reklama
reklama

Koronawirus z perspektywy łódzkich pielęgniarek. Jak przeszły Covid?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Koronawirus z perspektywy łódzkich pielęgniarek. Jak przeszły Covid?  - Zdjęcie główne

Koronawirus z perspektywy łódzkich pielęgniarek. Jak przeszły Covid? (fot. domena publiczna) |wiadomości łódzkie|Łódź|TuŁódź

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź O swoim doświadczeniu choroby i przezwyciężeniu jej opowiadają łódzkie pielęgniarki. Niektóre z nich zostały wyłączone z pracy na miesiąc.
reklama

O przebiegu choroby z  perspektywy własnego doświadczenia opowiedziało kilka pielęgniarek z łódzkich szpitali.

!reklama!

Pani Anna Płacheta na początku zauważyła u siebie łamanie w kościach. Po tym, jak jej koleżanka z pracy okazała się dodatnia, sama wykonała test.

– Dobę później miałam już dreszcze, katar i ból gardła. W nocy pojawił się tak silny ból pleców, od odcinka szyjnego do odcinka lędźwiowego, że nie byłam w stanie zasnąć – wspomina. - Próbowałam kłaść się na boku, na brzuchu, ale plecy tak samo mnie bolały. Miałam stan podgorączkowy, a zlewałam się potem. Zmieniałam piżamę za piżamą, a byłam tak słaba, że przez pierwsze trzy dni prawie bez przerwy spałam.

Pojawiło się chroniczne osłabienie. Pani Anna nie mogła przejść o własnych siłach z pokoju do pokoju.

- Przechodziłam przed laty grypę, zapalenie płuc, ale to co przeżywałam po zakażeniu się koronawirusem nie da się porównać z niczym innym – ocenia. – Ta choroba dosłownie zwaliła mnie z nóg. A przecież byłam w dobrej kondycji – zawsze miałam dużo ruchu, zdrowo się odżywiałam, przed pandemią ćwiczyłam regularnie na siłowni… Bogu dziękuję, że nie miałam duszności, bo wiem jakie spustoszenie może poczynić wirus w płucach. Obserwuję jednak, że po chorobie czasami brakuje mi słowa lub zapominam o tym, co miałam zrobić. Jest to – jak mówią naukowcy – jedna z konsekwencji tej choroby.

Swoim doświadczeniem podzieliła się również Pani Małgorzata Hirzewska ze szpitala klinicznego, która pierwszych objawów nie skojarzyła z koronawirusem.

– To był ból głowy inny niż zwykle – bałam się, że może być efektem niedokrwienia mózgu - wspomina. – Dwa dni później miałam już stan podgorączkowy, potem gorączkę nieco powyżej 38 stopni. Sięgnęłam po antybiotyk. Mówi się, że przy „wirusówkach” nie powinno się ich przyjmować, ale ja nigdy nie czekam na rozwinięcie się pełnych objawów choroby tylko zaczynam leczenie od dawki uderzeniowej.

Pojawiły się bóle mięśniowe, bóle pleców. Pielęgniarka straciła również smak i częściowo węch. Temperatura ciała utrzymywała się na poziomie 37,5 stopnia.

- Nie kaszlałam ani nie miałam duszności – wspomina choć jak zaznacza jedna z jej koleżanek musiała skorzystać z tlenoterapii. – Choroba tak mnie osłabiła, że po dwóch tygodniach dostałam od lekarza kolejne dwa tygodnie zwolnienia. Dopiero po ok. trzech tygodniach od zachorowania coś się zmieniło – poczułam się na tyle dobrze, że zabrałam się za drobne prace domowe.

Źródło: expressilustrowany

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama