Bez precedensu
Warto przypomnieć, że toczący się turnieju jest bezprecedensowy. Po raz pierwszy bowiem o czempionat Starego Kontynentu rywalizują aż 24 zespoły, a mecze odbywają się w 4 krajach. Jest też nowy system rozgrywek, który miał wyeliminować „kombinacje”. Tyle, że sytuacji, w której drużyny miały możliwość ustawiania się pod konkretnego przeciwnika i tak nie udało się uniknąć, a przywileje gospodarzy w połączeniu z niezbyt klarownie rozpisanym (a właściwie należałoby rzec: nierozpisanym) schematem gier w fazie pucharowej doprowadziły do dosyć komicznej sytuacji, bowiem po meczu Polek z Italią chyba nikt nie był w stanie z pełnym przekonaniem stwierdzić, jak dalej będzie to wszystko „wyglądało”. Kolejny raz działaczom należy się za takie działania duży minus.
A jednak wszystko po staremu
Mimo dużej liczby ekip grających w turnieju nie zmienia się jednak rozkład sił i najlepiej prezentują się zespoły, które typowane były do czołowych lokat. Serbki zgarnęły komplet punktów, a Turczynki przegrały tylko właśnie z podopiecznymi Terzicia (choć dosyć niespodziewanie męczyły się także z Finlandią). Holenderki nie straciły na Węgrzech nawet seta. W polskiej grupie ostateczna kolejność była raczej do przewidzenia, a o rozstrzygnięciach w poszczególnych meczach możemy mówić co najwyżej w kategorii małych niespodzianek. I tylko chyba triumf Niemek w grupie D, który był możliwy dzięki pokonaniu Rosjanek, można nazwać prawdziwą niespodzianką. W najlepszej ósemce też zapewne znajdą się ekipy, który były do tego typowane. Wiemy natomiast, że o medale na pewno nie zagra ktoś z dwójki Włochy-Rosja i to akurat można śmiało określać mianem zaskoczenia. Wszystko to jednak efekt porażki Sbornej w fazie grupowej.
Szczęściu trzeba pomagać
Trzeba też przyznać, że sporo szczęścia miały w tym wszystkim Polki, bo gdybyśmy chcieli stworzyć wymarzoną ścieżkę do medalu to myślę, że wielu wybrałoby właśnie Niemki jak rywalki w ćwierćfinale, a później lepszego z (potencjalnej) pary Holandia-Turcja. Aż do meczu o medal omijamy trzy chyba najmocniejsze w tej chwili ekipy w Europie: Serbię, Włochy i Rosję. Z drugiej strony można by powiedzieć, że skoro mamy już „na rozkładzie” wicemistrzynie świata to żaden przeciwnik nie jest nam straszny. Niemniej jednak chyba lepiej najlepszych zostawić sobie jako ewentualną wisienkę na torcie. Należy też jednak pamiętać, że nic nie wygra się samo – każdą okazję, którą daje los trzeba umieć jeszcze wykorzystać.
Trochę o bohaterkach
Warto w tym miejscu poświęcić chwilę siatkarkom, szczególnie tym występującym w łódzkiej grupie. Może nie objawiła nam się żadna nowa wielka gwiazda, ale na uznanie zasługuje na pewno gra Britt Herbots – niespełna dwudziestoletniej Belgijki, która jest najlepiej punktującą zawodniczką mistrzostw. I to zarówno jeśli chodzi o sumaryczną zdobycz, jak i średnią punktów na set. Wynik godny odnotowania tym bardziej, że poniżej oczekiwań prezentuje się jej koleżanka Kaja Gorbelna. Poza tym w sumie i w tym aspekcie bez niespodzianek. O tym, że serbska libero Pušić potrafi przyjmować wiedzieli wszyscy. Podobnie jak o tym, że Korolewa czy Kąkolewska potrafią blokować, a Egonu atakuje z pułapu nieosiągalnego chyba dla nikogo, a i zagrywać też potrafi.
Kibice na medal
Nie można zapominać oczywiście o kibicach. Włoski trener przy okazji meczu z naszą kadrą miał powiedzieć, że jednak do takiej atmosfery jego siatkarki przyzwyczajone nie są. Owszem taka publiczność na meczach mężczyzn nie byłaby zaskoczeniem, ale w kobiecej rywalizacji to jednak sprawa niecodzienna. Można by przy tej okazji z przekąsem stwierdzić, że Polki i Włoszki czuły się tak „nieswojo”, że aż zagrały „męski” mecz – statystyki z tego spotkania naprawdę nie wpisywały się w żadne schematy kobiecej siatkówki.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.