reklama
reklama

Kiedy ŁKS pogrozi palcem Ekstraklasie?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Kiedy ŁKS pogrozi palcem Ekstraklasie?  - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Ekstraklasa pokazuje ŁKS-owi, że jego piękna gra podaniami i wykorzystywaniem zwłaszcza środka pola z kreatorami w składzie nie musi być najskuteczniejsza. Przez braki w obronie i wykończeniu akcji dorobek punktowy wynosi 4 punkty i mimo że łodzianie grali z trudnymi przeciwnikami żal przypomnieć sobie, że mógł być pokaźniejszy. Teraz zagwozdką dla zespołu jest przywiązywanie uwagi do problemów i próba znalezienia choćby delikatnego planu B, gdyby główna myśl znów nie wystarczyła. Bo jej nie zmieni i dobrze.
reklama

Po meczu z Wisłą Kraków była mowa o środkowym palcu w stronę ŁKS-u ze strony Ekstraklasy. Nic się nie zmieniło, bo wynik 0:4 i przebieg spotkania potwierdzają, że na razie styl ŁKS-u, mimo że ciekawy dla oka i rozwojowy, jeśli idzie o filozofię grania klubu, punktów zbyt wiele nie przynosi. Nie jesteśmy zamknięci w pokoju z widokiem jedynie na tabelę ligi, ale aż żal, że w niektórych momentach ten styl nie daje zwycięstw, albo nawet remisów. Stąd czas zadać pytanie: co ŁKS musi zrobić, żeby tytułowy dla poprzedniego tekstu palec odwrócić i nim Ekstraklasie pogrozić?

Przede wszystkim grać skuteczniej i szczelniej w obronie. W żadnym fragmencie tekstu po meczu z Wisłą nie znajdzie się stwierdzenie „ŁKS musi wszystko zmienić, grają fatalnie, a kierunek obrany przez Kazimierza Moskala nadaje się do kosza”. Jest tam za to trochę o tym, co wykorzystuje liga do nie robienia sobie niczego z zachwytów nad stylem gry łódzkiej drużyny. Znajduje najsłabsze punkty – jak choćby dyspozycję Artura Bogusza w Krakowie – i punktuje je maksymalnie. Oczywiście uderzenia takie jak Savicevicia, czy Jevticia były niemalże niemożliwe do zatrzymania, ale w pozostałych bramkach widać sporo błędów, niedoskonałości w ustawieniu, czy reakcjach na ruchy rywali. To zawsze eliminuje możliwość zastawienia się przed nim, a powoduje, że drużyna zatraca się niepotrzebnie we własnym, nieprzynoszącym potrzebnych skutków marazmie. 

ŁKS nic jak dotąd w swojej grze nie zmienia i nie ma w tym problemu, jeśli chodzi o kierunek, w którym ona zmierza. Bolączki w obronie, czy brak odpowiedniej siły ognia powodują problemy, ale drużyna wciąż w każdy mecz wchodzi ze świetnym środkiem pola, który chce różnorodnie wykorzystywać. W Ekstraklasie zapanowała moda na granie mocno zabezpieczonym z tyłu, stabilnym w tym elemencie, nawet kosztem kreatywności z przodu. Przy alei Unii to oznaczałoby stworzenie anty-ŁKS-u, którego nikt widzieć tam nie chce. To nie tajemnica.

Klub musi jednak powoli rozumieć, że skoro 3 razy podobna taktyka nie wystarczała na poszczególne zespoły – nawet jeśli czasem nieporównywalnie silne od innych – to można zająć się zabezpieczeniem na powtórkę takiej sytuacji. Jak? Choćby szukając nowych ról dla zawodników, rozwiązań, które wcześniej dość ciekawie się sprawdzały – jak choćby gra bez napastnika, albo wręcz odwrotnie na dwóch lub więcej zawodników mających za zadanie wykańczać podania kolegów.

Inna sprawa to nieskuteczność. W tym elemencie nie pomoże nic innego, jak praca na treningach, w którą wgląd ma trener i sztab – oni na tej podstawie decydują, jak powinno to wyglądać w meczu i jakie są założenia, choć te ŁKS zawsze ma raczej wysokie. Strzały z odległości nieczęsto są jednak sporym zagrożeniem dla rywali, choć zdarzają się te dobrze wykonywane przez Grzesika, Ramireza, czy nawet Rozwandowicza/Sobocińskiego. Popatrzmy też na inny element – kluczowe podania. Ich statystyka w spotkaniu przy Reymonta nie wyglądała źle – goście i gospodarze mieli ich po 8. Tyle tylko, że ŁKS potrzebował do ich zaliczenia 17, a Wisła 11 prób. Tu też potrzebna jest poprawa, choć to nowy problem – w spotkaniach z Lechem, czy Piastem wyglądało to dobrze i często lepiej od przeciwników.

Jak ŁKS strzelał gole w tym sezonie? Grą kombinacyjną w dwóch przypadkach i rzutem karnym w trzecim. Gra w środku, wyjście na pozycję i znalezienie strzelca. Tych dwóch końcowych elementów brakowało z Wisłą. Nie było zajmowania przestrzeni przez Pirulo, który robił miejsce Ramirezowi, nie było Sekulskiego, czy Kujawy skutecznie szukających prostopadłych podań od kolegów – poza paroma niecelnymi próbami. To wciąż była drużyna z duszą, która absolutnie nie zapomniała, jak się gra w ich ulubioną grę z rywalami. Coś się jednak zatrzymało i nie mogła przebić pewnej bariery zaczynającej się mniej więcej na 20. metrze boiska.

Poprzednio kończyliśmy zapowiedziami lekcji dla drużyny, które pewnie nadejdą, ale chcielibyśmy w równym stopniu widzieć też to, jak ŁKS grozi palcem Ekstraklasie. Trzeba pamiętać, że gra w lidze to nauka obustronna – drużyna, która kogoś pokonuje uczy ligę swojego stylu i jego zalet, a gdy dzieje się dla niej odwrotnie, można powiedzieć, że to liga daje lekcję. W tym przypadku, brutalnie, pokazując środkowy palec ładnym środkom łodzian. Czas na rewanż, a rozbudzenie patrząc na niedzielnego przeciwnika będzie na pewno spore.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama