Ta zbrodnia wydarzyła się 1956 r. w Zgierzu. Wstrząsnęła całą okolicą. Została brutalnie zamordowana mała dziewczynka. Na stopach nie miała bucików, za to jej ciało było pokaleczone. Podarta bielizna wskazywała na motyw seksualny całej zbrodni.
Morderstwo 6-letniej Stasi ze Zgierza
11 października 1956 r. znaleziono ciało 6-letniej dziewczynki. Posiadała rany w okolicach serca i szyi. Widoczne były też ślady duszenia. Dziecko nie miało na stopach butów. Śledczy założyli, że zostały one ścignięte z nóg po jej śmierci, gdyż były one czyste. Milicja sprowadziła psy tropiące, które podjęły trop i zaprowadziły milicjantów do domu mieszczącego się przy ul. Chopina w Zgierzu. Równolegle szukano bucików dziewczynki. W prasie pojawił się komunikat o nich. W domu przy ul. Chopina zastano matkę 6-letniej Stasi Szczepanik, która mówiła, że niepokoiła się o córkę, gdyż ta nie wracała do domu. Zofia zeznała, że ostatni raz widziała ją ok. godz. 10.00 rano. Ona sama pojechała załatwiać sprawy urzędowe i poleciła Stasi wrócić do domu.Śledczy postanowili rozpocząć przesłuchania wszystkich domowników. W domu przy ul. Chopina mieszkała mama Stasi Zofia, ojczym dziewczynki Karol, jego brat Jan oraz matka mężczyzn Michalina. Według pierwszych rozmów z domownikami wynikało, że wszyscy przepadali za 6-latką. Wszyscy poza Janem. Uważał, że jest ona nieposłuszna i krnąbrna. Nie podobało mu się również, że nie jest ona prawdziwą córką jego brata Karola, a jedynie pasierbicą. Śledczy zainteresowali się osobą Jana. Brat Karola pochodził ze Zgierza, miał 25 lat i był rozwodnikiem i ojcem 4-letniego dziecka. Ukończył dwie klasy podstawówki. Ostatnim jego miejscem pracy były zakłady Boruta. Spotykał się z Jadwigą, która na dzień morderstwa dała mu alibi. Ciążyły na nim wyroki za dezercję i kradzieże. Spędził wcześniej w więzieniu 3,5 roku. Jan opowiadał śledczym, że najpierw był w Borucie, gdzie szukał zagubionej przepustki, a potem pojechał do Jadwigi. Zeznania o zakładzie pracy nie miały potwierdzenia z rzeczywistością. Tym razem Jan został przesłuchany w charakterze podejrzanego. W międzyczasie na milicję zgłosił się Jan Nowak, który zeznał, że na Bałuckim Rynku w Łodzi kupił od jednego mężczyzny niebieskie prawie nowe sandałki za 33 złote. Okazało się, że te buciki należały do małej Stasi. Gdy okazano mężczyźnie Jana M., ten potwierdził, że to od niego właśnie kupił sandałki.
"To była najohydniejsza zbrodnia, o której kiedykolwiek pisałem"
Podczas przesłuchania Jan M. przyznał, że dochodziło domu przy ul. Chopina do nieporozumień. Powodem ich była 6-letnia Stasia, która go denerwowała. Podczas przesłuchania wypowiadał beznamiętnie takie słowa, które zostały uwiecznione na taśmie:- Była nieposłuszna. Nie słuchała nikogo, ani mnie, ani matki, ani reszty rodziny. Denerwowała mnie - mówił Jan M.
Zeznał, że w piątek 12 października jego bratowa pojechała do Zgierza, a on zabrał Stasię do lasu po suche gałęzie. Gdy weszli w gęste krzaki, zapalił papierosa i zaczął się zastanawiać, jak zabić 6-latkę. Gdy Stasia ukucnęła przy nim, ten bardzo się zdenerwował i chwycił ją za twarz, po czym zakrył jej buzię, a lewą ręką zadał ciosy swoim scyzorykiem. Zeznał wtedy, że nie wykorzystał seksualnie dziewczynki. Po tym wszystkim, gdy miał już pewność, że Stasia nie żyje, wyrzucił swój nóż, a ręce umył w kałuży.
To była najohydniejsza zbrodnia, o której kiedykolwiek pisałem - mówi Jarosław Warzecha, współautor Pitawalu Łódzkiego, który szczegółowo opisywał tę zbrodnię.
Jan M. został skazany za zbrodnię przez Sąd Wojewódzki w Łodzi. Wyrok wykonano 19 marca 1959 w więzieniu w Łodzi.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.