reklama
reklama

Koronawirus, święconka i mój stary wierszyk

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Koronawirus, święconka i mój stary wierszyk - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź Uroczyste święcenie pokarmów zostało w tym roku zniweczone przez watahę mikroskopijnych zbójów zwanych koronowirusami i po prostu jej nie będzie (to znaczy – nie będzie w dotychczasowym kształcie). Przez to stracił rację bytu – między innymi – mój wierszyk opublikowany, kilkanaście lat temu, w łódzkiej prasie. Jego pierwsza zwrotka brzmi tak: 
reklama

Rzecz to z dawna oczywista,
co rok chylę przed nią czoła:
Idzie polski ateista
ze święconką do kościoła!

W tym roku „polski ateista” ze święconką nie pójdzie i będzie zwolniony z przeżywania dylematów, o których mowa w dalszych zwrotkach. Ale wróćmy do wirusów… Tak naprawdę to nie wiadomo, czym te łobuzy są, czy rośliną, czy zwierzęciem i czy w ogóle żyją. Prawdopodobnie są czymś takim jak koacerwaty, czyli drobinki białka, które – wedługteorii radzieckiego biologa Aleksandra Oparina – powstały dawno, dawno, dawno temu, z wodoru i węgla. Słowo „powstały” znaczy tu dokładnie to, co znaczy: Powstały – czyli uczyniły to same, samorzutnie, samoistnie, z własnej, nieprzymuszonej woli. Z czasem przekształciły się (ciągle bez niczyjej pomocy) w ludzkość, ale trwało to długo, długo, długo... I teraz biorą na nas odwet.

Inwazja koronawirusów wypełnia znane proroctwo (bodaj królowej Saby), że „żółta rasa zaleje świat”. No, właśnie zalała. Ale zostawmy wirusy i wracajmy do święconki. Święcenie pokarmów w Sobotę Wielkanocną obchodzono i w czasie zaborów, i w latach okupacji, i potem – za komuny, a w ostatnich dekadach ściągało do kościołów wiernych, w liczbie dochodzącej momentami do dziewięćdziesięciu ośmiu procent populacji. Dlatego też nasz „ateista” z pierwszej zwrotki…

Dzisiaj pozbył się swych fobii,
jak każdy „magister docent”.
Tak Polaków większość robi:
Dziewięćdziesiąt osiem procent!

W tym miejscu jakiś mikrobiolog mógłby mnie zapytać: Po kiego licha wraca pan do swojego starego wierszyka – w dodatku nie pierwszej jakości – na temat dawnych zwyczajów wielkanocnych? Dobre pytanie!

Do kościoła prosta droga.
Myśl go gryzie, słonko grzeje:
„Może by uwierzyć w Boga?
Może jednak On istnieje?”

Ano właśnie! W ciągu minionych tygodni przez media katolickie przetoczyła się dyskusja o zaiste fundamentalnym znaczeniu: Czy epidemia koronawirusa „powstała sama” (czyli siłami natury)? Czy też jest reakcją (karą) Boga za grzechy ludzkości? Co więcej – niektórzy zastanawiali się – czy Pan Bóg „ma prawo” karać człowieka za jego winy? Część uważała, że nie ma, może kiedyś tak, ale nie w dzisiejszych czasach. Oczywiście najpierw trzeba by odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy Bóg w ogóle istnieje? Dla wielu jest to bardzo, bardzo, bardzo problematyczne. Nasz ateista z mojego wierszyka też przeżywa wahania:

 „Czy wciąż klepać mam za Środą,
że świat powstał sam, z niczego...?
Wierzyć mam w dowcipy z brodą,
że szympans jest mym kolegą...?”

W ostatnich tygodniach media roiły się od publikacji o tytułach mrożących krew w żyłach: „Nic już nie będzie takie samo”; „Z tej pandemii wyłoni się nowy świat”; „Musimy nauczyć się żyć po nowemu”… etc. Możliwe, że właśnie tak będzie. Czy zatem „ateista” z mojego wierszyka zmieni się jakoś po tej pandemii? Wszak już raz obudziło się w nim sumienie…

Gdy z koszyczkiem wolno wchodzi,
myśli, gładząc w nim koronki...
„Ksiądz też człowiek! Co mi szkodzi:
wrzucę dwójkę do skarbonki...”

​No, dobra: schodzimy na ziemię. Mój „ateista” wrzucił „dwójkę” do skarbonki w wierszyku sprzed kilkunastu lat. Ale kilka dni temu uczestniczyłem we Mszy św. Byłem jedną z pięciu osób. Przed ołtarzem stała na stoliku „taca” na datki. Można było coś wrzucić przed przyjęciem Komunii. Byłem piąty. Uwaga: na „tacy” leżały… cztery „dwójki”! Gdybym i ja wrzucił swoją, nasza ofiara wynosiła by łącznie… dziesięć złotych! Czy ktoś – obojętnie: ateista czy wierzący – może sobie wyobrazić, że za dziesięć złotych (z jednej Mszy) uda się utrzymać parafię – w dobie koronawirusa?    

Więc czyś ze wsi jest, czy z miasta,
czy masz mędrca łeb, czy buca,
gdyś poświęcił chleb i ciasta...
uwierz! Nie „na wsjakij słuczaj”...

Gdyby więc, wzorem dzisiejszych publicystów (i moralistów), chcieć zapytać o przyszłą zmianę: Czy „z tej pandemii wyłoni się nowy świat?” i czy „nauczymy się żyć po nowemu?”, to trzeba by zapytać o te „dwójki” wrzucane na tacę – „na wsjakij słuczaj”. Trzeba by zapytać o wiarę. Czy nasze podejście do niej się zmieniło? Czy zaczynamy ją traktować poważnie, czy też nadal jest ona tylko „na wszelki wypadek”? Jako asekuracja wdobie koronawirusa. A po epidemii świat wróci do starych kolein.

A może jednak coś się zmieni…?


TOMASZ BIESZCZAD – publicysta, autor spektakli teatralnych i kabaretowych, aktor, pedagog, organizator kultury.  

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama