reklama
reklama

Oni tak zapamiętają Mateusza Jaworskiego. "To nie jest pora, żeby się żegnać"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź W czwartek 13 października odbyło się ostatnie pożegnanie Mateusza Jaworskiego. Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się mszą świętą w kaplicy na cmentarzu pod wezwaniem św. Anny na Zarzewiu w Łodzi.
reklama

Mateusz Jaworski zmarł w 9 października rano. Miał zaledwie 23 lata. Osoby, które go znały, opowiadają nam, że trudno o nim mówić w czasie przeszłym, że nie tak miało się potoczyć życie, tego ambitnego sportowca.

Mateusz od ponad roku zmagał się z ciężką chorobą. W 2021 roku dowiedział się, że choruje na  nowotwór -  mięsak Ewinga z przerzutami na płuca i wątrobę. Jego przypadek był nieoperacyjny z powodu wielkości i rozległości guza. Wprowadzono chemioterapię, która nie dawała oczekiwanych rezultatów. Rodzina postanowiła spróbować niestandardowego leczenia, m.in. w USA. W tym celu zorganizowano zbiórkę. W pomoc zaangażowali się bliscy przyjaciele, znajomi, a także koledzy z boiska i kibice. Dzięki temu udało się zabrać przeszło144 tysięcy złotych. 

Prawdziwy wojownik. W życiu i na boisku. Taki był Mateusz Jaworski 

Niestety, pomimo zaangażowania tak wielu osób, nie udało się uratować młodego sportowca. Zmarł w niedzielę nad ranem. Osoby, które go znały wciąż nie mogą uwierzyć, że już go nie ma. Michał Zapart, trener bramkarzy ŁKS Łódź, a wcześniej zawodnik z rocznika 99, a więc tego samego co Mateusz, z którym przyjaźnił się od czwartego roku życia, mówi nam, że rozmawiał z nim kilka dni przed śmiercią. 

Był osłabiony chorobą, ale wciąż miał nadzieję, że uda mu się wygrać z chorobą. Walczył do ostatniej chwili z całych sił, tak jak na boisku. Był prawdziwym wojownikiem 

 - opowiada. Trener dodaje, że mimo że Mateusz kochał rywalizację, nigdy nie posuwał się do nieczystych zagrywek. Był człowiekiem, na którego zawsze można było liczyć. Szanował nie tylko przyjaciół, ale również rywali na boisku. 

To był człowiek, który zawsze dla wszystkich chciał dobrze. A nade wszystko uwielbiał sport.

Tomasz Jóźwik, prezes Warty Sieradz, gdzie Mateusz grał w latach 2018-2020, powiedział nam, że czas, który spędził on w klubie, sprawił, że już zawsze działacze, zawodnicy oraz kibice, będą o nim pamiętać. 

To nie jest pora, żeby się żegnać. Nie, w tak młodym wieku. To był po prostu dobry, bezkonfliktowy człowiek. Piłka nożna była całym jego światem. Bardzo poważnie do tego podchodził. Wiadomo, że nie wszyscy sportowcy stronią od używek, jednak u Mateusza nie było o tym mowy. On bardzo ciężko pracował. Kiedy zachorował, spotkałem się z nim w szpitalu w Warszawie. Mówił, że ma bardzo dobrą opiekę, zresztą do końca tak twierdził. Kiedy zorganizowano zbiórkę na jego leczenie każdy z nas tutaj w klubie, a także kibice wzięliśmy w niej udział. Do końca mieliśmy nadzieję, że jego historia skończy się dobrze. Niestety, okazało się, że nie da się zmienić przeznaczenia. 

"Nie mogę uwierzyć, że mówię o nim w czasie przeszłym, że już go nie ma"

Mateusza bardzo dobrze wspomina również dyrektor Szkoły Podstawowej nr 54 im. K. Makuszyńskiego w Łodzi, gdzie chodził do szkoły. Krzysztof Szulc zdradza nam, że był zarówno jego nauczycielem, jak i trenerem. Chłopak, jako wielki entuzjasta sportu, próbowała w życiu kilku dyscyplin. Oprócz piłki grał w unihokeja oraz rugby.

Był liderem, który prowadził swoją drużynę do zwycięstwa. Czasami jak mu coś nie wychodziło, to się bardzo denerwował. Trzeba go było wówczas brać na bok na rozmowę i tłumaczyć, że tak nie wolno, że jego emocje przechodzą na zespół. Był niezwykle ambitny, jak coś robił to na sto procent. Od samego początku wiedział, że jego życie związane będzie ze sportem. Wybrał piłkę nożną, choć jak jako trener rugby, miałem nadzieję, że wybierze tę dyscyplinę. On jednak szukał swoich rozwiązań. Nie mogę uwierzyć, że mówię o nim w czasie przeszłym, że już go nie ma

 - przyznaje Krzysztof Szulc. Dyrektor zdradza, że o śmierci Mateusza dowiedział się, że od jego kolegów, bo choć, już dawno skończyli szkołę podstawową, to wciąż trzymali się razem. Wszyscy kibicowali chłopakowi.  

Kiedy zadzwonili i powiedzieli, że Mateusza już z nami nie ma, poczułem wielki żal. Ciężko mi o tym mówić. Wszystkim nam, nauczycielom, jego kolegom trudno się z tym pogodzić. Bardzo współczuję jego rodzinie. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama