Piotr Rogucki – od elektryka po artystę
Trochę przewrotny tytuł, ale wziął się stąd, że szkoła średnia, którą skończył lider Comy to technikum elektroniczne. To właśnie w tej szkole poznał gitarzystę Dominika Witczaka, u którego w piwnicy na osiedlu Retkinia zespół zaczął grać pierwsze próby. Jeśli pamięć nie zawodzi muzyków, było to w okolicy 12 listopada 1998 roku. Na próbie powstały dwa utwory „Pasażer” i „Pokój bez widoków”. Czy to właśnie z czasów technikum pochodzi tajemnicza „…ruda z czwartej b”, która wspomniana jest w tekście 0Rh+?Jednak od początku Roguckiego bardziej pociągała scena niż montaż i naprawa instalacji elektrycznych. Przede wszystkim myślał o aktorstwie. Pierwsze nieśmiałe próby podjął w 8. klasie podstawówki, kiedy zgłosił się do Teatru Amatorskiego Studia Teatralnego „Słup”. Główny trzon grupy stanowili jednak licealiści, co mocno zniechęciło początkującego artystę.
Po jakimś czasie trafił do Łódzkiego Domu Kultury do Teatru Pod Lupą, gdzie brał udział w konkursach recytatorskich i sprawdzał swoje możliwości. A potem nastał trudny czas i lekkie załamanie. Cztery razy nie udało mu się zdać do łódzkiej filmówki, aż w końcu dostał się do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Piotr Rogucki studentem był dosyć długo, bo aż osiem lat. Zanim dostał się do PWST, studiował Teatrologię w Łodzi.
W jednym z wywiadów wspomina, że sytuacja, w której się znalazł po technikum i nieudane próby dostania się na wymarzoną filmówkę spowodowały u niego myśli, że już do końca swojego życia pozostanie stróżem nocnym w Muzeum Miasta Łodzi. Przyszłość, jak się okazało, miała wobec niego całkiem inne plany. A piękny budynek muzeum możecie podziwiać na głównym zdjęciu tego wpisu.
Miejsca w Łodzi związane z Comą
Wróćmy jednak do początków Comy. Po kilku miesiącach grania do ścian, chłopaki dostają swoje 5 minut w nieistniejącym już klubie Vampir przy ul. Żeromskiego 52. Grają 3 kawałki w przerwach koncertu „Second Hand”. Zespołu, w którym udzielał się Marcin „Kobez” Kobza, być może jeszcze nie wiedząc, że w przyszłości zostanie gitarzystą Comy.Następne granie to już całkiem poważny występ. Pół godziny na Juwenaliach Politechniki Łódzkiej. A potem „trasa”. Raz lub dwa razy w miesiącu granie w klubie Iron Horse za kufel piwa. Niestety sobotnie przedpołudnie nie było sprzyjające, jeśli chodzi o wejścia do różnych lokalizacji i tutaj ponownie musiałem zadowolić się spojrzeniem przez szybkę. Szkoda. To właśnie w tym miejscu gwiazda Comy zaczęła błyszczeć. Oprócz rodziny i znajomych na koncertach zaczęli pojawiać się nowi ludzie. Fani z krwi i kości.
Chłopaki zaczęli nosić demówki do Radia Łódź, gdzie jedna z nich wpadła w ręce szefa muzycznego Adama Kołacińskiego. To właśnie dzięki niemu zespół zaistniał na radiowej liście przebojów (najpierw kapel niezależnych, a potem na tej mainstreamowej), gdzie przez długi czas rywalizowała z inną łódzką formacją Normalsi, w którym z kolei udzielał się Adam Marszałkowski, późniejszy perkusista zespołu.
Redaktor Kołaciński szukał także wytwórni fonograficznych, które chciałyby wydać debiut Comy. Udało mu się i w ten sposób, w Studiu im. Henryka Debicha zespół nagrał „Pierwsze Wyjście z Mroku”
W międzyczasie zespół oczywiście rozstał się z piwnicą i znalazł nową salę prób (zmieniał potem kilkukrotnie). Było to pomieszczenie w jednym z budynków nieczynnych zakładów „WIFAMA”. Były to ogromne zakłady, które oprócz elementów maszyn do przemysłu włókienniczego, w przeszłości zajmowały się produkcją elementów uzbrojenia. Niestety nie potrafiłem znaleźć dokładnej lokalizacji, więc uznajmy, że było to gdzieś w okolicach miejsca, które przedstawiają zdjęcia.
Łódź w tekstach Piotra Roguckiego
Wierzcie lub nie, ale kiedy obudziłem się w hotelu i zobaczyłem deszcz za oknem, pomyślałem, że mam farta. Czy to nie właśnie „Deszczowa Piosenka” była punktem wyjścia do napisania tego tekstu? Na szczęście, deszcz ustał i mogłem wyruszyć w miasto i zebrać materiały do wpisu.Na początek ulica Limanowskiego gdzie podobno „można dostać w dziób”. Z tej samej piosenki poszedłem sprawdzić, co „zalanymi gębami na Fabrycznym”, ale to miejsce zmieniło się bardzo. Nowoczesny budynek, ochrona, nic z odrapanym wrakiem nie ma już wspólnego. O tym miejscu wspomina również tekst piosenki „Zaduszki” – Szedłem w ulicach, Łódź pofabryczna, Ta stacja, ten dworzec zburzony I nic, nadal cisza…”
Pamiętacie „Miałaś spódnicę dżinsową, nową, zakupioną na rynku Górniak, podciągniętą wysoko na brzuch…” z piosenki „Jest to we mnie”? W tej samej piosence Piotr Rogucki śpiewa o dzwonach Kościoła pw. Matki Bożej Jasnogórskiej – „W twoją się właśnie pierś zapadły Dzwony Jasnogórskiej. Ogromnej stali dźwięk, Skondensowany metaliczny chrzęst…”
Następnie udałem się na osiedle Stoki. Zupełnie inne niż to, co oglądałem w centrum. Zielone, zalesione, spokojne i leniwe. Trochę dzikie. Artysta śpiewa o nich w piosence „Łąka 3” – „Lecz widzę, To Stoki To obok żwirowni, Taka dzielnica rolna, Tam dalej ulica Pomorska…”
Na koniec udałem się do Parku 3 Maja. To tutaj jako dziecko Piotr Rogucki przychodził z rodzicami, żeby rozłożyć się na kocu i spędzić czas na zabawie. Podobno od czasu do czasu można go spotkać tutaj jak biega, a już na pewno w tej pięknej scenerii nakręcił teledysk do piosenki „Drzewo” ze swojej solowej płyty.
Łódź od razu skojarzyła mi się z Bytomiem. Odrapane wraki, ale pięknych miast, gdzie czasem trzeba wytężyć wzrok, żeby to piękno dostrzec. Dokąd zatem płynie niekochana Łódź? Wydaje mi się, że w coraz lepszym kierunku.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.