23 stycznia 2002 roku dziennikarze Gazety Wyborczej - Tomasz Patora i Marcin Stelmasiak oraz Przemysław Witkowski z Radia Łódź poinformowali, że w łódzkim pogotowiu handluje się zwłokami. Z ich artykułu wynikało, że lekarze, sanitariusze, kierowcy karetek oraz dyspozytorzy sprzedawali informację o śmierci pacjentów zakładom pogrzebowym. Jak napisano, być może dla zdobycia "skóry" nawet zabijano! Autorzy po latach przyznali, że wiedzieli, że tak się dzieje, jednak początkowo nie udało im się tego udowodnić.
Łowcy skór nie mieli litości. Zabijały trzy zespoły pogotowia!
Okazało się, że dziennikarze otworzyli wówczas przysłowiową puszkę pandory, która doprowadziła do skazania dwóch sanitariuszy oraz dwóch lekarzy. To, co się działa w miejscu, które do tej pory kojarzyło z miejsce, w którym można uzyskać pomoc medyczną, do dziś szokuje. Podczas rozprawy udowodniono zabójstwo oraz nieudzielenie pomocy, w wyniku czego pacjenci zmarli, około 20 osobom. Jednak jak zaznaczył w wywiadzie dla stacji TVN Tomasz Patora, który obecnie jest dziennikarzem programu "Uwaga" i "Super Wizjer", jednak tak naprawdę liczba ta jest znacznie wyższa. Według ich ustaleń, zabijały aż trzy zespoły, z czego dwa pavulonu, czyli lekiem zwiotczającym mięśnie.
Zginęło około 1000 ampułek pavulonu, który do niczego innego się nie nadawał, a gdyby został przeznaczony do celów medycznych to zostałoby to wykazane w kartach, a nie zostało wykazane. Zatem można przypuszczać, że w ciągu trzech, czterech lat, bo mniej więcej tyle trwał proceder samego zabijania, do naszej publikacji, około tylu pacjentów uśmiercono. W czasie procesu wyszło, że lekarze i sanitariusze oszczędzali pavulon, tak żeby na przykład mając pacjentkę w stanie terminalnym, użyć tylko połowę ampułki a resztę przeznaczyć na kolejną osobę
- mówił dziennikarz.
Według ustaleń śledczych trzeci zespół pogotowia uśmiercał chlorkiem potasu.
Pomysłodawcą był sanitariusz. Na początku za informacje wręczał prezenty
Dziennikarze, którzy nagłośnili ten bulwersujący proceder, odkryli, że pomysłodawcą był Włodzimierz R, który najpierw pracował jako sanitariusz w łódzkim pogotowiu, potem zajął się transportem zwłok, a w końcu założył zakład pogrzebowy. Na początku za informacje o zgonie dawał prezenty, głównie alkohol, potem pojawiły się pieniądze. Początkowo tylko symboliczne, później coraz więcej, a w końcu chęć zysku była tak duża, że medycy zaczęli przyczyniać się do zgonów. Nie tylko opóźniano wyjazdy ratowników, ale także przeprowadzano udawane resuscytacje oraz zaczęto używać tego pavulonu, który podany w dużej ilości powodował zgony pacjentów.Tomasz Patora podkreśla, że nie wszystkie osoby, które brały udział w tym procederze, zostały skazane. Nie wszystkim udało się udowodnić winę.
Moim zdaniem, z prawnego punktu widzenia to cud, że udało się kogokolwiek skazać, ponieważ to była naprawdę doskonale przygotowana zbrodnia pod względem dowodowym. Niektórzy mówili nawet o zbrodni doskonałej, ponieważ zarówno pavulon, jak i chlorek potasu i jeszcze wiele innych medykamentów, nie sposób wykryć po upływie kilkudziesięciu godzin od podania pacjentowi, w tym sensie, że został podany w celu zabójstwa.
Dziennikarz w wywiadzie dla TVN przyznał, że kiedy pracowali nad tą sprawą starali się, aby nikt o tym nie wiedział. Wiedział tylko wiceszef Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi, choć on przez długi czas nie chciał wierzyć, co tam się działo.
Po publikacji lekarze w całej Polsce negowali nasze ustalenia, nawet wtedy, gdy mieli na tacy dowody, że takie zjawisko miało miejsce.
Autorzy artykułu wyliczyli również, ile mogli zarobić na tym procederze, ci którzy się go dopuszczali. Jak mówił Patora, kierowca pogotowia zarabiał wówczas ok. 1500 złotych. Jeżeli jeździł, jak to określano po "skóry", czyli z zespołem, który ma układ z dyspozytorem i ma jest wysyłany do zgonów, to w ciągu jednej nocy zarobić niż przez miesiąc w sposób legalny.
Nad sprawą pracowali w tajemnicy przez kilka miesięcy
Dziennikarze nad sprawą pracowali kilka miesięcy. Na początku dotarły do nich informacje o handlu zwłokami, potem o opóźnianiu wyjazdów, a na końcu o mordowaniu pacjentów.20 stycznia 2007 roku czterech pracownikom łódzkiego pogotowia usłyszeli nieprawomocny wyroki Sądu Okręgowego w Łodzi w tej sprawie. 9 czerwca 2008 w łódzkim Sądzie Apelacyjnym zapadł już wyrok prawomocny. Czterem osobom udowodniono udział w zabójstwie pacjentów przy użyciu leku pankuronum (nazwa handlowa Pavulon). 27 października 2009 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację i ostatecznie utrzymał wyrok. Wyrok usłyszał sanitariusz Andrzej N. (pseudonim „doktor Ebrantil”), skazany na dożywotnie pozbawienie wolności za zabójstwo czterech pacjentów i pomoc sanitariuszowi Karolowi Banasiowi w piątym. Sanitariusz Karol B., skazany na 25 lat pozbawienia wolności za „szczególnie okrutne” zabójstwo pavulonem Ludmiły Ś. i pomoc Andrzejowi Nowocieniowi w dokonanych przez niego zabójstwach. Lekarz Janusz K., skazany na 6 lat pozbawienia wolności i 10-letni zakaz wykonywania zawodu lekarza za umyślne narażenie na śmierć dziesięciu pacjentów. Lekarz Paweł W., skazany na 5 lat pozbawienia wolności i 10-letni zakaz wykonywania zawodu lekarza za umyślne narażenie życia czterech chorych.
W sprawie na ławie oskarżonych zasiadło również kilkudziesięciu pracowników pogotowia i właścicieli firm pogrzebowych. Zdaniem śledczych brali oni udział w procederze handlu informacjami o zgonach pacjentów. Handel odbywał się za wiedzą komisji zakładowej NSZZ "Solidarność", która od 1991 miała być dysponentem uzyskanych w ten sposób środków. Po 11 latach śledztwo zostało umorzone – prokuratura potwierdziła ponad wszelką wątpliwość handel informacjami o zgonach na ogromną skalę, ale uznała, że pracownicy pogotowia „nie robili tego w związku z pełnioną przez siebie funkcją. I dlatego nie można tu mówić o korupcji”.
Cześć ze skazanych osób jest już na wolności. Mowa o lekarzach.
Łowcy skór. Tajemnice zbrodni w łódzkim pogotowiu
Reportaż o "Łowcach skór" jest jeden z najważniejszych reportaży śledczych ostatnich lat. Temat powrócił teraz za sprawą jednego z autorów - Tomasza Patora, który napisał o niej książkę. Dowiadujemy się z niej, że dziennikarze o sprawie dwiedzieli się z anonimu. Autor przedstawia w niej nieznane dotychczas dokumenty i relacje świadków. Szczegółowo analizuje materiały i krok po kroku ujawnia sieć wzajemnych powiązań, by odpowiedzieć na pytanie kluczowe: jak doszło do tego, że śmierć stała się cenniejsza od życia?
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.