reklama
reklama

PKP zostawiło ją bez pomocy. Musiała czekać aż dwa dni, by wyjechać z miasta

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Tomasz Śliwiński

PKP zostawiło ją bez pomocy. Musiała czekać aż dwa dni, by wyjechać z miasta - Zdjęcie główne

Pasażerka przez dwa dni nie mogła odzyskać bagażu, który został zablokowany na dworcu Łódź-Fabryczna | foto Tomasz Śliwiński

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź Pasażerka PKP nie mogła wyjechać z Łodzi przez dwa dni. Jej bagaż został zablokowany w skrytce na dworcu Łódź-Fabryczna. Walizki nie można było wydostać, a serwis odpowiadający za obsługę skrytek bagażowych nie pracował. PKP nie zezwoliło na awaryjne otwarcie skrytki przez ślusarza kobieta musiała więc zmienić plany i pozostać w Łodzi dłużej niż planowała. Co by się stało, gdyby w walizce znajdowały się ważne leki lub dokumenty? Strach pomyśleć.
reklama

Do zdarzenia miało dojść w jeden z październikowych weekendów. Poinformował o nim łodzianin, Pan Michał, który skontaktował się z łódzkim oddziałem Gazety Wyborczej. 

"Znajoma z Warszawy, która odwiedziła mnie w jeden z październikowych weekendów, musiała przedłużyć swój pobyt w Łodzi aż do poniedziałku. Jej bagaż został zablokowany w skrytce na Dworcu Fabrycznym. Szafki nie dało się otworzyć z powodu usterki mechanizmu, a serwisant był w weekend nieosiągalny" – cytuje fragment korespondencji Gazeta Wyborcza.  

Kobieta przyjechała do Łodzi w piątek i tego samego dnia, po spotkaniu z łodzianinem miała ruszyć w dalszą podróż do trójmiasta. Gdy po kilku godzinach udała się na dworzec i próbowała otworzyć szafkę z bagażem, kluczyk zablokował się w zamku. Wyciągnięcie bagażu okazało się niemożliwe.  Podróżna wraz z asystującym jej panem Michałem zadzwonili pod wskazany numer serwisowy. Okazało się jednak, że nikt go nie odbiera. Nie było nawet możliwości nagrania wiadomości, bo skrzynka była pełna.

Kobieta nie mogła też otrzymać pomocy na największym łódzkim dworcu. Punkt informacyjny był już zamknięty (po godz. 18) a ochrona dworca nie posiadała kluczyka awaryjnego.  Zdesperowana podróżna próbowała szukać pomocy w Centrum Zarządzania Kryzysowego oraz na infolinii PKP – bezskutecznie. Postanowiła więc poprosić o pomoc ślusarzy, problem w tym, że nikt z PKP nie udzielił zgody na ich interwencję, a bez niej nie chcieli oni podjąć się pracy.

Walizkę ostatecznie udało się odzyskać w poniedziałek, czyli po dwóch dniach. Kobieta musiała odwołać wszystkie zaplanowane na weekend spotkania i pozostać w Łodzi.  

PKP: to wina serwisu

Dziennikarze GW postanowili poprosić o komentarz przedstawicieli PKP Polskich Linii Kolejowych, które od 2019 pełnią nadzór nad dworcem Łódź Fabryczna. Ci jako winowajcę sytuacji wskazały serwisanta.

– Winnym zaistniałej sytuacji był serwisant urządzenia. Po incydencie współpraca z serwisantem została zakończona – wyjaśnił w rozmowie z GW Rafał Wilgusiak z zespołu prasowego PKP PLK.

Służby prasowe PKP nie odniosły się jednak w żaden sposób do braku procedur awaryjnych, którymi można by się wesprzeć w takich przypadkach.  Przedstawiciele PKP po konsultacji z operatorem skrytek bagażowych zapowiedzieli, po wydarzeniu pomoc serwisu będzie dostępna całodobowo.  

Co o sprawie myślą łodzianie?

Post opisujący wydarzenie na swoim profilu społecznościowym umieścił miejski radny Mateusz Walasek. Postanowiliśmy go poprosić o komentarz w sprawie:  

- To, co kolej robi z tym dworcem (…) umyka wszelkiej logice. Można mnożyć sytuacje, np. brak wynajmu lokali, przeciekający dach. Teraz dochodzą jeszcze niedziałające prawidłowo schowki. Dworzec potrzebuje, by ktoś się nim naprawdę zajął – stwierdził radny Mateusz Walasek.   

Podobnym tonie wypowiada się wiceprzewodniczący Rady Miasta w Łodzi, Bartosz Domaszewicz, którego również poprosiliśmy o komentarz.

- Sytuacja jak w soczewce oddaje sposób zarządzania dworcem Lodź Fabryczna. Od lat PKP nie potrafi skomercjalizować tam lokali użytkowych. Nie jest w stanie zapewnić 24/7 informacji dla pasażerów i jak się okazuje umywa ręce także ws. przechowalni bagażu. To nie tylko kwestia Łodzi. W licznych kurortach dworce świecą pustakami a obok stają kontenery dla gastronomi. Wydaje się, że przypadek PKP to jak historia o dinozaurach. Zbyt duże, żeby upaść. A jednak dinozaury wyginęły - komentuje radny. 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama