reklama
reklama

To nie Łódź zauroczyła Skibę, ale Karolina. Jak wygląda jej życie z największym rockendrolowcem w Polsce?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Łódź Jest nie tylko piękną kobietą, ale przede wszystkim mądrym i kochającym zwierzęta człowiekiem. Mimo że zna cztery języki, czyta jedną książkę za drugą, lubi teatr i dobre kino, dla wielu jest przede wszystkim osobą, która "poderwała" znanego muzyka. Rozmawiamy z Karoliną Kempińską o cenie, jaką przyszło jej płacić po ujawnieniu związku ze Skibą.
reklama

Jest kobietą, koło której trudno przejść obojętnie. Ma swoje pasje, pracę, w której się spełnia, zwierzęta, które uwielbia. Otwarcie mówi, że najważniejsza jest dla niej rodzina i mimo że uwielbia fotomodeling, woli w domu gotować obiady niż biegać na sesję. Jak radzi sobie z hejtem, który spotyka ją po ujawnieniu związku ze Skibą? O tym i o swoim życiu z największym rockendrolowcem w Polsce opowiedziała nam Karolina Kempińska.
 
Karolina Barełkowska:  Pani Karolino, nie będziemy ukrywać, że udało nam się poznać, krótko po tym, jak na jaw wyszedł Pani związek ze Skibą, który zresztą sam o tym poinformował. Od tego czasu, dla wielu osób funkcjonuje Pani po prostu jako "dziewczyna Skiby". Jest to dość krzywdzące stwierdzenie, ponieważ, pani oczywiście jest w związku z Krzysztofem Skibą, ale również jest kobietą, która ma swoje życie. Pracuje pani zawodowo, spełnia się jako modelka, realizuje swoje pasje. 
Karolina Kempińska: Funkcjonuję w strefie medialnej jako partnerka Krzysztofa Skiby, bo to on jest osobą publiczną, nie ja. Nie planuję kariery medialnej i nigdy tego nie robiłam, mimo że miewałam wielokrotne zaproszenia na castingi do programów typu Hotel Paradise, czy ostatnia wersja Big Brothera. Uważam to zupełnie nie za moją bajkę i nie lubię takich formatów, ani na siłę generowanych celebrytów. Na co dzień pracuję w firmie informatycznej, od czasów pandemii jest to praca zdalna, więc mam też czas na spokojnie zajmować się domem, kocham gotować, a wolne chwile spędzam z ukochanym, moimi psiakami i rodziną. 
Uważam rodzinę za największą wartość, mam wspaniałych rodziców, siostrę i dwie cudowne babcie, a odkąd jestem w związku z osobą, o którą chcę jak najlepiej dbać, praktycznie nie umawiam się już na sesje zdjęciowe, tylko właśnie stawiam na czas z najbliższymi i szukanie nowych przepisów na obiady, jakkolwiek to brzmi. Choć przyznam, że fotomodeling zawsze będzie mi bliski i pewnie jeśli trafi się jakiś ciekawy projekt, to będę pozować.
 
KB:  Powiem szczerze, uderzyła mnie fala hejtu, która jest kierowana  pod pani adresem. Jak Pani sobie z tym radzi, był moment, że bała się Pani zajrzeć do sieci?
KK: Jak już wspominałam w swoim poście na Facebooku i na Instagramie - oboje baliśmy się reakcji ludzi właśnie na portalach. Na żywo jest to tak naturalne i szczere, że nikt nie zwraca uwagi na różnicę wieku.  W internecie niestety siedzi sporo osób, które kryją się za anonimowymi kontami i wtedy łatwo wyrzucać swoje żale, bądź lęki. Przez parę chwil takie jednostki mogą poczuć się lepiej. Mnie ich zdanie nie boli, jedynie smuci, że mają takie życie i dokuczanie innym sprawia im satysfakcję. Poza tym nie znoszę oceniania kogoś po wyglądzie. Ile komentarzy jest o tym, że na pewno jestem mało inteligentna, bo pozuję, że nie pracuję itp. Wiem, że trzeba to ignorować, bo reakcja tylko napędza, ale strasznie mnie to irytuje, bo jednak i pracuję w branży informatycznej, znam 4 języki i czytam więcej książek w ciągu miesiąca, niż pewnie takie osoby w ciągu kilku lat. Ze strony najbliższych od zawsze mamy wsparcie, bo nas znają, wiedzą jak to rozkwitało i widzą, że jestem szczęśliwa, jak nigdy w życiu. Oczywiście reakcja na to upublicznienie pokazała też, na kim możemy naprawdę polegać, a kogo trzeba trzymać na dystans, ale to akurat dobrze.
 
KB:  Zastanawiała się Pani, skąd w ludziach tyle "jadu", czy jest to taka nasza cecha narodowa? 
KK: Myślę, że jad jest tylko w osobach, które komuś zazdroszczą, nie ma to nic wspólnego z narodowością: zazwyczaj są to osoby, które same nic nie robią ze swoim życiem i jedyną odskocznią jest dla nich właśnie obrażanie obcych ludzi przez internet. Jeśli ktoś jest zajęty pracą, czy swoimi bliskimi - nie ma czasu na obrażanie obcych. Jak byłam młodsza również czytałam "Pudelka" i inne tego typu portale, nadal mi się zdarza, jak każdemu, to pewnie przez clickbait'owe tytuły, tylko, że ja nigdy nie zostawiałam złośliwych komentarzy.  Nie pomyślałabym, żeby kogoś obrażać, bo ma za krótką sukienkę, gorzej dziś wygląda, czy był na zakupach albo randce. Nie wpadłoby mi również do głowy oceniać kogoś wybory życiowe - nie znam, nie wypowiadam się. A hejt potrafi być niebezpieczny i ludzie powinni zdać sobie z tego sprawę. Ile już było spraw, że ktoś postanowił pożegnać się ze światem z powodu obrażania w internecie. Szczególnie tyczy się to młodzieży.
 
KB: Czy miała Pani taki moment w życiu, kiedy zaczęła żałować, że wasz związek się "wydał"? 
KK: Nigdy tego nie żałowałam, bo jestem szczęśliwie i dojrzale zakochana. Nie uważam, żebyśmy mieli się czegokolwiek wstydzić. I związek nie tyle się "wydał", co w końcu postanowiliśmy oficjalnie o tym napisać. Jedyna sprawa, która mnie zaniepokoiła, to to, że ludzie, którzy nawet mnie nie znają, nagle mogą udawać, że tak jest. Do tej pory odnotowalam dwie sytuacje, gdzie mężczyźni, którzy niegdyś mnie podrywali i wypisywali na Facebooku (bez odezwu z mojej strony) nagle zarzekali się, że mnie znają w komentarzach pod postem, zresztą na Waszym portalu, czy że nas coś łączyło. Gdzie ja nigdy nie miałam ŻADNEJ interakcji z daną osobą. Takie wyżywanie się za odrzucenie. Co ciekawe dostawałam screeny od znajomych, sama przestałam śledzić komentarze. Nie wspomnę o plotkach, które też, mimo że to dopiero nasze początki bycia razem oficjalnie, już się pojawiają od osób, które np. mają zdjęcie razem ze mną czy Krzysiem z jakiegoś występu, i nagle udają, że są naszymi znajomymi itp. , wymyślają nasze rozstania, kłótnie czy inne głupoty, które nie mają miejsca.  A po co? By zaistnieć w towarzystwie? Mieć o czym rozmawiać? Nie mam pojęcia. Na szczęście oboje mamy twarde tyły.
 
KB: Pani Karolino, jest Pani wielką miłośniczką zwierząt. Wiem, że podejmujecie wspólnie ze Skibą prozwierzęce akcje, proszę opowiedzieć o nich. 
KK: Tak. Od ok. 8 lat nie jem mięsa właśnie ze względów ideologicznych. Kocham wszystkie zwierzaki, ale najbliższe mojenu sercu są psy. Lojalne, czułe i wdzięczne jak nikt na świecie. 6.5 roku temu adoptowalam z łódzkiego schroniska kundelka Leosia, a 5.5 roku temu na Facebooku wpadł mi post o szukającym domku i czekającym w domu tymczasowym Beniu, wtedy Belmondziaku. Nikt nie kocha jak ocalone psiaki. Istoty, które zaznały od nas dobra, mimo tego, że wcześniej trafiały na złych ludzi, którzy, jak dla mnie, na miano ludzi nie zasługują. Odkąd sama zaczęłam zarabiać regularnie wspieram bazarki dla zwierzaków, głównie psiaków, ale też zdarzały się dla sanktuarium dla świnek ocalałych z rzeźni, koni, kotów itp. Generalnie nie było sytuacji, żebym nie pomogła, gdy jest taka potrzeba. Krzyś też pokochał psy, na początku po prostu chodzili razem na spacery, ale teraz Leoś i Benuś towarzyszą mu krok w krok - gdy pisze felietony w swoim biurze w domu - pieski leżą przy biurku, na kanapie praktycznie zawsze jesteśmy w czwórkę.
 
Co do samych akcji, to jak już wspomniałam - bazarki dla zwierzaków, są to grupy Facebookowe, zawsze sprawdzam do kogo pójdą fanty, mam już dziewczyny, którym ufam i które robią bardzo dużo dla psiaków - prowadzą tymczasy, organizują interwencje, wysyłamy im fanty, ja jakieś ubrania, książki, a Krzyś - swoje książki. Zbieramy też plastikowe korki i zawozimy do schroniska w Głownie albo do pobliskiego sklepu zoologicznego, który też dla nich zbiera. Niedawno odwiedziliśmy też łódzkie schronisko przy ul. Marmurowej, gdyż znajoma tam pracująca (którą notabene poznałam adoptując Leosia) spytała, czy Krzyś pomógłby znaleźć domek pieskowi, który nazywa się... Skiba. Oczywiście pojechaliśmy, Krzyś wyprowadził Skibę, bawiliśmy się z nim i nagrał dużo filmików wspierających jego adopcję. Skiba niestety nadal nie znalazł domu... Może ktoś, to przeczyta i się nim zainteresuje. To 12-letni psiak, ale niech wiek Was nie myli - energię ma jak młodzieniaszek i myślę, że w dobrym domu, otoczony miłością, ma szansę pożyć jeszcze spokojnie kilka lat. Na bieżąco też udostępniamy psiaki, które potrzebują domu na cito. Wierzę w moc udostępnień na Facebooku, bo jednak w ten sposób znalazłam moich najlepszych czworonożnych przyjaciół.
 
KB: Wróćmy jeszcze do pani związku ze Skibą. Proszę powiedzieć, czy żyjąc z najbardziej barwną postacią sceny rockowej w Polsce, ma Pani równie barwne życie na co dzień? Co Panią najbardziej zaskoczyło? 
KK: Może zabrzmi to nudno, ale przyznam, że na co dzień oboje cenimy sobie po prostu spokój, czułość i swoje towarzystwo.  W weekendami rzeczywiście często jeżdżę z Krzysiem i dobrze bawimy się na koncertach Big Cyca czy jego stand-up'ie, który mimo, że widziałam ponad 90 razy zawsze niesamowicie mnie bawi. W domu jednak najbardziej lubimy godzinami dyskutować, słuchać vinyli, tańczyć, czytać książki czy wychodzić z naszymi psiakami na spacer, eksplorując łódzkie parki. Czasami zdarzy nam się wciągnąć w serial, na którejś z platform streamingowych. Z większych "szaleństw" wpada jeszcze cotygodniowe kino, bądź teatr. Ostatnio zachwycił nas teatr improwizacji w Łodzi na Off Piotrkowskiej. Po prostu dobrze czujemy się w swoim towarzystwie.
 
KB: Jakie ma Pani plany na przyszłość? Czy rok 2023 będzie należał do Karolina Kempińskiej? 
Przyznam się, że żyję chwilą. Chcę być zdrowa i chcę, by moi najbliżsi byli zdrowi. To dla mnie zawsze priorytet. Nie planuję niczego spektakularnego, po prostu żyć i cieszyć się każdą chwilą. No i mam nadzieję, że uda nam się sformalizować nasz związek.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama