Przez niemal dekadę od czasu swojego debiutu zespół w składzie: Dawid Wajszczyk (gitara, wokal), Piotr Kłos (gitara, klawisze), Kamil Biadała (bas), Szymon Płaska (bębny) oraz Franciszek Stępień (gitara) jeździł po całej Polsce, zbierając doświadczenie sceniczne. Zagrali między innymi na takich scenach jak Jarocin Festiwal, Pol’and’Rock czy Slot Art Festival. W międzyczasie powstawały liczne kompozycje, które ostatecznie złożyły się na intensywny, dwupłytowy album Black Radio. Artyści bez wahania nazywają go swoim nowym, pełnoletnim debiutem. W ostatnim czasie w rodzinnym mieście, czyli w Łodzi zagrali m.in. na 600. urodzinach miasta, a także na Great September.
Karolina Filarczyk: Działacie od 2008 roku w naszym mieście. Czy to oznacza, że Łódź to dobre miasto do „robienia” muzyki?
Dawid Wajszczyk (Black Radio): Każde miejsce jest dobre do pracy twórczej, jeśli masz w sobie spokój i potrafisz skupić się na tym, co tu i teraz. Agnieszka Osiecka umiała się zmobilizować do pisania w każdych warunkach i to jest dobry przykład do naśladowania dla nas, bo dużo jeździmy i koncertujemy. Ale fakt, Łódź ma swój niepowtarzalny klimat, charakterystyczne kolory, swoją wodę i powietrze. Mieszkamy w Łodzi od urodzenia, mamy tu ukochane miejsca, przyjaciół, swoje historie i wspomnienia. Na tych ulicach stawialiśmy swoje pierwsze kroki, w łódzkich klubach graliśmy pierwsze koncerty, mógłbym wymieniać długo. Biorąc to pod uwagę, jakaś cząstka Łodzi jest w nas, więc jest też w naszej muzyce, ale nigdy nie dopisywaliśmy do tych koneksji żadnej legendy. Często powtarzam, że mam zaufanie do słuchaczy, zarówno jeśli chodzi o interpretację moich tekstów, jak i wybór pomiędzy słuchaniem wybiórczym (pojedyncze single) a odbiorem całego albumu, chcemy, żeby każdy odbiorca miał szansę umiejscowienia naszych piosenek we własnym kontekście.
KF: Przybliżcie naszym czytelnikom, jak powstawało Black Radio.
DW: Zespół założyłem z Kamilem, kiedy byliśmy 13-latkami. Chodziliśmy wtedy do szkoły muzycznej i tam uczono nas grania muzyki poważnej, my jednak bardzo wcześnie zapragnęliśmy rockowej sceny, będąc wówczas pod wpływem zespołów Arctic Monkeys, Blur czy The Hives. Pierwsze próby miały miejsce w sklepie muzycznym przy Piotrkowskiej 111 pod pretekstem „testowania” sprzętu, a kilka miesięcy później (kiedy udało nam się kupić własne gitary) byliśmy już na scenie finału WOŚP przy pasażu Schillera, grając autorskie piosenki dla naszej pierwszej w życiu publiczności. Po tamtym występie byliśmy już pewni, że chcemy dedykować swoje życie scenie i pragniemy się dzielić pasją do muzyki z innymi. Tak jest do dziś.
KF: Ten rok jest dla Was bardzo pracowity. Nowa płyta, ogrom koncertów i festiwali. Czujecie, że to jest wasz czas?
DW: Określenie „nasz czas” to dla mnie wymysł karierowego coachingu, którego wszędzie teraz pełno. Takie myślenie pochodzi z innego świata niż nasz zespołowy i stoją za nim inne powody niż za istnieniem Black Radio. Nasze skupienie kierujemy na to, by dać Wam jak najlepszą muzykę, a nie co zrobić, żeby był „nasz czas”. Ludzie to zresztą świetnie czują podczas koncertów i ta relacja, która wówczas powstaje, te momenty powinno się określać jako nasz czas, wspólny z publiką, prawdziwy. Poza tym, wiesz, „wasz czas” może oznaczać czyjeś „5 minut”, a jednak zawód artysty to maraton, a nie sprint, nasi idole, tacy jak Paul McCartney czy David Bowie, nigdy nie przestali się rozwijać, choć ktoś inny na ich miejscu mógłby już 15 razy przejść w tryb odcinania kuponów. Kiedy był w takim razie „ich czas” [śmiech]?
KF: Jak wspomniałam już wcześniej, całkiem niedawno światło dzienne ujrzała wasza nowa płyta. Nie jest to wasze pierwsze wydawnictwo, ale to konkretne dało wam więcej rozgłosu. To jest ten „klik”, splot konstelacji, czy dobra wytwórnia, która wzięła zespół pod swoje skrzydła?
DW: Zgadza się, „Black Radio” to nasza druga płyta, ale pierwsza profesjonalna. Nowy album, który ukazał się 22 września tego roku, to pierwsze wydawnictwo, które stworzyliśmy jako „dorosły” zespół. Wśród czynników, które wymieniasz, dodałbym ten podstawowy, artystyczny - „Black Radio” to po prostu najlepsze co zrobiliśmy. Album jest wynikiem rozwoju zespołu na różnych płaszczyznach: kompozycyjnej, brzmieniowej, wykonawczej i też (może zwłaszcza) energetycznej. Wytwórnia 33 Records, producent Michał Wasyl (Studio Okolitza), Daniel Borowski - mój nauczyciel śpiewu, oni wszyscy dołożyli swoje serca i wielką pracę. Tak samo nasz team produkcyjny, z którym pracujemy przy teledyskach - reżyser Piotr Osak, Weronika Skowrońska i Julia Hebel (charakteryzatorki), Karolina Winkler (kierownik planów) oraz wszyscy, którzy występowali w naszych teledyskach, oni stworzyli razem z nami rodzinę, robimy razem wspaniałe rzeczy. Cykl wydawniczy trwał od listopada 2022, kiedy ukazał się pierwszy z siedmiu singli - „Warcaby”. To było 11 miesięcy maratonu - projektowania, montaży, spotkań kreatywnych, organizacji, pracy fizycznej itd. O pracy nad teledyskami z naszą ekipą moglibyśmy zrobić osobny wywiad [śmiech]. Każdy, kogo wymieniłem, wszedł w ten projekt na 110% dlatego, że wierzy w to, co robimy. To niesłychana motywacja i szczęście mieć takich przyjaciół, kiedy o tym myślę, wierz mi, wzrusza mnie to.
KF: Wasze numery to rock w czystej postaci. Co kryje się w riffach i bębnach, że aż tak skradły wasze serca?
DW: Na pewno bogata paleta barw i brzmień, dynamika, którą możemy wyrazić tak naprawdę wszystko. Na nasz nowy album trafiło 16 kompozycji, wśród których są energetyczne single, ale też utwory spokojne i dające oddech. Instrumentarium dobraliśmy tak, aby móc z szeptu przejść w wybuch, a kiedy chcieliśmy usiąść w kółku w Okolitza Studio i nagrać utwór folkowy to też nikt nie powiedział „nie”, ponieważ mamy na pokładzie Kamila - kontrabasistę, a ja potrafię taką piosenkę napisać. Poza tym podoba nam się, że to dzieje się naprawdę, żywe instrumenty i wzmacniacze, wokale bez AutoTune, wszystko, co słychać gramy w tym momencie, nie ma reprodukcji. Granie z podkładem czy używanie sampli nie jest dla nas ekscytujące, ale oczywiście są tacy artyści, którzy robią to świetnie, słuchamy różnych numerów w koncertowym busie.
KF: Dawid, ty stanowisz trzon wokalny kapeli. Twojego głosu pozazdrościłby niejeden rockman. Zdradź wszystkim przyszłym wokalistom i wokalistkom tego gatunku, co należy robić, by narzędzie, którym pracujesz, było zawsze w nienagannej kondycji.
DW: Dziękuję, to bardzo miłe. Ćwiczyć! Każdy dzień powinien być o tym. Bez względu na twój gatunek muzyczny, przede wszystkim należysz do gatunku ludzkiego, czyli będąc rockmanem, masz taką samą budowę instrumentu jak śpiewak operowy czy jazzowy. I każdy z nich musi ćwiczyć. Adele musi, Jonas Kaufmann musi i ja też [śmiech]. Jak już wspominałem, jestem pod opieką wokalną Daniela Borowskiego, wybitnego polskiego basa operowego o światowej renomie. Daniel jest jednym z nielicznych Polaków, którzy swoją pracą i talentem dotarli do miejsc, takich jak La Scala, Covent Garden czy New York City Opera, śpiewa główne role na największych scenach. Światowy głos, wybitny artysta i do tego (co rzadkie) skuteczny pedagog. To dobra okazja, by o nim opowiedzieć, gdyż on sam wiele o sobie nie mówi, jest bardzo skromny mimo wielkiego dorobku. Z rozwagą wybiera też uczniów [śmiech]. Daniel Borowski to mój mistrz wokalny i przyjaciel, nie da się opowiedzieć, ile mu zawdzięczam.
KF: Gdybyście mieli w kilku żołnierskich słowach scharakteryzować wasz najnowszy album i słuchacza, który odnajdzie się w niej najlepiej, to co byście nam powiedzieli?
DW: Album jest różnorodny i, choć wiadomo, z czym kojarzą się gitary, ta płyta może zaskoczyć słuchacza. Dajmy ludziom wolność i zostawmy drzwi otwarte. W swoich tekstach często namawiam do unikania gotowych odpowiedzi, dlatego tym bardziej nie chcę kategoryzować. Po koncertach plenerowych ludzie przychodzą do nas i mówią, że na ogół takiej muzy nie lubią, ale naszą tak, więc ja już się nauczyłem, że nie zaprojektujesz sobie słuchacza jak w „The Sims” [śmiech]. Dave Grohl ma rację, mówiąc, że kiedy 20 tysięcy ludzi śpiewa jedną piosenkę, to każdy z nich robi to z innego powodu. Posłuchajcie nowej płyty Black Radio, mam nadzieję, że znajdziecie w niej swoje powody.
KF: Za wami występy na 600 lat Łodzi i Great September. Nasza publika jest inna niż wszystkie? Jest szansa, by posłuchać was „u siebie” na koncercie bardziej intymnym – skierowanym wyłącznie do waszych fanów?
DW: Dla nas każda publika jest inna, powtórne spotkanie z tymi samymi słuchaczami też jest nowym przeżyciem. W muzyce ważne jest, by być tu i teraz, a nie istnieją dwie identyczne chwile, no i całe szczęście. Zwracamy dużą uwagę na publiczność podczas koncertów, często w trakcie występu zmieniamy kolejność utworów, a nawet ich formę czy dynamikę, podporządkowując te elementy bieżącej energii danego wieczoru, na którą wszyscy się składamy. Wszyscy, czyli zespół i publiczność. Zespół Black Radio podchodzi do tego tak, że płyta jest płytą, a koncert to przede wszystkim spotkanie, czyli dialog i wymiana emocji. Na takie spotkanie zapraszamy Łódzką publiczność już 28 października w klubie Przechowalnia, gdzie wystąpimy w ramach trasy ALTER LEGO.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.