ŁKS dobrze wszedł w mecz i w pierwszym kwadransie to drużyna z al. Unii była blisko prowadzenie, które z resztą zdobyła, ale wtedy sędziowie popełnili duży błąd dopatrując się spalonego Antonio Domíngueza, którego nie było:
- Nie udało nam się zrealizować celu jakim było zwycięstwo. Tym jesteśmy zawiedzeni, bo okazje i szanse były żeby to zwycięstwo osiągnąć w tym meczu. Piłka w bramce Termaliki znalazła się dwukrotnie, ale niestety niezależnie od tego czy te spalone były – to tych bramek nam nie uznano. Tego bardzo żałujemy i myślimy już o kolejnym meczu - powiedział Marcin Pogorzała.
!reklama!
W meczu z Termalicą to właśnie asystent Wojciecha Stawowego pełnił obowiązki pierwszego trenera, po tym jak w spotkaniu z Miedzią trener Stawowy został ukarany czerwoną kartką:
- Pełniłem obowiązki pierwszego trenera i na pewno to było fajne wydarzenie. Generalnie przygotowania do meczu i prowadzenie zespołu w trakcie meczu było wypracowane w tygodniu. Wszystko co funkcjonuje dobrze to jest zasługą trenera Stawowego i on wszystkim zarządza. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Ja ze swojej strony starałem się maksymalnie zespół motywować, pomagać i wspierać zza linii bocznej - mówił Marcin Pogorzała.
Spotkanie pomiędzy liderem i wiceliderem obfitowało w kontrowersje, w których główne rolę odgrywali niestety sędziowie. Najpierw nie uznano prawidłowej bramki Antonio Domíngueza. W drugiej połowie ponownie dał o sobie znać hiszpański pomocnik, którego strzał odbił się od ręki zawodnika z Niecieczy. Gwizdek sędziego jednak milczał. Po drugiej stronie doszło do bardzo podobnej sytuacji w końcówce spotkania. Wtedy piłka trafiła w rękę Przemysława Sajdaka, a arbiter… przyznał rzut karny gospodarzom:
- Nie chcę się odnosić co do pracy sędziów. Od wczoraj słyszałem, że to nie ma sensu. Może z racji wieku i braku doświadczenia chciałbym powiedzieć coś więcej, ale mogłoby to się później odbijać. Spytałem się sędziego w kontekście tego karnego, który w mojej ocenie był – sędzia miał inne zdanie. Czasu nie cofniemy, ale to są kluczowe decyzje w meczu i jedna taka decyzja o spalonym w pierwszej połowie i uznaniu czy nieuznaniu bramki, mają później wpływ na resztę meczu. Każdy mecz to jakaś historia i mogła się w tym momencie inaczej potoczyć. Musimy patrzeć teraz na mecz z Tychami - powiedział wyraźnie zmieszany asystent Wojciecha Stawowego.
Wynik w drugiej połowie mięli ratować Kelechukwu i Piotr Gryszkiewicz, którzy pojawili się na placu gry odpowiednio w 77 i 72 minucie spotkania. Dla niektórych zwłaszcza wprowadzenie na murawę Nigeryjczyka nastąpiło zbyt późno:
- Nie żałuję, że pojawili się zbyt późno. To były zmiany, które miały coś wnieść w ofensywie i tak w mojej ocenie było. A czy to było za późno? W taki sposób bym tego nie rozpatrywał. Cieszę się, że chłopaki weszli i coś wnieśli pozytywnego. Zawodnicy, którzy opuścili boisko też coś wnieśli do gry. Z każdego z nich jestem umiarkowanie, ale raczej zadowolony - zakończył Marcin Pogorzała.
Łodzianie mają za sobą fatalną serię. W ostatnich pięciu spotkaniach ełkaesiacy zdobyli zaledwie jeden punkt. Następny mecz również nie będzie łatwy. Rycerze Wiosny będą podejmować GKS Tychy. W piątkowym meczu z podopiecznymi Artura Derbina na pewno nie zobaczymy Maksymiliana Rozwandowicza i Drago Srnicia, którzy z powodu nadmiaru żółtych kartek zostali zawieszeni.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.