Wiemy więcej na temat sobotnich oświadczyn, do których doszło w samochodzie podczas kręcenia tzw. bączków na skrzyżowaniu.
Jak udało nam się dowiedzieć, byli to kierowcy, którzy uczestniczyli w nielegalnych wyścigach, których trasa prowadzi ulicami Łodzi. W weekend miłośników szybkiej jazdy zaskoczyła policja.
Nielegalne wyścigi w Łodzi. Policja przerwała weekendową zabawę
Mł. asp. Jadwiga Czyż, z wydziału ruchu drogowego komendy miejskiej policji w Łodzi, przyznaje, że funkcjonariusze mieli informacje o planowanych spotkaniach i wyścigach amatorów niebezpiecznej i nielegalnej jazdy. Dlatego też drogówka w nocy z soboty na niedzielę zintensyfikowała swoje działania pod kątem zapobiegania tym niebezpiecznym sytuacjom.
25 marca 2023 roku fani motoryzacji zgromadzili się w kilku miejscach na terenie Łodzi. Podczas zabezpieczenia nielegalnych wyścigów zwracaliśmy szczególną uwagę na przekraczanie dopuszczalnej prędkości, stan techniczny pojazdów, trzeźwość kierowców, jak również uprawnienia do kierowania pojazdami
- wylicza. Jak dodaje, reakcja policjantów na nocne spotkania kilkuset fanów „czterech kółek”, chcących popisywać się swoimi umiejętnościami na łódzkich drogach zakończyła się nałożeniem 38 mandatów karnych, na łączną kwotę 12 200 złotych.
Przestrzegamy wszystkich, którzy starają się zmienić jezdnię w tor wyścigowy, że brawura i brak umiejętności, a także zły stan techniczny pojazdu, mogą skończyć się tragicznie. Drogi publiczne to nie miejsce do urządzania wyścigów i rajdów samochodowych. Wyścigi uliczne są nielegalne, a branie w nich udziału, łamanie obowiązujących przepisów ruchu drogowego to świadome stwarzanie zagrożenia nie tylko dla siebie, ale również dla innych.
- podkreśla mł. asp. J. Czyż.
Nie wiadomo, czy wśród ukaranych był świeżo upieczony narzeczony. Faktem jednak jest, że podczas sytuacji, którą widzimy na filmie, nie interweniowała policja.
Czytaj również: Oświadczyny po łódzku. Drifting na skrzyżowaniu. Oryginalny pomysł, czy szczyt głupoty? [FILM]
Drift na łódzkim skrzyżowaniu. Nie stać ich na prywatny tor, mimo że jeżdżą samochodami za pół miliona?
Przypomnijmy, że podczas tego "zlotu" na skrzyżowaniu, najprawdopodobniej ulicy Jana Pawła z Wróblewskiego, przez kilka minut driftowały dwa samochody. Sytuacja ta została nagrana, a filmy trafiły do sieci. Widzimy na nich, że w obu pojazdach szyba od strony kierowca jest otwarta, a na ramie od drzwi siedzą pasażerowie z odpalona racą. Kierowcy w szalonym tempie robią kilkanaście kółek. Na kolejnym nagraniu widzimy, że doskonale bawiący się "rajdowcy" zatrzymali ruch na skrzyżowaniu. O ocenę tej sytuację poprosiliśmy Jarosław Olesienkiewicza z Olo Drift Team Łódź. Jak mówi, dziecinada i szczyt głupoty to najłagodniejsze określenia, które przychodzą mu do głowy.
Widziałem oba te filmiki. Kierowcy poruszają się samochodami wysokiej klasy, moim zdaniem wartymi nawet pół miliona złotych, choć nieprzerobionymi na pojazdy do driftu
- podkreśla. Jak mówi, to co działało się na skrzyżowaniu, nie nazwałby driftem, ale kręceniem tak zwanych bączków. Czy, jego zdaniem, było to niebezpieczne?
Oczywiście. Nawet jeżeli mamy samochód wysokiej klasy, trzeba pamiętać, że zawsze coś może wysiąść, czy się zepsuć. A jeżeli chodzi o nasze umiejętności, to zawsze mogą one nas zawieść. Dlatego takie "zabawy" nie powinny się odbywać na publicznych drogach
Jarosław Olesienkiewicz, który bierze udział w legalnie organizowanych zawodach driftu, tłumaczy nam, że uczestnicy takich "zlotów" robią im bardzo złą robotę, ponieważ przez nich są oni postrzegani, jak bandyci, dla których nie liczy się bezpieczeństwo innych.
My staramy się ten drifting organizować w bezpiecznych warunkach, choć wiem, że są kierowcy, dla których ta adrenalina jest tylko wówczas, gdy "bawią" się na publicznych drogach i kiedy mają świadomość, że za chwilę może pojawić się policja. Być może naoglądali się za dużo Szybkich i Wściekłych, ale życie to nie film, tu naprawdę może dojść do tragedii.
Przyznaje w rozmowie z nami, że jego zdaniem w tej grupie nie chodzi o to, że nie stać ich na opłacenie toru do jazdy.
Jeżeli ktoś ma pasję, to musi się liczyć z tym, że będzie ponosił jakieś koszty. Nawet zbieranie znaczków kosztuje.
Jak słyszymy, za jazdę na najdroższym torze w naszym regionie, trzeba zapłacić 600 złotych za cały dzień. Bez problemu jednak znajdziemy tańsze opcje.
Chciałbym jednak podkreślić, że na tych filmach nie widać jakiś przerobionych "gratów", ale seryjnie produkowane auta naprawdę dobrej klasy. Jeżeli kogoś stać było na kupno, powinni mieć również środki, aby driftować w bezpiecznych warunkach. Chyba że w tym przypadku, syn bez pytania zabrał samochód swojego bogatego taty
- mówi Jarosław Olesienkiewicz, z Olo Drift Team Łódź.
Filmiki z łódzkich oświadczyn na skrzyżowaniu można znaleźć na profilu LDZ Zmotoryzowani Łodzianie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.