reklama
reklama

(+18) Dla jedzenia i kosmetyków została prostytutką. Szokująca historia łodzianki

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Pixabay

(+18) Dla jedzenia i kosmetyków została prostytutką. Szokująca historia łodzianki  - Zdjęcie główne

zdjęcie poglądowe | foto Pixabay

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Strefa łodzianek 24-letnia kobieta z Łodzi kilka lat temu postanowiła zostać prostytutką. Co ją do tego skłoniło? Jak wygląda ta praca? Co ona sama sądzi o tym zawodzie? Udało mi się zdobyć odpowiedzi na te pytania.
reklama

Roksana (imię zmienione): Tylko proszę Cię, obiecaj, że nie zrobisz z tego taniej sensacji, dobrze?

Konrad Wojtczak, TuŁódź.pl: Oczywiście, że nie zrobię. Na pewno Cię tym tekstem nie skrzywdzę. Opowiedz mi swoją historię. 

Moja matka i ojciec to typowa patologia. Zawsze lubili alkohol i narkotyki. Kiedy byłam mała, nie za bardzo się mną interesowali. Poza tym zawsze byli na gazie, więc prawie z nimi nie rozmawiałam. Zajmowałam się sama sobą. Najczęściej przebywałam poza domem, bo nie mogłam patrzeć na to, jak leżą pijani na dywanie. W podstawówce raczej nikt mnie nie lubił, bo byłam cicha i zamknięta w sobie. A w gimnazjum zaczęłam być chamska.

Co to znaczy chamska?

Odnosiłam się z pogardą do moich kolegów i do nauczycieli. Buntowałam się. Założyłam też wtedy profil na jednym z serwisów społecznościowych i zaczęłam pisać z oblechami [mężczyznami budzącymi obrzydzenie - przyp. aut.]. Czasem, gdy jakiś zarzucił hajsem [pieniędzmi - przyp. aut.], kupowałam sobie modne ciuszki. Rodzice cały czas się mną nie interesowali i codziennie się dobrze bawili. Potem poszłam do liceum. Tak, wiem, że to może być zaskoczenie, ale chodziłam do liceum. Co prawda go nie skończyłam, ale wspominam je bardzo dobrze. 

Dlaczego go nie skończyłaś? 

Bo zajmowałam się swoją niesamowitą pracą i życiem, więc szkoda mi było czasu na naukę. Gdy byłam w liceum, potrzebowałam pieniędzy. Nie tylko na ciuszki, ale przede wszystkim na żarcie. Lodówka na chacie była pusta, bo moich starych wyrzucono z pracy. W sumie się nie dziwię. Szefostwo wreszcie zauważyło, że 24-godzinne pijaństwo to nie przypadek. Poza tym zazdrościłam moim koleżankom markowych kosmetyków. Nie chciałam się malować jakimś najtańszym badziewiem z marketu. 

Co było dalej?

Założyłam konto na jednym z portali randkowych i wstawiłam tam kilka nudesów [nagich zdjęć - przyp. auto.] i opis, w którym zasugerowałam od samego początku, że hajs jest mi potrzebny do szczęścia. Odezwało się kilku stulejarzy [mężczyzn niemających powodzenia - przyp. aut.] i z jednym z nich się umówiłam. Miałam wtedy 18 lat, byłam pełnoletnia. Poszłam do niego do mieszkania. Nie był zbyt piękny, a poza tym śmierdział potem i szczochem, ale jakoś to przeżyłam. Na pewno zapamiętam go do końca życia. Zarzucił dwiema stówkami, więc było całkiem spoko. 

I umawiałaś się z kolejnymi klientami?

Tak, codziennie z innymi. Ale ci, którym przypadłam do gustu, wciąż byli mną zainteresowani, więc do nich wracałam. Trochę byli starzy, ale młodzi to sobie mogą wyrwać jakąś lochę [dziewczynę - przyp. aut.] za darmo w Internecie, a starzy powodzenia raczej nie mają, więc muszą płacić. Spotykałam się z tymi oblechami regularnie przez dwa lata. Byłam bardzo obrotna. Przerobiłam wtedy już co najmniej stu facetów. Wszyscy nudni, ale dawali pieniążki, więc nie narzekałam. Na biedę też nie narzekałam. Śmiałam się, że moją ulubioną piosenką jest „Money, money, money” zespołu ABBA. 

Wspominałaś mi wcześniej o pewnej ciekawej historii związanej z muzyką. 

Tak, był taki jeden facet, którego w miarę polubiłam. Tak mu się spodobałam, że widywaliśmy się co tydzień. Zawsze jak do niego przychodziłam, puszczał starocie z lat 80. i 90. Modern Talking, „Boys, boys, boys”, „Zombie” i jeszcze jakieś inne hity. Dziwny był z niego typ. Do dzisiaj mam w głowie te piosenki i często je sobie puszczam. 

Powiedz teraz parę słów o swojej miłości. 

Chwalenie się taką miłością to jak chwalenie się niczym, ale dobrze. Pojawiła się w moim życiu rasowa trzydziecha, zupełnie inna niż pozostali klienci. Prowadził kilka biznesów - gastronomia, hotelarstwo i jeszcze jakieś inne firmy. Był bardzo przystojny. Pewnego dnia zapytał się mnie: „Po co to robisz? Potrzebujesz pieniędzy? Ja mam ich dużo. Jesteś fajna, rzuć to”. Myślałam, że się przesłyszałam. Na początku jeszcze przez chwilę robił za mojego ochroniarza i wspierał mnie mentalnie, gdy chodziłam do klientów. 

Dlaczego jeszcze do nich chodziłaś?

Bo musiałam oddać parę tysięcy kilku osobom, ale nie będę o nich opowiadać. Niefajni goście w każdym razie i na szczęście już nie mam z nimi nic wspólnego. Gdy pozbyłam się długów, mogłam się z tym przystojniakiem dobrze bawić i to oczywiście robiłam. Przestałam zarabiać ciałem. Jeździliśmy sobie na wycieczki, podróżowaliśmy i nocowaliśmy w ekskluzywnych hotelach. Czułam się jak królewna. Nawet mi kupił pierścionek i się oświadczył. To było całkiem romantyczne, ale potem już nie czułam się jak królewna. Zaczął mnie zdradzać na prawo i lewo. 

Jak to odkryłaś?

Nie powinno się sprawdzać partnerom telefonów, ale ja wyznaję zasadę, że ufać mogę tylko sobie. Zobaczyłam esemesy i nudesy od innych loch i to był koniec. Nigdy wcześniej się tak źle nie czułam. Przepłakałam kilka nocy, ale potem już się uspokoiłam. Znowu zaczęłam umawiać się z tymi stulejarzami i znowu zaczęłam zarabiać. Jest stabilnie, nawet bardzo. 

Ile jesteś w stanie zarobić?

To bardzo różnie. Zazwyczaj biorę 2 stówy za godzinę. Jeżeli ktoś chce mnie na całą noc, to płaci oczywiście o wiele więcej. Nie biorę zbyt wielu klientów dziennie, ale zazwyczaj jeden w ciągu dnia się trafia. Maksymalnie miałam po sobie, oczywiście w odstępach, chyba trzech facetów. Większej liczby bym w ciągu dnia nie dała rady przerobić. Fizycznie bym nie wyrobiła. W gruncie rzeczy ta praca jest bardzo wymagająca i wyczerpująca. (śmiech) 

Jakie masz dalsze plany związane ze swoim życiem?

To jest jedna wielka niewiadoma. Aktualnie mam 24 lata i nie mam pojęcia, co będzie dalej. Zobaczymy, na razie nie zamierzam wybiegać w przyszłość. 

Nazwałabyś się prostytutką? 

Nie, raczej nie. 

Jak to? 

Bawią mnie takie określenia. Nie jestem prostytutką ani escortą. Nie zajmuję się sexworkingiem. Ja po prostu jestem ku**ą. I mówię o tym lekko, z humorem. To określenie w ogóle mnie nie obraża. Po co używać delikatnych zamienników w stylu "prostytutka", "escorta", "sexworking"? Nazywajmy rzeczy po imieniu. 

Czy uważasz, że to, co robisz, jest dobre i moralne? 

Na pewno nikomu nie robię tym krzywdy. Jeżeli ktoś do mnie przychodzi, to tylko dlatego, że tego potrzebuje. Jest popyt, jest podaż. O wiele gorsze jest zdradzanie swoich partnerów na prawo i lewo, a także oszukiwanie oraz okłamywanie innych. To, co robię, na pewno nie jest szczytem moich marzeń, ale dopóki jeszcze jestem młoda i zdatna do użytku, mogę ze swoich wdzięków korzystać. Jeżeli znajdę sobie prawdziwą miłość życia lub dobrze płatną pracę, rzucę to.    

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama