Jest pani wokalistką i doktor sztuk muzycznych w dziedzinie wokalistyki, notabene – z pierwszą w Polsce pracą doktorską o piosence aktorskiej. Czy czuje się pani „bardziej” wykładowcą, pedagogiem czy wokalistką? Czy to się właśnie idealnie łączy i o żadnym rozdzieleniu nie może być mowy?
Ja się po prostu czuję Izą Połońską. (śmiech) To dla mnie jest najważniejsze – jest to pewien rodzaj spójności mojej jako osoby, a że od dziecka kocham muzykę, to właściwie każdy przejaw mojej działalności, jeżeli chodzi o frazę muzyczną, śpiewanie czy uczenie kogoś, to jest bycie w takiej przestrzeni, którą ja bardzo kocham, która czuję, że jest moją przestrzenią. To po prostu tak miało być – miałam się zajmować muzyką. To wybór przede wszystkim podyktowany tym, co we mnie „gra”, niż to, co mógł sobie świat wymyślić na mój temat.
Za każdym razem czy jestem na scenie, czy jestem z kimś, komu opowiadam o muzyce albo go prowadzę, żeby pomóc mu odkryć jakąś przestrzeń czy dać mu jakieś narzędzie, to wszystko to jest szczególnie moją pzestrzenią. Jeżeli z kimś pracuję, studentami czy aktorami, których przygotowuję do spektakli albo ktoś przychodzi do mnie ze świata biznesu i dopytuje mnie, jak sobie radzić z głosem, to zawsze czuję to samo – pewien rodzaj fascynacji ludzkim głosem i przekazywaniem emocji, bo na tym przecież polega śpiewanie. Najpiękniejsze w tym świecie dla mnie jest to, że ciągle mam mnóstwo takich rzeczy, które mnie w nim elektryzują, zachwycają. To baśń, która się nie kończy i po prostu piękna przestrzeń.
Niedawno mogliśmy usłyszeć o wielkiej wiadomości, która obiegła media – zasili pani Akademię Fonograficzną też własną opinią muzyczną. Co to dla pani oznacza?
Byłam bardzo zaskoczona tą wiadomością; sprawiła mi mnóstwo radości; tym bardziej, że z nią rozpoczęłam nowy rok. Właściwie to jest chyba ta rola, o której pani powiedziała – jakaś maleńka cząsteczka opiniotwórczej przestrzeni, którą ktoś dał mi do ręki. Będę starała się uczciwie i z pokorą ją wykorzystać, bo jest to rodzaj decydowania o czyimś „być albo nie być” na rynku muzycznym. Nie wiem jeszcze, jak to wygląda w praktyce, to się wkrótce okaże. Na pewno jest mnóstwo muzyki do przesłuchania, a potem czekają nas wyłonienia tych, którzy są warci wyłonienia.
Jeżeli Akademia sięga po mnie, to jest znak, że sięga po osobę, która jest raczej krytyczna wobec tego, co dzieje się na rynku. Myślę, że ten znak jest dobrym zwiastunem tego, że być może wracamy do jakichś standardów, które wyznaczają pewnego rodzaju profesjonalność ludzi, którzy zajmują się muzyką – w moim przypadku piosenką.
fot. mat. pras.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że Łódź jest pani szczególnie bliska. Mieszka tu pani od urodzenia, stąd też wypływają w świat wszystkie pani projekty muzyczne. Co kryje się pod tą „bliskością” z Łodzią? Za co pani lubi to miasto?
To jest przede wszystkim mój dom – tutaj poznałam wszystko, co jest światem, a to był bardzo różny świat. Urodziłam się w latach 70., więc pamiętam Łódź jeszcze z tzw. brukiem na ulicach. Urodziłam się na Bałutach, w bardzo starym szpitalu na ul. Zgierskiej, który już nie istnieje, a po latach dowiedziałam się, że było tam również getto i byli tam przetrzymywani ludzie.
Mam ogromny sentyment do Łodzi, po wielu latach wróciłam tutaj, tworzę swoje życie z dziećmi. To jest tak, że dom się kocha, czasem jest się na niego złym, czasami się go krytykuje, ale z drugiej strony jest taka bardzo mocna, bezdyskusyjna więź. To czuję w stosunku do Łodzi. Uważam, że jest to jedno z najbardziej interesujących miast w Polsce, bo jest nieoczywiste; to nie miasto, które możemy sklasyfikować w kontekście piękna, historii. Łódź to miasto, które tworzy się z wysiłku, ono zawsze się tworzyło z wysiłku – nadal to jest gdzieś obecne. Naprawdę jest wielu wspaniałych ludzi w tym mieście i możemy życzyć sobie, żeby ci ludzie byli zauważani i doceniani, bo mamy się kim pochwalić. Tak na przykład za kilka dni, bo 22 stycznia w Filharmonii Łódzkiej pojawi się Tomasz Konieczny, jeden z największych klasycznych wokalistów dzisiejszych czasów, mój bardzo dobry kolega, który jest stąd, jest łodzianinem.
Czy jest jeszcze jakiś artysta lub artystka z Łodzi – ktoś, kogo pani szczególnie podziwia albo kto panią inspiruje?
Na pewno jest to Tomek Konieczny, o którym wspomniałam; to wielka osobowość i trudno o nim mówić już tylko w kontekście Łodzi, ale też świata. Bardzo lubię, szanuję, podziwiam i często czytam panią Manuelę Gretkowską, o której niewiele osób chyba wie, że jest łodzianką – łączą nas Bałuty, często sobie o tym przypominam, że ten background mamy podobny, być może też ją tak dobitnie rozumiem, kiedy pisze. Moją uwagę zwraca też Anita Werner, która jest wspaniałą dziennikarką, pamiętam jej początki, jak sama miałam „zakusy” dziennikarskie w tym czasie.
Myślę, że jest sporo takich osób, o których nawet zapomnieliśmy, że są „od nas”, z Łodzi, ale pokazują nam pewien rodzaj wyżyn. Warto przypominać sobie o nich i o tym, że to jest miasto, które kształtuje bardzo ciekawe, nieschematyczne osobowości. Zawsze sobie mówię, że Łódź, ze względu na taką swoją „chropowatość”, industrializm, jakiś rodzaj mroczności, takiej nuty tęsknoty, którą mamy gdzieś pomiędzy tymi starymi kamienicami, wyzwala w ludziach pokłady wrażliwości i uruchamia świat wyobraźni, który jest różny niż w innych miastach.
Zastanawiała się pani nad dziennikarstwem. Muzyka nie była pierwszym wyborem?
W czasach szkolnych zajmowałam się wieloma rzeczami, które łączyły się z językiem. Mając 17 lat pracowałam też w radiu, dodatkowo na studiach między innymi w Radio Plus czy Radio Classic. Nie poszłam na dziennikarstwo, dlatego że bardziej fascynowały mnie artystyczne studia, a dostałam się od razu, więc nie było drugiej takiej opcji. Muszę jednak przyznać, że nadal gdzieś w tym świecie funkcjonuję: po pierwsze, prowadzę szkolenia, a to jest czasem jak prowadzenie audycji, a po drugie ciągle piszę – zdarza mi się pisać felietony do różnych miejsc. To jest tak naprawdę bardzo pokrewna dziedzina do tego, co robię aktualnie.
Napomknęła pani o czasach licealnych i studiów, zapytam zatem – jaki okres życia w Łodzi wspomina pani najlepiej?
Tak właściwie lubię każdy etap życia w Łodzi. Przez 10 lat nie było mnie w tym mieście, mieszkałam za granicą, po tym czasie wróciłam, co świadczy o tym, że jest to pewien rodzaj zrozumienia z ludźmi tutaj na takim poziomie, który jest mi bliski, jest po prostu mój. Bardzo dobrze wspominam czas dorastania – szkoły podstawowej i liceum. To był dla mnie bardzo specjalny okres, bo byliśmy wtedy jeszcze przed ogromnymi zmianami. Łódź wtedy była bardzo szarym miejscem, natomiast ja miałam ogromne szczęście do wspaniałych nauczycieli właśnie w dwóch szkołach na Bałutach.
Mówiąc to, przy okazji chciałabym skierować przesłanie w stronę nauczycieli – to nie są łatwe zawody, wszyscy o tym wiemy, sama też edukuję ludzi. Jest to jednak niesłychanie ważna profesja; nauczyciele to ludzie, którzy w pewnym sensie implikują w te młode istnienia pewien rodzaj wartości, które być może nie od razu się objawiają, ale zawsze mają szansę potem w ich życiu „zakwitnąć”. Byłoby cudownie, gdyby nauczyciele o tym pamiętali – to są rzeczy bezcenne i na wagę złota jednocześnie.
To teraz odwróćmy jeszcze wcześniejsze pytanie. Czy znajdzie się w Łodzi coś, czego pani nie lubi albo co by pani zmieniła, gdyby mogła?
Czasem mam wrażenie, że niestety ludzie, którzy decydują o ważnych sprawach, nie do końca mają kompetencje, żeby to robić – starałabym się, żeby ludzie, którzy rządzą miastem mieli dobrych doradców wokół siebie. Był chyba taki moment i mam nadzieję, że jest już za nami, że dużo złych rzeczy się działo. Z ogromnym żalem patrzę na to, co dzieje się w tej chwili w Teatrze Jaracza w Łodzi, dlatego że jest to bardzo bliski mi teatr, który mnie mocno ukształtował. Pamiętam, kiedy był to naprawdę jeden z najlepszych teatrów w Polsce – sposób grania aktorów, repertuar, słowem: był to niesamowity tygiel kulturalno-intelektualny. Bardzo bym sobie życzyła, żeby to się unormowało, żeby zaczęto widzieć w kulturze potencjał, bo tak naprawdę my, jako społeczność, bez kultury nie istniejemy. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś bardzo negatywnie. Zmiany w Łodzi na pewno widać, żyje się w tym mieście tak, jak w mieście europejskim – mogę to powiedzieć, bo w tych miastach żyłam. Tak na koniec dopowiem, że wiem co na pewno jeszcze bym zmieniła: skróciłabym czas stania na czerwonym świetle. (śmiech)
Wydała pani dotychczas dwie płyty, w 2022 r. pojawiła się zapowiedź trzeciej. Przypomnijmy, że ukazały się: „Pejzaż bez Ciebie” (2019 r.) z tekstami Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, będący muzycznym hołdem dla pani zmarłego męża, Dominika, oraz jednocześnie swoistym listem do dzieci i wydawnictwo „SING! Osiecka”, gdzie znajdują się interpretacje utworów Agnieszki. Kiedy możemy spodziewać się najnowszego albumu i koncertu w Łodzi?
Najnowsza płyta z klasyką polskiej piosenki właśnie powstaje. Śpiewam tam w duecie z Bogdanem Hołownią, w tym roku powinna być już na rynku. Dodatkowo za chwilę będę w trasie, w Zielonej Górze śpiewam dwa koncerty, potem w Poznaniu i Kielcach. Zapraszam także na koncert do Filharmonii Łódzkiej, gdzie wystąpię 6 maja 2025 r.
Bardzo dziękuję za rozmowę i, mam nadzieję, że będę mogła panią wkrótce usłyszeć na scenie.
Również bardzo dziękuję. Do usłyszenia!
______________________________
Iza Połońska – urodzona w Łodzi wokalistka śpiewająca w różnych stylach – od klasyki, po piosenkę aktorską i jazz. Doktor sztuk muzycznych w dziedzinie wokalistyki, trenerka wokalna, współpracująca również teatrami, gdzie przygotowuje aktorów do spektakli i partii śpiewanych. Występowała m.in. w Bibliotece Polskiej w Paryżu czy w legendarnej Piwnicy Artystycznej Kurylewiczów w Warszawie u boku Wandy Warskiej.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.