Łodzianie sezon zaczęli w świetnym stylu. Gracze prowadzeni przez trenera Stawowego wygrywali mecz za meczem i długo nie znalazł się żaden śmiałek, który pokusiłby się o urwanie punktów Rycerzom Wiosny. Po sześciu kolejnych zwycięstwach dopiero Arce Gdynia udało się bezbramkowo zremisować ze świetnie dysponowanymi ełkaesiakami, którzy pod każdym względem byli najlepszą drużyną w całej stawce, chociaż przed sezonem nie mówiło się o klubie z al. Unii, jako kandydacie do bezpośredniego awansu:
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przed sezonem byli wymieniani przez ekspertów w gronie kandydatów do awansu - mówił prezes ŁKS-u, Tomasz Salski.
!reklama!
Po meczu w Gdyni łodzianie znów wrócili do seryjnego wygrywania. Po zameldowaniu się w 1/8 finału Pucharu Polski kosztem Unii Janikowo, Łódzki Klub Sportowy zanotował trzy kolejne zwycięstwa na zapleczu PKO BP Ekstraklasy, w których łodzianie zdobyli 9 bramek sami nie tracąc żadnej.
Pojedynek z Arką Gdynia był jednak pierwszym sygnałem, który ostrzegał przed kryzysem, który w końcu nadszedł. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że gorszy okres w końcu nadejdzie, ale raczej niewielu spodziewało się takiego tąpnięcia przy al. Unii. Po efektownym wyjazdowym zwycięstwie 3:0 nad GKS-em Jastrzębie, Rycerzom Wiosny przyszło mierzyć się z bezpośrednimi rywalami do awansu. Wspomniane starcie w Gdyni było pierwszym prawdziwym testem do podopiecznych Wojciecha Stawowego, ale kibice raczej nie mieli prawa narzekać na bezbramkowy remis. Była to w końcu trudna przeprawa na niewygodnym terenie, w którym ŁKS nie stracił bramki, ani nie przegrał.
Pierwsza porażka nadeszła dopiero 18 listopada w meczu z Radomiakiem i golu straconym w samej końcówce z rzutu karnego. Biało-czerwono-biali zagrali przeciętnie, ale wtedy również większość pozostawała optymistami przed kolejnymi nadchodzącymi kolejkami. 4 dni później łodzianie jednak znów stracili punkty, tym razem zespół z al. Unii nie potrafił pokonać na swoim obiekcie Puszczy Niepołomice. Wtedy też pierwszy raz w obecnych rozgrywkach przyzwyczajeni do grającej od początku sezonu na wysokim i stabilnym poziomie defensywy kibice nie poznawali swoich ulubieńców z bloku defensywnego. Pierwszego gola zawalił absolutny lider obrony, Arkadiusz Malarz. Golkiper ŁKS-u być może jednak nie musiałby wyciągać piłki z siatki po rzucie wolnym, gdyby wcześniej źle ustawiona linia obrony nie dała się zaskoczyć prostopadłym podaniem do wychodzącego sam na sam napastnika gości, który został ostatecznie sfaulowany przez Macieja Wolskiego, grający na pozycji obrońcy Wolski wyleciał za to przewinienie z boiska. Festiwal błędów w wykonaniu ełkaesiaków przyniósł tamtego dnia aż cztery stracone bramki, czyli tyle samo ile Rycerze Wiosny stracili we wszystkich dotychczasowych spotkaniach.
Następnie przyszła porażka 0:2 w tzw. Meczu o 6 punktów, czyli pojedynek z będącymi za plecami łódzkiej drużyny Górnikami z Łęcznej. Prezes Salski powiedział później, że był to jeden z tych meczów, w którym podopieczni Wojciecha Stawowego zaprezentowali się naprawdę źle. Przełamanie nie nastąpiło również w późniejszej potyczce z Miedzią Legnica. Ełkaesiacy znów rozegrali fatalne zawody w defensywie kolejny raz tracąc cztery gole w jednym spotkaniu. Nie pomógł również Samuel Corral, który nie wytrzymał ciśnienia łapiąc dwie niepotrzebne żółte kartki osłabiając w efekcie swój zespół.
Ostatnie w tej rundzie dla ŁKS-u był mecz na szczycie Fortuna 1 Ligi przeciwko Termalice. Biało-czerwono-biali pojechali na stadion lidera rozgrywek w bardzo osłabionym składzie z powodu kolejnej fali zachorowań na koronawirusa, która dotknęła Łódzki Klub Sportowy. Akurat w tarciu z podopiecznymi Mariusza Lewandowskiego łodzianie wyglądali naprawdę dobrze. Na pewno nie można powiedzieć, że ŁKS zasłużył tam na porażkę, którą niestety poniósł. Sporo zastrzeżeń ze strony kibiców ŁKS-u, jak i samego prezesa Salskiego padło w stronę arbitrów, którzy popełnili kilka poważnych błędów na niekorzyść ełkaesiaków. Jak potoczyłby się ten mecz, gdyby uznano prawidłowo zdobytego gola Antonio Domingueza? Teraz można już tylko gdybać.
Fakty są takie, że ŁKS, który długo wyglądał, jakby bawił się na zapleczu ekstraklasy zasłużenie prowadząc w tabeli przez długi okres czasu trwania rundy jesiennej, zajmuje obecnie drugą lokatę z dziesięciopunktową stratą do lidera z Niecieczy, utrzymując się na drugim miejscu tylko, dzięki lepszej różnicy bramek od Górnika Łęczna. Oczywiście ŁKS ma jeszcze jedno zaległe spotkanie, które rozegra 20 lutego z GKS-em Tychy. Kibicom Rycerzy Wiosny pozostaje liczyć, że do tego czasu Wojciech Stawowy i jego sztab poukłada drużynę, która będzie wyglądać tak, jak w pierwszej części pierwszej rundy Fortuna 1 Ligi:
- Paradoksalnie te słabsze mecze mogą mieć także dobre konsekwencje. Pokazały mnie czy dyrektorowi sportowemu, jakich wzmocnień potrzebuje drużyna, a sztabowi, co wymaga poprawy w grze zespołu - twierdzi Tomasz Salski.
Pojawia się wiele głosów, że ŁKS jest zbyt uzależniony od formy filigranowego Hiszpana, Pirulo, ale prezes ŁKS-u patrzy na to inaczej:
- W każdej drużynie są postacie, które robią różnicę. Na pewno Pirulo jest takim piłkarzem u nas. Ja mogę się tylko cieszyć, że mamy takiego zawodnika, który w grze ofensywnej jest piłkarzem kompletnym. Moim zdaniem jednak umiejętności kilku innych graczy pozwalają nam spokojnie podejmować walkę o Ekstraklasę także bez Piriego w składzie - mówił prezes.
Kibice natomiast mogą być spokojni o kwestię wzmocnień w zimowym okienku transferowym. Sternik ŁKS-u zapowiada, że klub z al. Unii ma zamiar wzmocnić kadrę wartościowymi piłkarzami, którzy wspomogą klub w walce o ekstraklasę, a pierwszym z nich ma być lewoskrzydłowy. Właśnie ta pozycja najbardziej wymaga wzmocnień po odejściu do Zagłębia Lubin Adama Ratajczyka.
- Jeśli będziemy mieli możliwość ściągnięcia piłkarza, który realnie wzmocni drużynę, to jego pozycja nie będzie miała znaczenia. Oczywiście łatwiej byłoby pozyskiwać zawodników, gdybyśmy mieli dziesięć punktów przewagi nad trzecią drużyną i awans na wyciągnięcie ręki. Mam jednak nadzieję, że jeszcze tej zimy trafi do nas co najmniej dwóch wartościowych zawodników pozyskiwanych już z myślą o ewentualnym awansie. Naszym założeniem jest wzbogacenie kadry o dwa-trzy nazwiska, ale chciałbym, żeby te dwa nazwiska były konkretne; żeby to byli piłkarze gotowi do gry w pierwszym składzie. Już dziś mogę zdradzić, że jeśli nic nie wywróci się na ostatniej prostej, to w przerwie zimowej dołączy do nas lewy skrzydłowy - zapowiedział Tomasz Salski.
Większość fanów Łódzkiego Klubu Sportowego przed sezonem raczej uśmiechnęliby się, gdyby ktoś im powiedział, że ich drużyna będzie po rundzie jesiennej wiceliderem rozgrywek. Biorąc pod uwagę jednak okoliczności z końcówki zmagań w roku 2020 wszyscy związani z ŁKS-em mogą czuć spory niedosyt i rozczarowanie postawą swoich ulubieńców w ostatnich spotkaniach. Należy jednak zachować chłodną głowę i pamiętać o problemach z koronawirusem, który dał się drużynie z al. Unii we znaki, o czym wspomniał także prezes Salski, a my pisaliśmy o tym tutaj.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.