Niestety spełniają się najczarniejsze scenariusze – w szpitalu zakaźnym w Łodzi i w szpitalu w Zgierzu nie ma już miejsc dla pacjentów, którzy wymagają interwencji medycznej i hospitalizacji. Niestety lekarze muszą odmawiać przyjęcia pacjentom, którzy zgłaszają się z nasilonymi objawami. Na szczęście nie ma problemu z zaopatrzeniem sprzętowym - najpierw łóżka muszą się zwolnić.
!reklama!
– Nie, sprzętu nie brakuje. Respiratory są, tylko nie ma anestezjologów. Już trzy stoją z tego powodu nie na OIOM-ie, gdzie stać powinny, tylko na oddziale zakaźnym. Tu podajemy także pacjentom tlen. – mówi personel.
To nie łóżka czy sprzęt są jednak największa bolączką sytuacji. Pacjentów przybywa, a rąk do pracy jest tyle samo.
– Respiratorów nie brakuje. Łóżka też mamy. Możemy je dostawić. Ale to nie łóżka leczą pacjentów, tylko lekarze. Ale lekarzy nam brakuje i to właśnie jest potężny problem. Sześciu czy ośmiu nie da rady leczyć więcej niż stu pacjentów. Tylu w tej chwili mamy – mówi otwarcie dr. Miłosz Dobrogowski, dyrektor ds. medycznych w szpitalu w Zgierzu.
Jeśli zapotrzebowanie na łóżka dla pacjentów z koronawirusem będzie rosło w najbliższych dniach, to nie wykluczone, że zgierski szpital znów zacznie przyjmować wyłącznie pacjentów covidowych. Przypomnijmy, że był to szpital jednoimienny, ale jakiś czas temu doszło do jego „odmrożenia”.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.