Na Starym Polesiu, na ulicy 28. Pułku Strzelców Kaniowskich została otwarta druga w Łodzi jadłodzielnia. Choć w pierwszym momencie mogłoby się wydawać, że chodzi o rodzaj restauracji, to tak naprawdę jest to przeszklona chłodnia. Tylko i aż, bowiem spełnia ona nietypową rolę. Do jej środka każdy może włożyć jedzenie, którego nie jest w stanie sam zjeść. Albo którym po prostu chce się podzielić. Nie zawartość jest jednak najważniejsza, ponieważ jadłodzielnia przyjmuje każdy rodzaj żywności. Wystarczy tylko, aby nadawała się do spożycia. Najważniejsze czeka po drugiej stronie jej drzwi – to człowiek, który potrzebuje coś zjeść. Niekoniecznie bezdomny, biedny lub chory. Każdy. Właśnie dla takich jak on została stworzona jadłodzielnia.
Idee jadłodzielni dokładnie wyjaśnia jedna z osób koordynujących cały projekt.
- Ludzie ją mylą z jadłodajnią, a to nie jest jadłodajnia. Najważniejszym przesłaniem jest, aby nie marnowało się jedzenie. Jadłodzielnie wcale nie są miejscami dla ludzi ubogich. Może z nich korzystać każdy, kto ma ochotę coś zjeść. Każdy, kto chce wykorzystać produkty po prostu do zjedzenia. Profesor, bezdomny, biznesmen czy student - wszystko jedno. Ważne, żeby nie marnować - mówi Gazecie Wyborczej Oksana Hałatyn-Burda z Foodsharing Łódź, działająca też w Stowarzyszeniu "W człowieku widzieć brata", które jest partnerem projektu.
Po co w ogóle tworzyć takie miejsca jak jadłodzielnie? Z odpowiedzią na ten problem przychodzą liczby. Zgodnie z wyliczeniami ruchów foodsharingowych, w Polsce rocznie wyrzuca się ok. 9 ton jedzenia. W przeliczeniu na jednego mieszkańca daje to 52 kilogramy w ciągu roku. Jesteśmy na 5. miejscu w Europie pod względem ilości marnowanego jedzenia. Nikogo nie trzeba przekonywać, że to dużo, tym bardziej, że każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu, “dorzucza się” do tych statystyk. Jadłodzielnie to projekty, które mają odwrócić ten trend i nauczyć ludzi, że to, co uważamy za zbędne, wcale nie kwalifikuje się od razu do wyrzucenia.
- Dlatego tak ważne, aby świadomie podchodzić do tematu jedzenia - podkreśla Hałatyn-Burda
Jadłodzielnia na Starym Polesiu to już drugie tego typu miejsce w Łodzi. Pierwsze powstało na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego i działa już od kilku lat. Mieszczące się w szatni Wydziału lodówka i regał są miejscem dzielenia się jedzeniem. Teraz dołącza do nich chłodnia na ulicy 28. Pułku Strzelców Kaniowskich.
Warto także wspomnieć, że podobna inicjatywa działa na Radogoszczu. To lodówka społeczna prowadzona przez Stowarzyszenie “Chleba Naszego”. Tam również można zostawiać jedzenie. Różnica między tymi dwoma projektami polega na adresatach podejmowanych działań. O ile produkty zostawione w jadłodzielnii może wziąć każdy, o tyle lodówka na ulicy 11 listopada ma za zadanie pomagać najuboższym. Oba miejsca łączy jednak idea pomagania i racjonalnego gospodarowania żywnością. W końcu zawsze jest dobra pora, aby podzielić się z kimś kawałkiem chleba z ulubionej piekarni. Lub własnoręcznie zrobionym, domowym makaronem.
Źródło: Łódź Wyborcza
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.