Niektórzy specjaliści szacują, że osób zakażonych jest przynajmniej 5 razy więcej niż wynika ze statystyk. Wszystko wskazuje na to, że ze względu na niewydolność systemu liczba takich przypadków będzie rosła. Pani Monika podzieliła się swoimi doświadczeniami w tym względzie.
!reklama!
Na dzwonieniu do lekarza rodzinnego minął pani Monice cały poniedziałek. Do chorujących dołączył jej mąż, który miał blisko 40 stopni gorączki. Telefon wciąż był zajęty. Kolejnego dnia pojawiły się nowe objawy – starszy syn pani Moniki stracił węch, a siedmioletnia córka zaczęła gorączkować.
- Do lekarza rodzinnego nie mogłam się dodzwonić, a że zaczęłam odczuwać duszność, zadzwoniłam na pogotowie - opowiada kobieta. - Dyspozytorka powiedziała, że nie może mnie skierować na test na koronawirusa. Może to zrobić tylko lekarz rodzinny. - My możemy panią zabrać do szpitala zakaźnego - powiedziała. - Ale wie pani, jak teraz jest z miejscami. Szczerze mówiąc, nie radzę.
Takich sytuacji jest więcej. Mówi o tym dr Tomasz Karudna pracujący na oddziale chorób i w POZ.
- Do sanepidu dodzwonić się nie sposób, do przychodni też nie, bo lekarzy nie przybywa, za to pacjentów, owszem. I choć lekarz pierwszego kontaktu może wypisać skierowanie na test na koronawirusa, to mam świadomość, że wielu chorych pozostaje niezdiagnozowanych. To bardzo niepokojące.
Lekarz dodał, że pacjenci skąpoobjawowi traktowani są mniej poważnie i często mają problemy z uzyskaniem pomocy. Za rozprzestrzenianie się epidemii obwinia on błędy systemowe i brak powszechnych testów, na które naszego kraju niestety nie stać.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.