!reklama!
Dani Ramirez przez półtora roku swojego pobytu w Łodzi przeżył z ŁKS-em wzloty, jak i też upadki. Miniona runda była dla niego, podobnie jak i dla całego klubu, mało fortunna. Hiszpan w rozmowie z Dominikiem Piechotą zdradził, że nie był to dla niego najłatwiejszy czas:
- Mam potrzebę rywalizacji, ale i wygrywania. Porażki mocno mnie dotykają, żyję nimi. Od razu chcę rewanżu, chcę zareagować, nie dopuszczam do siebie myśli, że pozostanę na przegranej pozycji.
Każdą z tych porażek ŁKS-u przeżywałem okropnie. Siedziało to we mnie cały czas. Niesamowite ciśnienie, tyle negatywnych emocji, nie potrafiłem się z tym pogodzić. Chodziłem wkurwiony dwa dni po każdej porażce. Nie miałem ochoty jeść, przyjeżdżałem wkurzony na trening, czasem po zakończonym meczu nie podchodziłem podziękować kibicom. To najgorsze ze wszystkiego, bo nie powinienem się tak zachowywać. Ale po meczach wszystko się wylewało. Miałem dość.
W barwach ekstraklasowego ŁKS-u Ramirez rozegrał 20 spotkań. Większość z nich, niestety kończyło się porażką. Z perspektywy Hiszpana były jednak dwa mecze, które dotknęły go najbardziej:
- Pierwszy w Lubinie, kiedy przegrywaliśmy z Zagłębiem 0:2, ale strzeliliśmy gola kontaktowego. Popełniliśmy prosty błąd i trafili nam po raz trzeci. Byliśmy o krok od wyrównania, a to oni zdobyli bramkę. To boli najbardziej, bo jesteś na fali i robisz sobie nadzieję. Wykonujesz wielką pracę, nie zasługujesz na porażkę, a jednak obrywasz. Kolejny to mecz w domu z Arką Gdynia, przegraliśmy chyba 1:4, ale nawet nie pamiętam dokładnie. Tego nie chcę pamiętać. Bardzo bolesne doświadczenie. Zespół, który wcale nie jest lepszy od ŁKS-u, strzela ci tyle goli w domu. Nie chcesz się z tym pogodzić. Frustracja była wielka, bo zapadliśmy w pewną impotencję. Mając świetnych piłkarzy, naprawdę o wysokim poziomie. Często brakowało nam szczęścia i liczę, że to się skończy.
Jak jedna wiadomo łódzka przygoda Ramireza przyniosła wiele radości. Piłkarz mocno związał się z ŁKS-em, przez co jego pożegnanie z Łodzią było bardzo wzruszające.
To wiele wspomnień i ważnych momentów. Tam odbudowałem się po nie najlepszym czasie w Olsztynie, byłem o krok od rzucenia piłki i wcale nie pokazałem się dobrze w Polsce, a w Łodzi mi zaufali. Dostrzegli coś we mnie. Za to będę wdzięczny do końca życia. Awansowaliśmy do ekstraklasy. Mam zresztą tatuaż związany z ŁKS-em, więc nigdy o tym nie zapomnę. Tam przeskoczyło mi coś w głowie, odzyskałem radość. Odejście było dla mnie połączeniem różnych emocji. Smutku, bo zostawiam ważną część życia w nie najlepszej sytuacji w tabeli. Radości, bo przeszedłem do tak wielkiej drużyny. I też nadziei, bo nie dostałem pół negatywnej wiadomości od kibiców z Łodzi. Podeszli do tematu z dużym zrozumieniem. Wszyscy życzyli mi jak najlepiej. Prezes klubu Tomasz Salski wręczył mi prezent. Tak to powinno wyglądać.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.