. Podkreślam jeszcze raz - my rozmawiamy i jesteśmy od tego, by sprawdzać bilety, a nie to, ile kto ma siły psychicznej czy fizycznej.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama