Towarzyskie porażki
Przed rozpoczęciem turnieju chyba nawet najwięksi fani polskiej drużyny nie spodziewali się, że podopieczni Mike'a Taylora zagrają na mistrzostwach w takim stylu i zajdą tak daleko. Zwłaszcza, iż mecze kontrolne przed turniejem, które rozgrywała nasza drużyna dawały więcej powodów do niepokoju, a jeżeli wiary w jakikolwiek sukces. Na 10 rozegranych meczów sparingowych Polacy przegrali aż 7. Trener jednak uspokajał i powtarzał jak mantrę, że dobra dyspozycja ma objawić się dopiero w momencie rozpoczęcia turnieju. Czas pokazał, że Mike Taylor to prawdziwy fachowiec przed wielkie „F”.
Gospodarze na kolanach
Na dzień dobry Biało–Czerwoni wracający na Mundial po 52 latach przerwy zmierzyli się z ekipą Wenezueli. Otwarcie turnieju w wykonaniu naszej kadry było swego rodzaju formalnością. Polacy ograli ekipę z Ameryki Południowej 80:69 i ze spokojem mogli wyczekiwać na starcie z dużo bardziej wymagającym przeciwnikiem, którym byli gospodarze turnieju – Chińczycy. Faworytem tego spotkania wydawali się być nasi rywale, którzy niesieni dopingiem publiczności mieli zrobić kolejny krok w kierunku awansu. Tego dnia podopieczni Mike'a Taylora rozegrali nieprawdopodobne spotkanie pełne zwrotów akcji, dramaturgii i emocji, które trzymały nas w napięciu do końcowej syreny. Kiedy ta zabrzmiała mogliśmy szaleć ze szczęścia. Po zaciętym boju Biało – Czerwoni ograli gospodarzy 79:76, pieczętując swoją wygraną dopiero w dogrywce. Dzięki temu wyszarpanemu zwycięstwu Polacy zapewnili sobie awans do II rundy turnieju. Zanim ona jednak nastąpiła, nasza kadra na deser wygrała z Wybrzeżem Kości Słoniowej 80:63 i mogła spokojnie przygotowywać się do kolejnych meczów.
Ćwierćfinał jest nasz
Awans do II rundy wszyscy uznali za wielki sukces, ale nasza drużyna nie zamierzała na tym poprzestać i szła dalej niczym rozpędzony TGV. Niestraszni Biało – Czerwonym byli Rosjanie, którzy jako pierwsi stanęli na naszej drodze do wymarzonego ćwierćfinału. Starcie z naszymi wschodnimi sąsiadami bardzo mocno przypominało pojedynek z gospodarzami turnieju. Niesamowita walka o każdą piłkę, emocje sięgające zenitu i co najważniejsze kolejne zwycięstwo, które niemal w 100% dawało nam przepustkę do ćwierćfinału Mistrzostw. Pozostało jedynie czekać na wyniki potyczki Argentyny z Wenezuelą. W przypadku zwycięstwa Albicelestes bez względu na ostatni mecz w grupie mogliśmy fetować awans do 1/4 Mundialu. Na szczęście żadnej niespodzianki nie było, Argentyna swój mecz wygrała, dzięki czemu dalej byliśmy w grze. Przed najważniejszym meczem turnieju jakim miała być potyczka w ćwierćfinale Biało – Czerwoni dostali srogą lekcję koszykówki właśnie od zawodników z Ameryki Południowej, którzy ograli nas 91:65. O tej przykrej porażce należało jak najszybciej zapomnieć i skupić się na spotkaniu ćwierćfinałowym w którym to czekali na nas reprezentacja Hiszpanii.
Za wysokie progi
Niestety pomimo ogromnej wiary jaką zapewne wielu z nas miało przed pojedynkiem z Hiszpanią podopieczni Mike'a Taylora nie sprostali wielkim rywalom i przegrali mecz, który dałby nam możliwość walki o medale Mistrzostw Świata 78:90. Hiszpanie byli po prostu drużyną lepszą, mającą w swoim składzie wielkie indywidualności. Trzeba jednak pochwalić naszych zawodników za ambitną walkę. Do przerwy nic nie wskazywało na tak wysoką porażkę, ponieważ na tablicy świetlnej widniał wynik 46: 41. Niestety III i IV kwarta to popis Hiszpanów i pokaz koszykówki z najwyższej półki. Pomimo porażki, jak się później okazało z przyszłymi mistrzami świata nasza kadra nie rozstawała się z turniejem. W kolejnym meczu nasi koszykarze walczyli z drużyną Czech o możliwość gry o 5. miejsce w turnieju. Niestety ten pojedynek również zakończył się porażką. Tym razem nasi południowi sąsiedzi wygrali różnicą 10 punktów (84:94) i to oni stoczyli przegrany bój z Serbią o 5. miejsce na Mundialu.
Giganci na pożegnanie
Zwieńczeniem wspaniałego występu naszych zawodników na parkietach w Chinach był bój z legendarną reprezentacją Stanów Zjednoczonych o 7. miejsce w turnieju. Amerykanie okazali się największym rozczarowaniem tego Mundialu. Pomimo tego, iż do Chin nie przylecieli w najmocniejszym składzie, ponieważ władze NBA zakazały udziału w turnieju największym gwiazdom, to przed turniejem wszyscy eksperci wymieniali ekipę Stanów Zjednoczonych jako głównego faworyta do mistrzowskiego tytułu. O ile w I i II fazie grupowej amerykanie wykonali swoje zdanie i wygrali wszystkie spotkania, to wielką sensacją zakończyło się starcie ćwierćfinałowe, które amerykanie przegrali niespodziewanie z drużyną Francji. Po przegranym kolejnym spotkaniu, tym razem z Serbią o 5. miejsce było jasne, że ostatni mecz na turnieju nasza kadra zagra właśnie z ekipą Stanów Zjednoczonych. Morale w drużynie naszego przeciwnika było bardzo słabe, co miało być dla naszej kadry wielkim atutem. Niestety tak się nie stało. Biało-Czerwoni po raz kolejny dzielnie walczyli, odrabiali straty, przeprowadzali akcje rodem z NBA, ale nie byli w stanie pokonać amerykanów. Porażka na koniec turnieju w żadnym stopniu nie zmieniła oceny występu naszej kadry na tym turnieju. Biało-Czerwoni dali nam wiele pozytywnych emocji. Pokazali się na turnieju najwyższej rangi z bardzo dobrej strony i przedstawili się światu jako drużyna mająca bardzo duże aspiracje na pozostanie w elicie na długie lata.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.