reklama
reklama

Dzieci z Łodzi miały "tylko" zamoczyć stopy. Dziewczynka była pod wodą trzy minuty. Szef ratowników opowiada nam o dramatycznej akcji we Władysławowie

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: pixabay

Dzieci z Łodzi miały "tylko" zamoczyć stopy. Dziewczynka była pod wodą trzy minuty. Szef ratowników opowiada nam o dramatycznej akcji we Władysławowie - Zdjęcie główne

Dziewczyna pod wodą była przez ok. 3 minuty. Ratownicy przez 40 minut walczyli o jej życie | foto pixabay

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości ŁódźMłoda łodzianka, która była we Władysławowie na koloniach, wciąż walczy o życie w szpitalu wojewódzkim w Gdańsku. Jak informuje nas szef ratowników, którzy ratowali dziewczynę, ta pod wodą przebywała ok. trzech minut.
reklama

Do zdarzenia doszło w piątek 18 sierpnia. Zaledwie pięć minut przed zamknięciem wieży ratownicy usłyszeli krzyk dwóch dziewczynek. Natychmiast pobiegli im na pomoc. 

Dramatyczna akcja nad Bałtykiem. Koloniści nie mieli siły wyjść z wody

Kiedy wyciągnęli je na brzeg, zostali poinformowani, że w wodzie jest jeszcze jedno dziecko. Dlatego natychmiast ponownie ruszyli do wody. Początkowo myśleli, że chodzi o chłopca, któremu na pomoc ruszył już turysta na skuterze wodnym. Okazało się jednak, że pomocy potrzebuje kolejna dziewczynka, która zginęła pod wodą. Ratownicy rozpoczęli wyścig z czasem. 

Kiedy została wyciągnięta na brzeg, zaczęła się walka o jej życie. Trwała 40 minut 

 - opowiada nam Dariusz Tysper, założyciel Fundacji D.T. SPORT, której ratownicy strzegą bezpieczeństwa turystów na plaży m.in. we Władysławowie. 

reklama

Dziewczynka, która wyszła z wody jako jedna z pierwszych, miała dużo szczęścia. Ratownicy opowiadali mi, że bardzo dzielnie walczyła i co chwilę wyciągała głowę z wody, przez co ta wentylacja została zachowana i ona nie potrzebowała pomocy medycznej

 - dodaje. Jej koleżanka została zabrana do szpitala powiatowego w Pucku na badania i 24-godzinną obserwację. Już wiemy, że jej życiu i zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Bez fizycznego szwanku wyszedł z tej dramatycznej sytuacji również ich kolega. Mniej szczęścia miała ich 11-letnia koleżanka. Ona pozostaje w śpiączce farmakologicznej. Dzieci miały od 10 do 12 lat. 

Dariusz Tysper mówi nam, że koloniści zostali wyciągnięci z wody w miejscu, gdzie nie miały gruntu. Było to kilka metrów za czerwonymi bojami. Tego dnia morze co chwilę się zmieniało, raz było spokojne, raz pojawiały się wysokie fale. 

reklama

Szef ratowników: moi ludzie nie dostali informacji o kąpiącej się grupie kolonistów

Szef ratowników przyznaje w rozmowie z nami, że jego ludzie nie zostali poinformowani przez wychowawców, że dzieci idą się kąpać. 

Słyszałam, ale jest to nieoficjalna informacja, że dzieci dostały zgodę na zamoczenie nóg. W pewnym momencie woda sięgała dzieciom pod kolana, a potem wchodzili już  coraz głębiej, aż przyszła fala i doszło do tej dramatycznej sytuacji. Dzieci nie mogły się wydostać. Myślę, że gdyby do sytuacji doszło kilka minut później, w momencie, kiedy ratowników nie byłoby już na stanowisku, mielibyśmy do czynienia z poczwórną tragedią

 - zauważa szef ratowników i jeszcze raz podkreśla, że plaża jest strzeżona do godziny 17.00, a do wypadku doszło ok. godz. 16.55. 

reklama

Dzieci nie miały na sobie żadnych chust świadczących o tym, że są uczestnikami kolonii. Gdyby tak był, od razu kazalibyśmy im wyjść z wody. Ratownicy, kiedy reanimowali dziewczynkę, też nie wiedzieli, czy w pobliżu są jej rodzice, czy opiekunowie. Później okazało się, że jest to grupa kolonijna, na którą wcześniej zwrócono uwagę, ponieważ dzieci były bardzo głośne i rzucały się piaskiem

 - słyszymy. 

Te procedury pomogłyby uniknąć tragedii

 Pytamy, jak wyglądają procedury, jeżeli chodzi o wejście do wody kolonistów. Okazuje się, że niektóre grupy podróżują z własnym ratownikiem. Na plaży ten zgłasza grupę i informuje, że są oni pod jego opieką. Nie oznacza to wcale, że "miejscowi" ratownicy nie zwracają na nich uwagi. - Mamy ich pod swoją opieką, podobniej, jak pozostałych turystów - mówi Dariusz Tysper. 

reklama

Inaczej sytuacja wygląda, kiedy grupa nie ma ratownika. Tak było w tym przypadku. Wówczas, jeden z trzech patrolujących plaże, bierze pod opiekę grupę (tak wygląda sytuacja na plaży we Władysławowie). Zanim dzieci wejdą do wody, przeprowadzana jest z nimi pogadanka. Ratownik tłumaczy, dokąd mogą wchodzić i co oznaczają poszczególne sygnały dźwiękowe.  - Nigdy nie wpuszczamy całej grupy do wody. W przypadku np. tej kolonii z Łodzi, która liczyła 50 dzieci, dzielimy ją na pięć grup, które kąpią się po dziesięć minut. Dobrym zwyczajem jest, kiedy jeden z wychowawców pilnuje z ratownikiem dzieci. Jest to ułatwienie w sytuacji, kiedy danemu dziecku trzeba zwrócić uwagę. Wówczas opiekun podpowiada, jak dziecko ma na imię i łatwiej jest je przywołać. W tym konkretnym przypadku do wody weszło czworo dzieci. Ratownik nigdy by się nie zgodził na ich wejście tuż przed zamknięciem plaży. Gdyby natomiast było wcześniej, wówczas, prosiłby, żeby dobrać co najmniej czwórkę dzieci  - słyszymy. 

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama