Profesor przypomniał przewidywania naukowców z maja tego roku. Gdyby ograniczenia, które obowiązywały na początku maja, utrzymać do dziś, to epidemia wygasłaby we wrześniu. Zwłaszcza, gdyby ludzie ich przestrzegali.
!reklama!
Po drugie, gdy restrykcje zmniejszono, ale pewne ograniczenia pozostały, to gdyby ludzie się do takich zasad stosowali, epidemia przeciągnęłaby się do końca roku. Poza tym jej szczyt byłby pod koniec listopada, a a dziś dziennie potwierdzonych infekcji byłoby nie więcej niż tysiąc.
Jak podkreśla ekspert, ludzie w większości nie przestrzegają zasad, liczba zainfekowanych przyrasta więc od końca sierpnia, a szczyt epidemii przypada w październiku. Poza tym były wakacje, nie było zajęć w szkołach, na uczelniach, więc kontakty, które umożliwiały szybsze rozprzestrzenianie się wirusa, były mniejsze.
Według profesora Bednarka, szybko zbliżamy się do szczytu epidemii. – "Na koniec października jedna trzecia Polaków przejdzie już tę infekcję, w większości bezobjawowo. Do końca roku może to dotyczyć połowy społeczeństwa" - prognozuje profesor. Przewiduje także, że spadek liczby dobowych zakażeń do poziomu poniżej 500 może nastąpić pod koniec listopada.
Na razie więcej przewidzieć się nie da.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.