reklama
reklama

Retro piłka: Z boiska na front. Historia Antoniego Gałeckiego Cz. II

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Retro piłka: Z boiska na front. Historia Antoniego Gałeckiego Cz. II - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportZapraszazmy na dalszą część histroii o Antonim Gałeckim. 
reklama

Historyczny awans, historyczny mecz

Kiedy nastąpiło losowanie europejskich eliminacji do Mistrzostw Świata w kraju zapanowała powszechna opinia, iż szanse na wyjazd do Francji są równe zeru. Biało-Czerwoni mieli bowiem stoczyć dwumecz z reprezentacją Jugosławii. Dlaczego w kraju panowały takie ponure nastroje i ze świecą w ręku było szukać osoby, która wierzyłaby w awans?. A no dlatego, że choćby rok wcześniej w towarzyskim spotkaniu rozgrywanym w Belgradzie, Polacy w składzie z Antonim Gałeckim zostali zmiażdżeni przez swoich rywali przegrywając aż 3:9!!! Chociaż od tamtej bolesnej lekcji futbolu minął prawie rok, to obawy przed pierwszym meczem, który miał odbyć się 10 października 1937 roku były ogromne. Jednak piłka nożna ma to do siebie, że pośród większości sportów zespołowych jest mocno nieprzewidywalna. Starcie Polaków z reprezentacją Jugosławii dobitnie potwierdza tą tezę. Zaledwie po 180 sekundach od pierwszego gwizdka arbitra kibice zgromadzeni na Stadionie Miejskim w Warszawie przecierali oczy ze zdumienia. Wtedy to Leonard Piątek po raz pierwszy pokonał bramkarza rywali i dał nam niespodziewanie prowadzenie. Biało-Czerwoni poczuli krew i poszli za ciosem. W 20. minucie było już 2:0, a z drugiej strzelonej bramki mógł cieszyć się Piątek. W drugiej połowie Polacy nie wypuścili z rąk ogromnej szansy i dobili faworyzowanego przeciwnika wbijając mu jeszcze dwie bramki, których autorami byli: Wostal (57. minuta) i Wilimowski (74). Wśród kwartetu żelaznej defensywy, która w tym spotkaniu zachowała czyste konto znalazł się Antoni Gałecki. Niespodziewane, wręcz sensacyjne zwycięstwo było powodem do ogromnej radości. Jednak cały czas pozostawał do rozegrania mecz rewanżowy, którego pomimo okazałego zwycięstwa w Warszawie mocno się obawiano. Na całe szczęście 3 kwietnia 1938 roku Gałecki wraz z kolegami zachowali zimną krew i pomimo minimalnej porażki 0:1 mogli rozpocząć świętowanie historycznego awansu na Mistrzostwa Świata!!!

reklama

Przepiękna porażka

W swoim premierowym występie na Mistrzostwach Świata Polacy zagrali tylko jeden mecz, ale cóż to był za mecz!!! Podczas losowania par 1/8 finału francuskiego Mundialu los po raz kolejny nie okazał się łaskawy dla Biało - Czerwonych. Podopieczni Józefa Kałuży mieli stoczyć arcytrudny pojedynek z naszpikowaną wspaniałymi wirtuozami futbolu – Brazylią. Wśród powołanych zawodników na historyczny turniej nie mogło zabraknąć Antoniego Gałeckiego, który stanowił bardzo ważny element przy układaniu linii defensywy przez Józefa Kałużę. Zarówno łodzianin jak i jego koledzy z reprezentacji jechali pociągiem długie tygodnie na swój turniej życia. Oczywiście murowanym faworytem do zwycięstwa w tamtym spotkaniu byli Canarinhos. Z drugiej strony Polacy już raz udowodnili, że miano faworyta na papierze nie daje zwycięstwa na boisku. Wszystko miało rozegrać się 5 czerwca 1938 roku. Dokładnie o 17:30 sędzia dał sygnał do rozpoczęcia jak się później okazało fenomenalnego widowiska. Do przerwy wszystko szło zgodnie z planem. Brazylijczycy prowadzili 3:1 kontrolując przebieg spotkania. Wydawało się, że druga połowa jest tylko formalnością, a przeciwnicy, którzy niemal jak akrobaci tańczyli z piłką dobiją Biało-Czerwonych. Wtedy to po raz kolejny Polacy pokazali charakter i w przepięknym stylu doprowadzili do remisu 4:4 strzelając decydującą bramkę w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była zatem dogrywka. Niestety w przeciągu 30 minut Brazylijczycy strzelili dwa gole. Podopiecznych Józefa Kałuży było stać tylko na zdobycie jednej bramki. Końcowy gwizdek arbitra po 120 minutach pełnych emocji, nieprawdopodobnych zwrotów akcji zakończył ten szalony mecz, który minimalnie po strzelaninie wygrała ekipa Brazylii 6:5!!! Antoni Gałecki zagrał całe spotkanie. Wpisał się tym samym wraz z kolegami na kartach historii jako pierwszy uczestnik Mundialu. Był również pierwszym łódzkim piłkarzem, który zagrał na Mistrzostwach Świata. Wśród powołanych zawodników na tamten turniej Gałecki jako jedyny reprezentował również barwy Łódzkiego Klubu Sportowego. Dopiero w 1974 roku ten sam zaszczyt spotka Jana Tomaszewskiego. Po historycznym występie na Mundialu Gałecki zagra w reprezentacji jeszcze 4 oficjalne spotkania. Ostatni raz w kadrze zagrał 13 listopada 1938 roku przeciwko Irlandii. Licznik gier w narodowych barwach obrońcy ŁKS-u zatrzymał się na 18 meczach. Być może byłoby ich więcej, gdyby nie najtragiczniejszy dzień w historii ludzkości.

reklama

Bagnet na broń!

1 września 1939 roku. Data, która zapoczątkowała prawdziwą hekatombę ludzkości. Był to dzień, który w przeciągu jednej chwili zamienił życie milionów Polaków w istne piekło. Wybuch II Wojny Światowej wywrócił do góry nogami życie Antoniego Gałeckiego. Zamiast szykować się do kolejnych treningów z piłką przy nodze, jako kapral chwycił za broń i brał udział w Kampanii Wrześniowej. Niestety po nieudanej próbie odparcia napaści przez Niemców i Związek Radziecki nasz bohater przedostał się na Węgry, gdzie był internowany w obozie jenieckim w miejscowości Eger. W 1941 roku Gałecki uciekł do Jugosławii. Co ciekawe podczas pobytu na Bałkanach nasz bohater występował przez pół roku w akademickiej drużynie HASK Zagrzeb. Dopiero po inwazji wojsk niemieckich na Jugosłowiańskie tereny w kwietniu 1941 roku Gałecki decyduje przedostać się Bliski Wschód. Jego pierwszym przystankiem jest Turcja, z której udaje mu się uciec do Palestyny. Tam Gałecki wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, z którą brał udział w bitwie o Tobruk. To nie jedyna historyczna bitwa w której nasz bohater stoczył boje na obczyźnie. Gałecki walczył również w II Korpusie generała Władysława Andersa pod Monte Cassino. Za swoje wojenne dokonania pan Antonii został odznaczony Gwiazdą Afryki czyli gwiazdą wspólnoty Brytyjskiej za udział w II Wojnie Światowej, oraz Krzyżem Monte Cassino. Po poddaniu się państw osi Gałecki został przeniesiony wraz z innymi polskimi oddziałami stacjonującymi we Włoszech do Anglii. Za swoje zasługi awansował również na stopień podporucznika.

reklama

Ubeckie metody

Po zakończeniu wojny Antoni Gałecki przeżył ogromny szok. Dotarły do niego bowiem bardzo przykre informacje z kraju o śmierci żony i córki. Dla naszego bohatera musiał to być niewyobrażalny ból. Po tej tragicznej informacji nastąpił nieprawdopodobny zbieg okoliczności. W 1946 roku na Wyspy Brytyjskie zawitała drużyna o nazwie „Silesia Team”, aby rozegrać parę pokazowych spotkań. Traf chciał, że wśród zawodników występujących w owym zespole grał Stanisław Baran – reprezentacyjny kolega Gałeckiego z pamiętnego Mundialu w 1938 roku. Obaj panowie spotkali się na jednym z pokazowych meczów. Jakże zdziwiony musiał być Stanisław Baran kiedy zobaczył swojego kolegę z reprezentacji. Okazało się, iż tak jak Gałecki otrzymał informację o śmierci żony i córki, tak do kraju napłynęła wiadomość o śmierci Gałeckiego. Można przypuszczać, że było to celowe działanie władz komunistycznych, które za wszelką cenę nie chciały powrotu do kraju bohatera Wojska Polskiego. Po tym szczęśliwym zbiegu okoliczności i potwierdzeniu nieprawdziwych informacji o śmierci rodziny Gałecki zdecydował się na powrót do ojczyzny. W lutym 1947 roku wrócił do kraju, gdzie mając ponad 40 lat udało mu się rozegrać jeszcze cztery spotkania w barwach swojego ukochanego klubu! Niestety Antoni Gałecki nie pasował do nowej rzeczywistości w jakiej przyszło mu żyć po zakończeniu II Wojny Światowej. Służba Bezpieczeństwa skutecznie zadbała o to, żeby człowiek walczący w armii Generała Andersa, posiadający taki życiorys nie mógł w pełni funkcjonować w życiu publicznym. SB najpierw zawiesiło żyjącą legendę Łódzkiego Klubu Sportowego, a następnie zaczęło regularnie wzywać na długie i męczące przesłuchania. Udało mu się uniknąć aresztowania, jednak nie dane mu było powrócić do futbolu np. w roli trenera. Antoni Gałecki nigdy nie osiągnął sukcesu klubowego ze swoją ukochaną drużyną. Dopiero w 1958 roku już jako kibic mógł cieszyć się z pierwszego mistrzowskiego tytułu dla ŁKS-u. Niestety parę miesięcy później po tym wyjątkowym sukcesie swojej ukochanej drużyny Antoni Gałecki zmarł w wieku zaledwie 52 lat. 14 grudnia 1958 roku odszedł wielki człowiek, który zapisał się na kartach historii polskiej piłki klubowej, reprezentacyjnej, ale również tej poza sportowej. Warto pamiętać o takich ludziach jak Antoni Gałecki, którzy są postaciami wyjątkowymi.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama