A miało być tak pięknie
21 stycznia 2021 roku – to właśnie wtedy Zbigniew Boniek ogłosił, że następcą Jerzego Brzęczka zostanie Portugalczyk, Paulo Sousa. Były trener takich klubów jak: Leicester City, Fiorentina czy Girondins de Bordeaux miał sprawić, że toporny styl gry naszej kadry, gdy prowadził ją Jerzy Brzęczek, zmieni się w dużo przyjemniejszy dla oka, bardziej ofensywny. Mieliśmy dobrze zaprezentować się na Euro 2020, na co miało nie być szans z trenerem Brzęczkiem.
Modlę się z wami, aby nigdy się nie poddawać, nigdy nie tracić nadziei, nigdy nie wątpić i aby nigdy nie tracić nadziei. Nie bójcie się – tak z polskimi kibicami przywitał się Paulo Sousa, czym oczywiście od razu zaskarbił sobie sympatię sporej części Polaków.
Już od samego początku widać było, że Portugalczyk chce, żeby reprezentacja Polski grała inaczej. Biało-czerwoni starali się grać więcej piłką, nie panikować w defensywie, ale mimo wszystko po pierwszym zgrupowaniu widać było, że przed Sousą mnóstwo pracy. Zanim przyszedł czas na Mistrzostwa Europy, zagraliśmy trzy spotkania w eliminacjach do mistrzostw świata. Remis z Węgrami, wygrana z Andorą i porażka z Anglikami na Wembley.
Po tych trzech meczach myślami byliśmy już przy letnim turnieju, na którym celem było wyjście z grupy. Na ziemię zostaliśmy sprowadzeni już w pierwszym starciu, gdzie polegliśmy ze słabą reprezentacją Słowacji. Nadzieję ponownie rozpalił remis z Hiszpanią, ale płomień ten szybko zgasili Szwedzi. Euro zakończyliśmy z zaledwie jednym zdobytym punktem w grupie.
W dalszej fazie eliminacji do mundialu też szału nie było. Nie ma co się czarować. Drugie miejsce za Anglią i udział w barażach nie można uznawać za wielki sukces. Dwa zwycięstwa z Andorą, dwa zwycięstwa z Albanią i dwa zwycięstwa z San Marino. Dlaczego mówimy o starciach z takimi rywalami? To są właśnie jedyne mecze, w których Polska z Paulo Sousą na pokładzie zdołała wygrać.
Portugalczyk czasami zaskakiwał swoimi decyzjami, jak chociażby zrezygnowanie z usług Sebastiana Szymańskiego, który w lidze rosyjskiej radzi sobie znakomicie. Zamiast niego na euro udał się Przemysław Płacheta, który w tamtym okresie był całkowicie marginalną postacią w grającym w tamtym czasie na drugim poziomie rozgrywkowym w Anglii, Norwich City. Kwintesencją „dokonań” Sousy w polskiej drużynie był ostatni mecz eliminacji z Węgrami. Zwycięstwo dawało nam rozstawienie i teoretycznie dużo łatwiejszą drogę w barażach, ale nasz selekcjoner postanowił wtedy wystawić mocno okrojony zespół, który się nie popisał. Polska przegrała wówczas z też mocno osłabionymi Węgrami 1:2 i bardzo oddaliła się od udziału w katarskiej imprezie.
Paulo Sousa skuszony przez brazylijskiego giganta
Mimo to trener Sousa miał pełne poparcie nowego prezesa PZPN-u, Cezarego Kuleszy. W tamtym momencie ciężko, żeby było inaczej. Zmiana trenera przed marcowymi barażami byłaby zupełnie bez sensu (Pozdrowienia dla Zbigniewa Bońka).
Sousa miał poparcie PZPN-u, ale PZPN nie miał poparcia Sousy. 51-latek za plecami swojego jeszcze obecnego pracodawcy romasnował z Flamengo, brazylijskim gigantem, jednym z największych klubów w Ameryce Południowej. Po udanych negocjacjach, Portugalczyk poprosił o obustronne rozwiązanie kontraktu w polskiej reprezentacji. Na to nie zgodził się Cezary Kulesza. PZPN będzie domagał się odszkodowania.
Fakty są takie, że jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu, w którym byliśmy rok temu. 24 marca czeka nas barażowe starcie z Rosją na Łużnikach, a nowy szkoleniowiec będzie miał do dyspozycji zaledwie kilka dni pracy z kadrą przed arcyważnym meczem.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.