To nie są łatwe dni dla kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego. Trzy porażki w czterech spotkaniach po wznowieniu rozgrywek, bilans bramek to 1 bramka strzelona i aż 9 straconych.
!reklama!
Dzisiejsze spotkanie miało wlać jeszcze resztki nadziei w sercach najbardziej optymistycznych kibiców, którzy wierzyli jeszcze w utrzymanie zespołu i być może wierzą dalej, ale po tym spotkaniu ciężko będzie znaleźć kibica ŁKS-u, który realnie bierze pod uwagę pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Zaczęło się bardzo szybko. Już po 180 sekundach gry, brat Lazara Markovicia, byłego piłkarza m.in. Liverpoolu, czy Benfici Lizobona, Filip Marković, wpakował piłkę do siatki Arkadiusza Malarza. Wynik 0:0 utrzymywał się zaledwie przez 3 minuty.
Kolejne minut nie napawały optymizmem sympatyków łódzkiej drużyny. Śląsk dominował w pierwszej połowie, co przełożyło się na bardzo wysoki wynik do przerwy. W 17 minucie prowadzenie podwyższył chorwacki obrońca, Dino Štiglec, który wykończył koronkową akcję wrocławian. 6 minut później było już tak naprawdę po wszystkim. Były zawodnik ŁKS-u Przemysław Płacheta został obsłużony jednym podaniem, które przeszło przez całą defensywę łodzian i posłał piłkę w krótki róg bramki Malarza. Ciężko mieć jednak pretensje do golkipera biało-czerwono-białych, bowiem Płacheta uderzył bardzo mocno, tuż pod poprzeczkę.
W drugiej połowie podopieczni Wojciecha Stawowego grali już o wiele lepiej. Samuel Corral, który zmienił w przerwie Jana Grzesika, zrobił bardzo dobre wrażenie. To on w 49 minucie podał do Pirulo, który był bliski zmniejszenia rozmiarów porażki. Jego uderzenie niemal z linii bramkowej wybił obrońca Śląska Wrocław.
Łódzki Klub Sportowy w podczas drugiej odsłony gry, momentami dominował gospodarzy i tak naprawdę, gdyby Rycerze Wiosny mieli lepiej uregulowane celowniki, mogli się tutaj pokusić o złapanie kontaktu z wrocławianami, a może nawet i doprowadzenie do remisu. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Świetnym uderzeniem popisał się Klimczak, ale jego uderzenie w fantastycznym stylu obronił Putnocky. Chwilę później w dogodnej sytuacji znalazł się zmiennik Łukasza Sekulskiego, Jakub Wróbel, który posłał piłkę tuż obok słupka bramki Śląska Wrocław.
Dalej znany już łódzkim kibicom scenariusz sprawdził się po raz kolejny. ŁKS grał, przeważał, stwarzał nawet sytuacje podbramkowe, a Śląsk? Śląsk przeczekał, wyprowadził jeden, konkretny atak i dobił rywala czwartym golem.
Po tym ciosie powietrze zeszło z podopiecznych Wojciecha Stawowego, którzy nie wierzyli już w korzystny rezultat.
ŁKS przegrał kolejne spotkanie i jedną nogą jest już w 1 lidze. Tym razem za silny okazał się zespół z Dolnego Śląska.
Śląsk Wrocław: Putnocky – Musonda, Puerto, Tamás, Štiglec – Łabojko, Mączyński, Marković (Samiec-Talar), Pich (Chrapek), Płacheta - Expósito (Bergier)
ŁKS Łódź: Malarz – Grzesik (Corral), Dąbrowski, Sobociński, Klimczak – Pirulo, Wolski, Piątek, Trąbka, Ratajczyk (Sajdak), Sekulski (Wróbel)
Śląsk Wrocław – ŁKS Łódź 4:0 (3:0)
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.