Do zdarzenia doszło 6 października po godzinie 11:00. Mężczyzna, który wszedł do biura to około 40-letni wysoki, dobrze zbudowany brunet z zarostem. Tak opisywała go Martyna Stasiak, dyrektorka biura senatora, która sama musiała się z nim zmierzyć. - Byłam sama w biurze, mężczyzna wyzwał szefa od zdrajców, potem padały inne epitety - opisywała po zdarzeniu. Zrobił się jeszcze bardziej niebezpiecznie, kiedy ten wyciągnął nóż. Na szczęście, kobiet nie straciła zimnej krwi.
Do biura senatora wtargnął mężczyzna z nożem. " Taka sytuacja może się wymknąć spoza kontroli"
Po ataku Krzysztof Kwiatkowski przyznał, że emocje w polityce przekroczyły kolejne granice. - Po grożeniu nożem mojej dyrektorce biura jedziemy dokonać zgłoszenia przestępstwa na policję. Trzeba ująć sprawcę, zanim stanie się nieszczęście - przyznał. - Nie będzie akceptacji takich zachowań. Mam nadzieję, że policja zrobi wszystko, aby ująć sprawcę, ponieważ taka sytuacja może się wymknąć spoza kontroli - dodał.Martyna Stasiak opisywała, że mężczyzna po wejściu do biura zaczął wyzywać senatora od zdrajców Polski. Padały też inne epitety. - Później wyciągnął scyzoryk z nożem i zaczął nim wymachiwać. Podbiegłam do biurka, wzięłam telefon i powiedziałam, że dzwonię na policję. Wtedy mężczyzna uciekł - opisywała.
Senator ma nadzieję, że uda się szybko namierzyć mężczyznę. Przyznaje, że budynek, w którym mieści się jego biuro, nie ma monitoringu, ale kamery są na sąsiadującym z nim teatrze.
Krzysztof Kwiatkowski zdradził, że to nie pierwszy raz, kiedy ktoś mu grozi. Wcześniej do niebezpiecznej sytuacji doszło, kiedy był ministrem sprawiedliwości w 2011 roku. - Walczyliśmy wtedy z mafią dopalaczową - przyznał. - Pod mój dom w Łodzi podjechało czterech panów i zaczęli machać do mojej rodziny - przyznał i dodał, że byli to krótko obcięci panowie w BMW.
Na miejscu szybko pojawiła się policja, która wylegitymowała mężczyzn. - Myślałem, że ta sytuacja się już nie zdarzy, ale jak widzę, ta kampania wyzwala bardzo złe emocje - stwierdził.
Tym razem sprawą również zajmuje się policja. Asp. Kamila Sowińska, z KMP w Łodzi przyznaje, że funkcjonariusze podjęli czynności, które mają pozwolić ustalić, a potem zatrzymać mężczyznę, który wtargnął do biura senatora.
Tragiczny atak na biuro. Krzyczał, że nienawidzi PiS
To nie pierwszy atak na siedzibę polityków w Łodzi. Kilkanaście lat temu doszło do tragicznego w skutkach ataku na biuro PiS. Zginał wówczas Marek Rosiak, działacza partii i asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego. Ponadto raniony nożem został Paweł Kowalski, asystenta posła Jarosława Jagiełły. Ta zbrodnia wstrząsnęła nie tylko naszym miastem, ale również całą Polską.Marek Rosiak został zastrzelony dokładnie w 19 października 2010 r. przez Ryszarda Cybę, który odsiaduje karę dożywotniego więzienia. Skazany oddał w stronę Rosiaka osiem strzałów, z czego cztery celne, zabijając go na miejscu. Następnie rzucił się na Pawła Kowalskiego, którego poraził paralizatorem, a potem próbował poderżnąć mu gardło. Tylko dzięki natychmiastowej pomocy udało się uratować mu życie.
Gdy policjanci wyprowadzali zakutego w kajdanki Cybę z siedziby PiS, napastnik krzyczał jeszcze: „Chciałem zabić Kaczyńskiego, ale za małą broń miałem. Nienawidzę PiS”.
Czytaj również: Wypadek na A1. Jeden z pasażerów BMW to łódzki prawnik. To on próbował ratować rodzinę, która zginęła?
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.