Zemsta za graffiti
- Było krótko przed północą, gdy się pojawili. Zaczęli obrzucać dom i wylewać olej silnikowy z butelek po Pepsi. Kopali w bramę, walili w rolety, wyzywali moją mamę. „Masz, stara k…!” - krzyczeli. Zachowywali się, jakby chcieli dostać się do domu i go zdemolować. Nie wiedziałyśmy, co robić!
- relacjonuje Dorota Kustosz, córka starszej kobiety, która ośmieliła się zamalować pseudoartystyczny napis, który pojawił się na elewacji. Pół nocy czyściła bramę acetonem i próbowała zmyć olej ze ścian karcherem.
Jak podkreślają poszkodowane, nie jest to pierwsza tego typu sytuacja. Z niszczeniem elewacji zmagają się od blisko 10 lat!
- Najpierw coś maluje ŁKS, a później Widzew i go niszczy, farbą, sprayami. Mieszkam od urodzenia na Widzewie, moja mama również, podobnie jak moja babcia. Wszystkie byłyśmy związane z tą dzielnicą, ale od pewnego czasu to ja boję się chodzić po swojej ulicy. A ten przypadek jeszcze to pogłębił. Zgłaszamy to wszędzie, ale bez odzewu. W bezsilności poinformowałam o tym na oficjalnym fanpage’u Widzewa, ale nikt nie raczył odpowiedzieć. Policja też ma nas w nosie. Kilka razy zgłaszałam problemy osiedla dzielnicowemu, lecz nawet nie oddzwonił
- mówi pani Dorota.
Problem nie tylko jednego domu
Problem kiboli nie dotyczy tylko jednego budynku. Wystarczy zrobić kilka kroków po starym Widzewie, by zobaczyć, że pseudokibice malują po blokach, szkołach i przychodniach. Mieszkańcy zgłaszają też, że w pobliskim ogródku jordanowskim zbierają się wieczorami i piją alkohol, przez co trudno bezpiecznie wyjść na spacer z psem.
Pani Dorota jest samotną matką. Wychowuje nastoletnią córkę, a w domu mieszka jeszcze jej siostra. Trudno sobie wyobrazić, co te kobiety przeszły w nocy z soboty na niedzielę, przeddzień meczu ekstraklasy Widzew Łódź - Arka Gdynia.
Pani Dorota oczywiście wezwała policję, ale kiedy patrol dotarł na miejsce, chuliganów już nie było.
- Niestety, sprawców nie udało się ująć. Funkcjonariusze prowadzą czynności w tej sprawie. Straty oszacowano wstępnie na 15 tys. zł
- relacjonuje Maksymilian Jasiak z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Policjanci przyznają, że ujęcie wandali nie będzie łatwe, bo w okolicy nie ma monitoringu.
- Właśnie na tym polega problem
- dodaje pani Dorota.
- Próbowałam interweniować u radnych, ale i tu nie spotkałam się ze zrozumieniem.
Reakcja radnych
Kobieta napisała prośbę o pomoc do kilku radnych. Po incydencie odezwał się tylko Piotr Frątczak (KO) i umówił na spotkanie. Po naszej interwencji pomoc obiecał też radny Michał Buchali (PiS), członek komisji sportu.
- To naprawę dramatyczna sytuacja. Chętnie zajmę się tą sprawą. Napiszę interpelację, ten problem trzeba przedstawić radzie miejskiej. Może dotyczyć całego Starego Widzewa. Postaram się również zainteresować sprawą komisję ładu społecznego. To nie może tak być. Trzeba działać
- mówi radny Buchali.
O interwencję poprosiliśmy także radną Martę Przywarę, której środowisko sportowe jest szczególnie bliskie.
- Zrobię, co w mojej mocy, żeby pomóc, bo to naprawdę poważny problem
- zapowiedziała.
Co na to Widzew?
Poprosiliśmy o komentarz rzecznika Widzewa, Jakuba Dyktyńskiego.
„Widzew Łódź w swoich działaniach promuje postawy kibicowania zgodnego z zasadami szacunku oraz sportowej rywalizacji. Na stadionie przy al. Piłsudskiego 138 przybywają fani z całej Polski, w tym rodziny i dzieci, którzy wszyscy razem tworzą niezapomnianą atmosferę. W imieniu Klubu mogę przekazać, że ubolewamy z powodu każdego aktu wandalizmu. Prowadzimy na bieżąco dialog ze środowiskami kibicowskimi, ale nie mamy wpływu na występowanie takich nielegalnych działań”.
- napisał w przysłanym nam w oświadczeniu.
- Niech mi któryś „prawdziwy kibic” wytłumaczy, w jaki sposób niszczenie cudzego mienia ma wspierać drużynę? Idźcie na stadion, drżyjcie ryje, ale bazgranie po elewacjach to nie kibicowanie. To wandalizm
- kwituje jeden z sąsiadów ofiar napaści.
Jak można pomóc mieszkańcom Widzewa?
Policjanci apelują, by każdy tego typu przypadek zgłaszać. Najlepszym rozwiązaniem byłby monitoring, ale to już inicjatywa magistratu.
- Dobrym narzędziem jest też Krajowa Mapa Zagrożeń Bezpieczeństwa, która powstała po to, żeby mieszkańcy mogli zgłaszać miejsca i sytuacje, które budzą ich obawy. Mapa pomaga lepiej planować pracę policji. Funkcjonariusze widzą, gdzie najczęściej zgłaszane są zagrożenia i mogą tam częściej kierować patrole
- radzi Maksymilian Jasiak z KMP.
- Ważne jest jednak, żeby dokładnie opisywać zdarzenia. Jeśli np. gdzieś notorycznie zbiera się grupa i pije alkohol, należy dodać, kiedy to robią. Jeśli odbywa się to głównie w piątki, a nie napiszemy o tym, policjanci mogą przyjechać w środę i interwencja nie przyniesie efektu
- dodaje.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.