Weszli na szczyt bałuckiego wieżowca. „Czy naprawdę musi dojść do tragedii?”
W niedzielny wieczór grupa młodych osób weszła na dach wieżowca przy ul. Łagiewnickiej, gdzie prawdopodobnie robili sobie zdjęcia. Z przerażeniem obserwowała to jedna z mieszkanek pobliskiego bloku, która sprawę postanowiła nie tylko zgłosić służbom, ale też nagłośnić w mediach społecznościowych.
Na Bałutach, około godziny 20:45, dojrzałam czterech nastolatków (na oko 17 lat), chodzących po dachu wieżowca przy Łagiewnickiej 102/116. O 20:47 powiadomiłam służby – zgłoszenie zostało przyjęte i przekazane policji. O 21:15 dzwonił ponownie mój mąż – usłyszał, że interwencja została przyjęta, ale „nie mogą nic przyspieszyć. W międzyczasie chłopcy chodzili wzdłuż i wszerz całego wieżowca (ok. 13 klatek!), wychylali się z każdej możliwej strony. O 21:50 zeszli z dachu.”
— relacjonowała mieszkanka Bałut 15 czerwca poprzez facebookową grupę „LDZ Zmotoryzowani Łodzianie”.
Mieszkanka twierdzi, że do godziny 22:20 służby nie pojawiły się na miejscu. O interwencję w tej sytuacji zapytaliśmy łódzkich policjantów.
— Faktycznie otrzymaliśmy zgłoszenie, że grupka osób znajduje się na dachu wieżowców i robią sobie zdjęcia. Natomiast kiedy policjanci przyjechali na miejsce, nie zastali już uczestników tej sytuacji
— mówi asp. Kamila Sowińska z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Zdradza też, że policjanci otrzymali zgłoszenie około 21:00, a na miejscu byli po godzinie, bo — jak podkreśla — nie było tutaj bezpośredniego zagrożenia życia.
— Na pewno doszło do złamania regulaminu tego obiektu. Ta grupa dostała się tam wbrew osobie zarządzającej budynkiem. Jeśli były to osoby nieletnie, jest to przejaw demoralizacji z ich strony
— wyjaśnia asp. Sowińska.
„Nikt z was nie chodził po dachach? Mieliście nieciekawe dzieciństwo”
Część komentujących szuka przyczyny nie w braku natychmiastowej interwencji, ale w miejscowych zabezpieczeniach: — Gdzie spółdzielnia, która nie zabezpieczyła odpowiednio wejścia na dach? — pyta pan Tomasz. Wielu internautów „łączy się” w oburzeniu wraz z autorką:
— Zastanawiam się, co jest w tym zabawnego. Dla mnie nic. Nie mamy wiedzy czy są trzeźwi, czy naćpani. To są czyjeś dzieci
— zwraca uwagę pani Wiola.
Inni natomiast podchodzą do sprawy z większym dystansem: — Za moich czasów łaziło się po dachach, bo tam najlepsza miejscówka do opalania była i nikt nie robił z tego afery — dzieli się jeden z komentujących.
— Na dachu wieżowca jest super i wcale nie można stamtąd tak łatwo spaść jak się spanikowanemu autorowi/autorce wydaje, jest tam tak samo bezpiecznie jakna balkonie albo w kapciach przed telewizorem, tylko widoki znacznie ciekawsze. Są kraje, gdzie z dachów korzysta się publicznie
— pisze pan Krzysztof.
Policja natomiast przypomina, że nawet jeśli wydaje się, że nikomu nic nie grozi, sytuacje takie są ryzykowne i wymagają odpowiedniej reakcji. — W każdej sytuacji, gdzie jesteśmy świadkami naruszeń prawa bądź sytuacji, gdzie zagrożone jest życie drugiego człowieka — dzwońmy i alarmujmy służby.
Komentarze (0)