Ełkaesiacy zmarnowali wczoraj ostatnią szansę na pozytywne zakończenie tego sezonu i ulegli zabrzanom drugi raz od momentu wznowienia rozgrywek po pandemii. Oto jak ten mecz podsumował Wojciech Stawowy:
- Było to słabe spotkanie w naszym wykonaniu. Nie stwarzaliśmy sytuacji podbramkowych. Była natomiast duża nerwowość i niepewność, która się zarysowywała już od pierwszej minuty tego spotkania. Powtarzam raz jeszcze. Ten zespół potrzebuje zdecydowanego impulsu, który totalnie odmieni postawę piłkarzy. My jesteśmy już w jasnej sytuacji, jeśli chodzi o przyszły sezon, który też będzie sezonem niełatwym. Moim zadaniem jest zrobić wszystko, aby drużynie pomóc, bo odpowiedzialność za tę całą sytuację spoczywa na moich barkach.
W poprzednich spotkaniach, ŁKS po przerwie radził sobie zdecydowanie lepiej. Jak w przerwie na wydarzenia boiskowe zareagował szkoleniowiec ŁKS-u, że tym razem gra zespołu w ogóle się nie zmieniła w drugich 45 minutach?
- W przerwie mieliśmy burzliwą wymianę zdań. O szczegółach nie będę tutaj mówił. Wszyscy staraliśmy się tak zareagować, żeby ta druga wyglądała lepiej. Bardzo często motywacja płynie też od piłkarzy. Robi to np. Arek Malarz, zawodnik z dużym doświadczeniem, który mocno przeżywa to co się dzieje. W niektórych spotkaniach, te drugie połówki były zdecydowanie lepsze w naszym wykonaniu. Dzisiaj natomiast nie było żadnej różnicy.
Podczas wczorajszego spotkania można było usłyszeć na trybunach kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego, którzy skandowali nazwisko poprzedniego szkoleniowca Rycerzy Wiosny, Kazimierza Moskala:
- Bardzo dobrą pracę wykonał tutaj trener Moskal. Nie dziwię się, że kibice skandują nazwisko trenera, który wprowadził ŁKS do ekstraklasy, za którego kadencji ta drużyna grała dobre spotkania. Ja się kibicom absolutnie nie dziwię. Zdaję sobie sprawę, że kibice są sfrustrowani i zdenerwowani. Każdy by chciał, żeby ŁKS pozostał i grał w ekstraklasie, ja też bym tego chciał i z takim nastawieniem przyszedłem pracować w tym klubie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. To ja odpowiadam za tę sytuację i absolutnie się z tego nie wycofuję. - powiedział Wojciech Stawowy.
Szkoleniowiec Łódzkiego Klubu Sportowego o planach na najbliższe tygodnie i miesiące. Czy spadek zmienia coś w jego założeniach czy raczej plany Wojciecha Stawowego dotyczące przyszłości klubu się nie zmieniają?
- Chcemy przede wszystkim honorowo zakończyć ten sezon. Mamy świadomość, że przerwa między sezonami będzie krótka, więc będziemy robili przymiarki pod grę w następnym sezonie. Musimy ten czas w pełni wykorzystać, żeby to wszystko w pełni pozbierać i za niedługo funkcjonować nowych realiach, a takie są w 1 lidze.
Na konferencji poruszono także temat bardzo słabej skuteczności Łódzkiego Klubu Sportowego. Od momentu przejęcia sterów przez Wojciecha Stawowego, ŁKS zdobył w lidze zaledwie 2 bramki, tracąc przy tym aż 13 goli:
- Zwracamy na to uwagę. To nie jest tak, że my w ogóle nad tym nie pracujemy. Ciężko jest mi wytłumaczyć, dlaczego w meczach boimy się uderzać, dośrodkowywać , dlaczego w meczach boimy stwarzać się sytuację bramkowe. Brak tych sytuacji wynika z naszego sposobu grania. Tutaj jest sytuacja, którą muszę bardzo szybko zdiagnozować przed startem nowego sezonu. Myślę, że jak zniknie bojaźń, to rzeczy, które teraz nie funkcjonują, wrócą bardzo szybko, bo to nie jest tak, że ci piłkarze zapomnieli jak się gra.
- Mnie jest przykro, że z boku to wygląda tak, jakby nam nie zależało, jakby nam to było obojętne, a wiem, że tak po prostu nie jest. Boli mnie to, że nie potrafimy tego w odpowiedni sposób sprzedać na boisku w trakcie meczu.
Jednym z jaśniejszym punktów w tym sezonie była na pewno dyspozycja Arkadiusza Malarza, który niejednokrotnie ratował zespół ŁKS-u przed wyższym wymiarem kary w meczach ekstraklasy:
- To nie wygląda tak jak miało wyglądać. Nie wygląda to tak, jak na treningach. Przychodzi mecz, a my nie potrafimy realizować tego, co zostało nam nakreślone, nie potrafimy grać tak, jak robimy to na treningu. - powiedział golkiper łodzian.
Mecz z Górnikiem to kolejne spotkanie w tym sezonie, w którym Łódzki Klub Sportowy nie potrafi zachować czystego konta. Oto co powiedział golkiper ŁKS-u o dzisiejszych straconych bramkach:
- Myślę, że to przez nasze błędy. To nie były akcję Górnika Zabrze, które nie wiadomo jak nas rozklepały. Pierwsza bramka po dośrodkowaniu, po którym niepilnowany zawodnik oddaje strzał. Przy drugim golu wszyscy byliśmy spóźnieni, w tym ja i w efekcie faulowałem przeciwnika. Trzecia bramka padła chyba po naszym złym wyprowadzeniu piłki, po którym nastąpił przechwyt i bramkowa szansa dla Górnika. - podsumował Arkadiusz Malarz.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.