16 września miną dwa lata od wypadku, w którym życie straciła trzyosobowa rodzina. Do zdarzenia doszło na wysokości miejscowości Sierosław niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego.
Zdaniem śledczych, kierowca BMW - Sebastian M. uderzył w samochód marki KIA, którym podróżowało małżeństwo Patryk i Martyna z pięcioletnim synem Oliwierem. KIA uderzyła w bariery energochłonne, po czym stanęła w płomieniach. Nawet nie było szans na ratunek.
Niedługo po zdarzeniu kierowca BMW Sebastian M. wyjechał do Niemiec, a stamtąd przez Turcję dostał się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Poszukiwany był czerwoną notą Interpolu. Strona polska starała się o jego ekstradycję. Trochę to trwało, ale do Polski sprowadzono go 27 maja tego roku. Tego samego dnia usłyszał zarzut spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Nie przyznał się do winy. Przebywa w jednym ze śląskich aresztów.
Proces ma ruszyć 9 września. Sebastianowi M. grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Tymczasem dziennikarze dziennika Fakt dotarli do fragmentów aktu oskarżenia. Ustalenia śledczych są szokujące.
Jak czytamy: W śledztwie ustalono, że tak zmodyfikowany samochód nie był objęty homologacją producenta. Nie powinien uczestniczyć w ruchu, ponieważ stwarzał realne zagrożenie dla bezpieczeństwa. Modyfikacja układu sterowania silnikiem miała istotny wpływ na przebieg tragicznego wypadku drogowego, w którym zginęła wracająca znad morza rodzina z Myszkowa.
Ponadto, ingerencja w silnik pozwoliła na rozwinięcie tym pojazdem tuż przed wypadkiem prędkości w granicach 315-329 km na godz.
"Kia, którą podróżowała rodzina, jechała środkowym pasem. Biegli ustalili, że w chwili zderzenia samochód ofiar nie zmieniał pasa. Pojazdy Sebastiana Majtczaka i Patryka B. mijały się na łuku drogi. Sebastian Majtczak pędził lewym pasem, stracił kontrolę nad pojazdem. Próbował odbić, maksymalnie skręcił kierownicę w lewo, licząc, że przywróci rozpędzony samochód na właściwy tor. Włączył się system korygujący tor jazdy, Majtczak użył hamulca ręcznego. Nic nie pomogło. Z impetem zahaczył o Kię, którą obróciło. Potem auto ofiar wypadku uderzyło w barierki i natychmiast stanęło w płomieniach" - informuje dziennik Fakt.
Czytaj również: Ten wypadek przeżyła tylko Martyna, która siedziała za kierownicą BMW. Zginęło dwoje młodych osób
Zdaniem świadków, po wypadku łodzianin nie próbował ratować rodziny podróżującej Kią. Wysiadł z samochodu, założył kamizelkę odblaskową i zaczął dzwonić.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.