reklama
reklama

Jak spaść, to z wysokiego konia

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Materiał partnera

Jak spaść, to z wysokiego konia - Zdjęcie główne

Zdrady małżeńskie | foto Materiał partnera

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Materiały partnerskie Miałem już dość. Nie umiałem do końca określić dlaczego, ale od dawna czułem, że moja żona nie jest ze mną szczera. Coraz gorzej się dogadywaliśmy, coraz częściej nasze rozmowy kończyły się spięciami i nieprzyjemnymi uwagami z jej strony. Nie uważałem się nigdy za ideał, jednakże okazywałem cierpliwość i byłem pewien, że nie można było odmówić mi starań o ratowanie naszej relacji. Mimo wszystko ona wciąż mnie odpychała. Odrzucała propozycje wspólnego spędzania czasu, natomiast w prawie każdy wolny dzień i popołudnie wręcz pędziła do ośrodka jeździeckiego, gdzie od kilku miesięcy uczyła się jazdy konnej. Na początku byłem zadowolony, bo jej nowa pasja dała mi więcej swobody, a jej wyraźnie przynosiła dużo radości. Żona stała się bardziej promienna i energiczna, nawet do gotowania obiadów pochodziła z większym entuzjazmem i fantazją, a spod jej rąk wychodziły prawdziwe kulinarne cuda. Jednakże z czasem zaobserwowałem powoli zachodzące zmiany. Cała energia gdzieś wyparowywała, za to pojawiła się opryskliwość i zniecierpliwienie. Co jakiś czas słyszałem też zarzuty w stylu "bo ty zawsze" i "czemu ty nigdy", które bardzo mnie drażniły. Kiedy spotykałem się z kolegami, mrugali do mnie porozumiewawczo i z charakterystycznymi uśmieszkami mówili, że żona ujeżdżająca konie to skarb, a ja oczywiście ze śmiechem przyznawałem im rację, jednakże i w tej kwestii mogłem już wtedy spodziewać się raczej chłodu niż namiętności. Po prawdzie, sypialiśmy ze sobą bardzo rzadko i zawsze z mojej inicjatywy. Wszystkie te symptomy niepokoiły mnie, ale jednocześnie nie dawały oparcia by snuć solidne teorie o zdradzie.
reklama

Tętent kłopotów

Miarka jednak się przebrała, gdy pewnego dnia, chcąc sprawdzić godzinę sięgnąłem po komórkę żony, a ona gwałtownie wyrwała mi go z ręki. Jej twarz przez chwilę wyrażała tak duży niepokój, że późniejsze próby tłumaczenia mi, że musiała po prostu szybko zadzwonić, kompletnie mnie nie przekonały. Stałem się bardziej czujny. Próbowałem nasłuchiwać jej rozmów telefonicznych, jednak zawsze rozpoznawałem w nich jedynie głos jej przyjaciółki ze stadniny. Zrobiłem się paranoicznie zestresowany i wyczulony na każdy nietypowy gest żony. Wypytywałem o to, kiedy wróci, co oczywiście prowokowało kolejne kłótnie i jeszcze zaogniało sytuację. Chciałem z nią porozmawiać, ale w zanadrzu miałem jedynie przeczucia i poszlaki. Musiałem dysponować solidnymi argumentami, mieć pewność, że nie oskarżę jej na darmo. Byłem pewien, że to ostatecznie zrujnowałoby nasze stosunki. Postanowiłem poszukać pomocy.

Skok po rozwiązanie

Miałem nadzieję skorzystać z usług prywatnego detektywa. Byłem pewien, że jeśli nie znajdę go w mojej miejscowości, to chociaż gdzieś w okolicy. Włączyłem komputer i wystukałem w wyszukiwarce frazy: Dolny Śląsk, porady, detektyw. Nie zawiodłem się. Natrafiłem na stronę o nazwie Tajfun Group. Wyglądała solidnie, więc zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem pod wskazany numer telefonu. To nie była dla mnie łatwa rozmowa. Krępowało mnie opowiadanie obcej osobie o mojej trudnej sytuacji, ale im dłużej mówiłem, tym swobodniej i pewniej się czułem. Mój rozmówca okazał się konkretny i kulturalny, nie czułem się oceniany i nabrałem pewności, że dzwoniąc do detektywa dokonałem słusznego wyboru. Dziwnie było przekazywać informacje o tym, gdzie i w jakich godzinach pracuje moja żona, pokazywać jej zdjęcia i dyktować adres jej ulubionego ośrodka jeździeckiego. Miałem wrażenie, że to ja ją zdradzam. Detektyw chyba wyczuł moje opory, bo zaczął zapewniać mnie, że nie powinienem się obawiać o bezpieczeństwo moich danych i własną anonimowość. Nie pozostało mi nic innego jak mu zaufać.

Kilka dni później spotkaliśmy się ponownie. Rozmowę odbyliśmy we wnętrzu samochodu detektywa z Tajfun Grup. Pokazał mi stronę internetową stadniny, w której tak chętnie spędzała czas moja żona. Zakładka o nazwie "Kadra" opatrzona była zdjęciami i opisami instruktorów. Byli to dwaj mężczyźni w średnim wieku. Byłem na siebie zły, że sam nie wpadłem na to, by poszukać takich informacji wcześniej. Przyjrzałem się fotografiom i stwierdziłem, że obaj panowie wyglądają na całkiem atrakcyjnych. Ich uśmiechy, zmierzwione włosy oraz czuły gest, którym jeden z nich obejmował stojącego obok konia mogły się podobać.   zapewnił, że w najbliższych dniach, dyskretnie podążając za moją żoną, uda się do ośrodka i przyjrzy całej sprawie. Zaczęło się śledztwo.

Galopada emocji

Niecierpliwie czekałem na pierwsze raporty. Niestety musiałem uzbroić się w cierpliwość, ponieważ następny dzień, a także kilka kolejnych, nie przynosiły żadnych rezultatów. Detektyw Wrocław oczywiście kontaktował się ze mną i raportował swoje poczynania, zadawał też sporo pytań, ale nie miał mi niczego ciekawego do opowiedzenia. Żona spędzała dużo czasu ze swoją przyjaciółką, natomiast, podpatrując jej zachowanie podczas lekcji jazdy konnej z instruktorami, nie dało się zauważyć nic jednoznacznie sugerującego zdradę. Na przesłanych mi zdjęciach widziałem jak uśmiecha się do nich tak, jak do mnie już od dawna się nie uśmiechała, na jednym ujęciu trzymała mężczyznę serdecznie za ramię, na innym siedziała na koniu, a instruktor stał przy niej i otwartą dłonią dotykał jej biodra. To wszystko dawało pożywkę dla wyobraźni. Oczami duszy widziałem jak moja żona zeskakuje z wierzchowca i rzuca się namiętnie na swojego kochanka, a ten zabiera ją gdzieś w ustronne miejsce i ściąga z niej obcisłe spodnie do jazdy. Gotowałem się ze złości. Detektyw prosił mnie o cierpliwość i zapewnił, że obserwując moją żonę wpadł na pewien pomysł, ale potrzebuje jeszcze trochę czasu, bo nie chciałby wyciągać pochopnych wniosków. Zatem czekałem.

Aż w końcu stało się. Dostałem wiadomość, bym jak najszybciej udał się do ośrodka jeździeckiego i zaparkował przed bramą wjazdową. Miał tam na mnie czekać mój zleceniobiorca. Wsiadłem do auta, jechałem jak w transie, a w mojej głowie wirowały domysły. Nie znałem jeszcze szczegółów, mężczyzna z którym współpracowałem powiedział mi jedynie, że żona rzeczywiście nie jest ze mną szczera. Myśl o tym zasadniczo nie była przyjemna, ale dawała mi satysfakcjonujące uczucie triumfu. Dojechałem na miejsce i przesiadłem się do samochodu detektywa. Zanim cokolwiek mi opowiedział, pokazał mi jedno jedyne zdjęcie. Była na nim moja żona i jej przyjaciółka, oparte o ogrodzenie i splecione w gorącym pocałunku. Oniemiałem. Detektyw pozwolił mi milczeć, a sam zaczął opowiadać, jak na początku skupił się głównie na obserwacji instruktorów i ich relacji z moją żoną, lecz z czasem zaczęła mu się rzucać w oczy dość oczywista chemia między żoną i jej towarzyszką. Mówił o wymownych spojrzeniach, gładzeniu po policzku, zapinaniu sobie nawzajem kasków jeździeckich i subtelnym dotyku. To wyostrzyło jego uwagę. Wspomniał też o noszonym na kciuku pierścionku. Rzeczywiście, moja żona zawsze nosiła go w ten sposób, ale nigdy nie sądziłem, by stała za tym jakakolwiek manifestacja. Słuchałem. Mężczyzna zrelacjonował, jak udało mu się dziś natrafić na pierwszy jednoznacznie romantyczny gest, czyli krótki pocałunek tuż po tym jak moja żona pojawiła się w stadninie. Widząc to, detektyw uzbroił się w aparat i, udając pasjonata jeździectwa, zaczął snuć się po ośrodku, aż w końcu udało mu się podążyć za kobietami na tyły stajni i przyłapać je w czułym uścisku. Miałem już dość. Wysiadłem z samochodu, jak na zawołanie wychodząc wprost na moją żonę, która szła do własnego samochodu za rękę ze swoją kochanką. Promienny uśmiech skamieniał na jej twarzy.

Gdy opadł kurz...

Minęło już nieco czasu od tych zdarzeń. To był dla mnie bardzo burzliwy okres, jednakże nie żałuję niczego co zrobiłem, by poznać prawdę. Uważam, że każdy z nas zasługuje na to, by być traktowanym uczciwie i szczerze. Choć wina nigdy nie leży po jednej stronie i staram się nie zrzucać wszystkich swoich pretensji na żonę, to wciąż jestem wściekły, że doprowadziła do sytuacji, gdzie całe nasze małżeństwo okazało się grą pozorów. Jestem wściekły, ale też, paradoksalnie, czuję ulgę. Mówi się, że najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo, a ja zgadzam się z tym powiedzeniem w całej rozciągłości. Teraz, gdy wiem na czym stoję, mogę zaplanować swoją przyszłość tak, by uniknąć kolejnych kłamstw i manipulacji. To dla mnie znacznie cenniejsze od pieniędzy.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama