Specjalista ze szpitala Biegańskiego komentuje sytuację anonimowo, gdyż ma zakaz wypowiadania się do mediów. Zgodnie z założeniami rządowego planu, który został ogłoszony z początkiem września, to na barkach lekarzy POZ spoczywa decyzja o konieczności przeprowadzenia testu na obecność koronawirusa.
!reklama!
- Miałem wczoraj w izbie kilkunastu pacjentów z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa, którzy spokojnie mogliby się leczyć w domu - mówi lekarz.
"Jeśli wynik jest pozytywny, lekarz rodzinny informuje pacjenta o wyniku i konieczności udania się do oddziału zakaźnego lub obserwacyjno-zakaźnego. Lekarz POZ przekazuje także informację do szpitala z oddziałem zakaźnym o fakcie skierowania pacjenta z potwierdzonym COVID-19" – brzmi oficjalne stanowisko Ministerstwa Zdrowia. To w szpitalu ma zostać podjęta ostateczna decyzja, dotycząca pozostania w placówce lub odesłania chorego do domu.
- Jedna pacjentka z pozytywnym wynikiem przyjechała do Łodzi aż z Kutna. Aż się boję, jak pokonała te 70 kilometrów. Mam nadzieję, że własnym autem, nie PKS-em - wzdycha lekarz. - Pewne jest, że przyjechała niepotrzebnie.
Zdaniem lekarza podczas porady pierwszego kontaktu pacjenci zbyt szybko wysyłani są do szpitali.
- Ocena, czy stan chorego jest na tyle dobry, aby leczył się w domu, nie przekracza możliwości lekarzy rodzinnych. Jeśli wszyscy z pozytywnym wynikiem pojawią się u nas, będą zapchane izby przyjęć, a pacjentów nie będzie miał kto badać. Przypominam, że zakaźników mamy jak na lekarstwo – zakończył specjalista.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.