By móc marzyć o awansie do fazy play-off podopieczni Michała Mieszko Gogola musieli przede wszystkim wygrać bez straty punktów (a najlepiej 3:0) z ekipami z Turcji i Belgii oraz postarać się „urwać punkty” w starciu z kędzierzynianami. Można więc rzec, że gospodarzom (choć w dwóch meczach występujących formalnie jako goście) udało się zrealizować plan minimum.
Najważniejsze było wtorkowe „polskie” starcie z ZAKSĄ (choć kędzierzynianie akurat tego członu nazwy oficjalnie w rozgrywkach Ligi Mistrzów nie używają). Po 2 godzinach i 20 minutach walki Skra uległa rywalom 2:3, ale właśnie te dwa zdobyte sety okażą się najprawdopodobniej bezcenne. Później pozostało tylko „dopełnić formalności”, czyli pokonać kolejno Lindemans Aalst i Fenerbahce HDI Stambuł.
Warto dodać, że kędzierzynianie, którzy wygrywając grupę zapewnili sobie awans do ćwierćfinału, pozostają w tym sezonie niepokonani. Co ciekawe, podopieczni Nikoli Grbicia od września zaledwie dwa razy nie zgarnęli z parkietu kompletu punktów. W obydwu przypadkach punkty „urwali” im właśnie bełchatowianie.
Patrząc z punktu widzenia PGE Skry można więc zadać pytanie, które oblicze zespołu jest prawdziwe, skoro z jednej strony Żółto-Czarni jako jedyni są w stanie rywalizować jak równy z równym z ZAKSĄ, z drugiej zaś w ligowej tabeli obydwie ekipy dzielą lata świetlne?
Zarówno mecz z lokalnym rywalem, jak i pozostałe dwa spotkania, pokazały wszystko, co typowe dla bełchatowskiej ekipy w tym sezonie. Przeplatanie się momentów genialnych z tymi, o których wszyscy chcieliby szybko zapomnieć, kapitalnych zagrań z tymi wręcz nieprzystającymi tak dobrej drużynie, sety dominacji i totalnej niemocy. I to wszystko dotyczy zarówno całej drużyny, jak i jej poszczególnych składowych, czyli siatkarzy.
Wtorkowy mecz był kapitalnym widowiskiem. Chciałoby się w tym miejscu napisać „dla wszystkich kibiców zebranych w Hali Energia”, ale tych oczywiście na trybunach nie było… Pierwszy set to walka niemal punkt za punkt, z delikatnym wskazaniem na przyjezdnych. Jednak zrywy gospodarzy pozwalały im odrabiać niewielkie straty. Żaden z zespołów w premierowej odsłonie nie wypracował sobie przewagi większej niż 2 punkty. W kluczowym momencie przewagę miała Skra, która m.in. dzięki zagrywce Milada Ebadipoura od stanu 17:19 doprowadziła do wyniku 21:19. W kolejnej akcji Sander nie wykorzystał jednak kontry i goście „złapali się” jeszcze na grę. Co więcej, od stanu 23:22 wygrali kolejne trzy wymiany i całego seta, którego zakończył autowy atak Sandera.
Drugi set rozpoczął się od dobrej gry gospodarzy. Zagrywki Bieńka ustawiały gospodarzom akcje i przy stanie 6:2 trener gości poprosił o czas. Przyjezdni choć cały czas musieli gonić to jednak żmudnie, krok po kroku odrabiali straty i „dopadli” Skrę przy stanie 18:18. Ostatecznie jednak od stanu 19:19 siatkarze „powtórzyli wynik” z początku partii i siatkarze Michała Mieszko Gogola mogli cieszyć się z wygranej 25:21. Ten wygrany set już był istotny z punktu widzenia awansu do fazy play-off.
W trzeciej partii jako pierwsi większą przewagę wypracowali sobie siatkarze z południa Polski. Przy stanie 5:8 o czas poprosił Gogol. I choć Skrze udało się dogonić rywali przy stanie 11:11 to jednak był to ostatni remis w tym secie. Gospodarze kilkukrotnie byli jeszcze blisko rywali – chociażby przy stanie 19:21, kiedy to o czas poprosił Grbić, ale ostatecznie to goście zwyciężyli bardzo pewnie, a seta zakończył Bartłomiej Kluth.
Czwarta, niezwykle ważna partia, rozpoczęła się od wyniku 0:2 i trener Skry natychmiast wziął czas. Miejscowi skoncentrowali się i odrobili straty (4:4), a następnie od stanu 9:9 przyjmującym gości przypomniał o sobie Mateusz Bieniek. Jego świetne zagrywki (w tym trzy asy), podobnie jak w secie drugim, ustawiły dalszą rywalizację na boisku. Kiedy na tablicy wyników widniał wynik 18:11 trener Grbić odpuścił, dając nieco odpocząć niektórym zawodnikom. Ostatecznie set zakończył się serwisem Semeniuka w siatkę, który dał Skrze wygraną 25:19.
Tie-break był chyba najbardziej jednostronnym z setów. Szybko zrobiło się 2:5, przy zmianie stron było 4:8. Skra grała słabo, zaś rywale na poziomie, do którego wszystkich przyzwyczaili i nie popełniając błędów (poza tymi w polu zagrywki). Piąta odsłona zakończyła się wynikiem 10:15.
W starciach z Belgami i Turkami bełchatowianie zrobili to, co zrobić mieli. W obydwu spotkaniach stawiali się jednak pod ścianą, przegrywając pierwsze sety. Niepokoić może też fakt, iż w pierwszej partii meczu z naprawdę przeciętną drużyną z Beneluksu, zupełnie nie poradziła sobie na wpół rezerwowa siódemka Skry. Na boisku pojawili się Filipiak, Katić, Huber i Milczarek, a seta rywale wygrali do 17.
Ostatecznie PGE Skra Bełchatów zakończyła rywalizację w grupie A z 4 zwycięstwami i 13 punktami na koncie. Taka zdobycz pozwala realnie myśleć o awansie do ćwierćfinału, gdyż po pierwszych turniejach wszystkie ekipy z drugich miejsce miały po 2 zwycięstwa i 6 punktów. Śmiało można chyba zakładać, że Jastrzębski Węgiel, ukarany „koronawirusowymi” walkowerami w berlińskim turnieju, będzie chciał się zrewanżować wszystkim w Kazaniu i odbierze punkty rywalom (chyba, że „zbojkotuje” rywalizację, np. posyłając w bój rezerwy). Szczególnie wyrównana wydaje się być rywalizacja w grupie E i to tam należałoby w pierwszej kolejności upatrywać „sprzymierzeńców” bełchatowskiej ekipy.
O tym, czy Żółto-Czarni zagrają w fazie play-off dowiemy się najpóźniej 11 lutego, kiedy to zakończy się rywalizacja we wszystkich grupach. Ćwierćfinały rozegrane zostaną na przełomie lutego i marca.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.